Moja siostra zrobiła ze mnie czarny charakter, bo zwróciłam uwagę jej córce – czy naprawdę jestem taka zła?
– Zuzia, nie dotykaj tych nożyczek! – krzyknęłam, kiedy zobaczyłam, jak mała sięga po ostre narzędzia na moim fryzjerskim stoliku. Moje serce zamarło. Pracuję jako fryzjerka w domu, więc zawsze staram się mieć wszystko pod kontrolą, ale dzieci są szybkie. Zuzia, córka mojej siostry Anety, była u mnie już setki razy, ale nigdy nie widziałam jej tak zdeterminowanej, by zrobić coś zakazanego.
Aneta weszła do pokoju akurat w chwili, gdy podniosłam głos. – Co ty robisz?! – zapytała z wyrzutem, patrząc na mnie tak, jakby zobaczyła obcą osobę. – Przesadzasz, to tylko dziecko!
Zuzia rozpłakała się i schowała za matką. Poczułam się okropnie. Nie jestem matką, nie znam się na wychowaniu dzieci, ale czy to znaczy, że mam pozwalać jej na wszystko? Przecież chodziło o bezpieczeństwo! Mój mąż Michał spojrzał na mnie z troską, ale nie odezwał się ani słowem. Wiedział, że każda moja reakcja wobec Zuzi jest pod lupą Anety.
Od tamtej chwili coś się zmieniło. Aneta zaczęła mnie unikać. Przestała dzwonić codziennie, jak miała w zwyczaju. Gdy już przychodziła, atmosfera była napięta. Rozmawiałyśmy o pogodzie albo o promocjach w Biedronce, ale nigdy już o Zuzi. Nawet fryzjerka w osiedlowym sklepie zauważyła: – Coś się stało między tobą a siostrą? – zapytała pewnego dnia.
Wszystko zaczęło się sypać podczas rodzinnego obiadu u mamy. Siedzieliśmy przy stole: ja, Michał, Aneta z mężem Tomkiem i Zuzia. Mama podała rosół, a Zuzia zaczęła rozlewać zupę po całym stole. Aneta tylko się uśmiechnęła: – No cóż, dzieci tak mają.
Nie wytrzymałam. – Może powinnaś jej powiedzieć, żeby uważała? – rzuciłam cicho.
Wszyscy zamilkli. Aneta spojrzała na mnie z pogardą. – Ty zawsze musisz mieć ostatnie słowo! Może dlatego nie masz dzieci, bo nie masz do nich serca!
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Mama próbowała załagodzić sytuację: – Dziewczyny, nie kłóćcie się przy stole…
Ale już było za późno. Tomek zabrał Zuzię do drugiego pokoju, a Aneta zaczęła płakać. – Zawsze byłaś tą lepszą! Zawsze musiałaś mi udowadniać, że jestem złą matką!
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież nigdy nie chciałam być lepsza. Po prostu martwiłam się o dziecko i o porządek w swoim domu. Czy to naprawdę takie złe?
Od tamtej pory rodzina zaczęła traktować mnie jak czarny charakter. Mama dzwoniła rzadziej, a kiedy już rozmawiałyśmy, mówiła tylko o tym, jak trudno jest być matką i jak powinnam być bardziej wyrozumiała dla Anety. Michał próbował mnie pocieszać: – Nie przejmuj się nimi. Wiesz, że zrobiłaś dobrze.
Ale ja czułam się coraz gorzej. W pracy też było ciężko – klientki zaczęły plotkować: – Słyszałam, że pokłóciłaś się z siostrą przez jej dziecko…
Czułam się osaczona. Nawet kiedy szłam do sklepu po chleb, miałam wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie jak na potwora.
Pewnej nocy nie mogłam zasnąć. Wstałam i usiadłam przy oknie. Patrzyłam na puste ulice i zastanawiałam się: czy naprawdę jestem taka zła? Czy to ja powinnam przeprosić? Czy może to Aneta przesadza?
Kilka dni później dostałam SMS-a od mamy: „Aneta jest bardzo smutna. Może byś do niej zadzwoniła?”
Zadzwoniłam. Po drugiej stronie słyszałam tylko ciszę i cichy płacz Zuzi w tle.
– Aneta… – zaczęłam niepewnie.
– Nie chcę teraz rozmawiać – odpowiedziała szybko i odłożyła słuchawkę.
Michał objął mnie mocno tego wieczoru. – Może czasem trzeba odpuścić? – zapytał cicho.
Ale ja nie umiałam odpuścić. Czułam się niesprawiedliwie oceniona przez wszystkich wokół. Przecież nie chciałam źle! Chciałam tylko zadbać o bezpieczeństwo dziecka i porządek w swoim domu.
Minęły tygodnie. Rodzinne spotkania odbywały się beze mnie. Mama tłumaczyła: „Aneta źle się czuje w twoim towarzystwie”.
Pewnego dnia spotkałam Zuzię z Tomkiem na placu zabaw pod blokiem.
– Cześć ciociu! – krzyknęła Zuzia i podbiegła do mnie z uśmiechem.
Tomek spojrzał na mnie niepewnie. – Wiesz… Aneta bardzo przeżywa tę sytuację. Może spróbujecie jeszcze raz pogadać?
Patrzyłam na małą Zuzię i poczułam łzy w oczach. Czy naprawdę jedno słowo może zniszczyć całą rodzinę?
Dziś siedzę sama w swoim mieszkaniu i zastanawiam się: czy bycie asertywnym naprawdę czyni ze mnie złego człowieka? Czy rodzina powinna wymagać od nas bezwarunkowej akceptacji wszystkiego? A może czasem warto postawić granicę – nawet jeśli oznacza to samotność?