Moja córka zniknęła z mojego życia. Czy mogłam zrobić coś inaczej?
— Nie dzwoń do mnie więcej, mamo. Muszę żyć po swojemu — jej głos był zimny, obcy. To było rok temu. Od tamtej pory cisza stała się moim codziennym towarzyszem. Każdego ranka budzę się z nadzieją, że może dziś… Może dziś Klaudia się odezwie. Ale telefon milczy. Zawsze milczy.
Czasem łapię się na tym, że zaczynam do niej pisać: „Kocham cię, tęsknię, proszę odezwij się…”, ale kasuję wiadomość zanim skończę. Bo jeśli naprawdę nie chce, żebym się z nią kontaktowała… to co mam zrobić? Czy matka powinna szanować wolę dorosłego dziecka, nawet jeśli serce pęka jej z tęsknoty?
Klaudia była moim jedynym dzieckiem. Wychowywałam ją sama, bo jej ojciec odszedł, kiedy miała trzy lata. Zostawił nas dla innej kobiety, a ja zostałam z kredytem na mieszkanie i małą dziewczynką, która patrzyła na mnie wielkimi oczami i pytała: „Mamo, kiedy tata wróci?”. Zawsze odpowiadałam: „Nie wiem, kochanie. Ale ja tu jestem”.
Robiłam wszystko, żeby niczego jej nie brakowało. Pracowałam na dwa etaty — w szkole jako nauczycielka polskiego i wieczorami dorabiałam korepetycjami. Często wracałam do domu zmęczona, ale zawsze starałam się znaleźć dla niej czas: wspólne kolacje, rozmowy przed snem, czytanie książek. Myślałam, że jesteśmy sobie bliskie.
Ale kiedy Klaudia skończyła szesnaście lat, coś zaczęło się psuć. Coraz częściej zamykała się w pokoju, słuchała muzyki, pisała coś w zeszytach. Przestała mi opowiadać o swoim dniu. Zaczęły się kłótnie o szkołę, o znajomych, o jej chłopaka — Bartka. Nie podobał mi się od początku: starszy od niej o cztery lata, bez pracy, z tatuażami na rękach i spojrzeniem, które mówiło „wszystko mi wolno”.
— Klaudia, on cię wykorzystuje — mówiłam jej raz po raz.
— Mamo, przestań! Nic nie rozumiesz! — krzyczała.
Pewnego wieczoru wróciła późno. Była roztrzęsiona.
— Co się stało? — zapytałam.
— Nic! Daj mi spokój! — rzuciła torbą o podłogę i zamknęła się w łazience.
Słyszałam jej cichy płacz przez drzwi. Chciałam wejść, przytulić ją jak wtedy, gdy była mała. Ale wiedziałam już, że nie mogę przekroczyć tej granicy.
Z czasem było coraz gorzej. Zaczęła opuszczać lekcje, przynosić gorsze oceny. Raz znalazłam w jej pokoju paczkę papierosów i butelkę wódki. Wpadłam w panikę.
— Klaudia! Co to ma znaczyć?!
— To moje życie! Przestań mnie kontrolować!
Wtedy pierwszy raz usłyszałam od niej: „Nienawidzę cię”. Te słowa bolały bardziej niż wszystko inne.
Próbowałam rozmawiać z psychologiem szkolnym. Sugerował terapię rodziną.
— Może pani córka czuje się osaczona? Może potrzebuje więcej swobody?
Ale jak dać swobodę dziecku, które ewidentnie sobie nie radzi? Bałam się o nią każdego dnia.
W końcu skończyła liceum — ledwo. Nie chciała iść na studia.
— Chcę pracować i wynająć mieszkanie z Bartkiem — oznajmiła pewnego dnia.
— Klaudia, on nie ma nawet stałej pracy! Jak wy sobie poradzicie?
— To już nie twoja sprawa!
Pokłóciłyśmy się wtedy najgłośniej w życiu. Wybiegła z domu trzaskając drzwiami. Wróciła po kilku godzinach tylko po rzeczy.
— Nie szukaj mnie. Muszę żyć po swojemu — napisała mi SMS-a następnego dnia.
Od tamtej pory — cisza.
Próbowałam dowiedzieć się czegoś przez znajomych, przez Bartka (nie odbierał telefonu), przez jej dawną przyjaciółkę Magdę.
— Pani Aniu… Klaudia nie chce rozmawiać o domu. Mówi, że musi odpocząć od wszystkiego…
Czasem widuję ją przypadkiem w mieście — idzie szybko, patrzy w telefon albo trzyma Bartka za rękę. Raz chciałam podejść, ale odwróciła wzrok i przyspieszyła kroku.
W pracy udaję przed koleżankami, że wszystko jest w porządku. Ale wieczorami płaczę do poduszki. Zastanawiam się: gdzie popełniłam błąd? Czy byłam zbyt surowa? Czy za bardzo ją kontrolowałam? A może powinnam była pozwolić jej na więcej wolności?
Mama mówi mi:
— Daj jej czas. Sama wróci.
Ale ile czasu potrzeba? Rok już minął…
Najgorzej jest w święta. Wigilia bez Klaudii to jak pusty talerz na stole — symbol czegoś utraconego na zawsze.
Ostatnio zaczęłam pisać listy do niej — papierowe, tradycyjne listy. Nie wysyłam ich. Chowam do szuflady. Może kiedyś je przeczyta?
Dziś znów sprawdziłam telefon trzy razy zanim wyszłam do pracy. Nic.
Wieczorem usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na światła miasta. Przypomniałam sobie małą Klaudię — jak biegała po parku i śmiała się do mnie:
— Mamo! Patrz!
Czy jeszcze kiedyś usłyszę ten śmiech?
Może powinnam napisać do niej jeszcze raz? A może naprawdę powinnam pozwolić jej odejść?
Czy matka może przestać kochać swoje dziecko? Czy można nauczyć się żyć z pustką po kimś najbliższym?
Czasem myślę: „Może to ja powinnam przeprosić pierwsza? Ale za co właściwie? Za to, że kochałam za bardzo?”
A Ty… co byś zrobił na moim miejscu?