Moja teściowa chce wyjść za mąż — a ja nie umiem sobie z tym poradzić. Czy to ja jestem problemem?

— Nie wierzę, że to naprawdę się dzieje — pomyślałam, patrząc na Zofię, moją teściową, która z błyskiem w oku ogłaszała przy stole: — Kochani, mam dla was niespodziankę! Wychodzę za mąż!

Sztućce zadźwięczały o talerze. Mój mąż, Tomek, spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Jego siostra, Ania, zakrztusiła się herbatą. Ja poczułam, jak serce wali mi w piersi. Przecież Zofia miała już swoje lata, była wdową od pięciu lat po śmierci pana Stefana, człowieka, którego wszyscy kochaliśmy i który był dla mnie jak drugi ojciec. Jak mogła tak po prostu oznajmić, że zamierza wyjść za mąż? I to za kogo? Za pana Romana spod piątki, wdowca z sąsiedztwa, który zawsze wydawał mi się podejrzany.

— Mamo, żartujesz? — zapytał Tomek z wymuszonym uśmiechem.
— Wcale nie! — Zofia była wyraźnie podekscytowana. — Roman oświadczył mi się wczoraj. Chcemy być razem.

Wszyscy milczeliśmy. Ja czułam narastającą złość i niepokój. Przecież Zofia była częścią naszej rodziny. Pomagała nam przy dzieciach, była obecna na każdym święcie. Co się stanie, jeśli zamieszka z Romanem? Czy przestanie być babcią dla moich dzieci? Czy Roman będzie miał wpływ na podział majątku po Stefanie? Myśli kłębiły mi się w głowie.

Po kolacji Tomek próbował mnie uspokoić:
— Daj mamie szansę. Przecież zasługuje na szczęście.
— Ale Tomek! — wybuchłam. — Nie widzisz, że to wszystko jest podejrzane? Roman jest wdowcem od roku, a już chce się żenić? Co jeśli chodzi mu tylko o pieniądze?

Tomek westchnął ciężko i wyszedł z kuchni. Zostałam sama ze swoimi myślami i poczuciem winy. Może rzeczywiście przesadzam? Ale przecież chodzi o naszą rodzinę!

Następne dni były napięte. Zofia coraz częściej bywała u Romana. Dzieci pytały: — Mamo, dlaczego babcia nie przychodzi już codziennie?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

W sobotę spotkaliśmy się wszyscy u Zofii na obiedzie. Atmosfera była gęsta jak rosół na stole. Roman przyszedł z kwiatami i próbował rozmawiać z dziećmi. Moja córka Ola patrzyła na niego nieufnie.

Po obiedzie Zofia poprosiła mnie na bok:
— Kasiu, wiem, że masz wątpliwości. Ale ja naprawdę chcę być szczęśliwa. Stefan był cudownym mężem, ale już go nie ma. Roman daje mi radość życia.
— Boję się o panią — powiedziałam cicho. — O nas wszystkich.
— Wiem — uśmiechnęła się smutno. — Ale to moje życie.

Wieczorem zadzwoniła do mnie Ania:
— Kasia, mama jest dorosła. Nie możemy jej zabronić być szczęśliwą.
— Ale co z nami? Co z domem po tacie? Co jeśli Roman ją zrani?
— Musimy zaufać mamie — powiedziała Ania i rozłączyła się.

Nie spałam całą noc. Przypominałam sobie wszystkie chwile z Zofią: jak tuliła moje dzieci, jak piekłyśmy razem sernik na święta, jak płakałyśmy po śmierci Stefana. Bałam się ją stracić — nie fizycznie, ale emocjonalnie.

W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka zapytała:
— Coś się stało?
Opowiedziałam jej wszystko.
— Moja mama też wyszła drugi raz za mąż — powiedziała cicho. — Na początku byłam wściekła. Ale teraz widzę, że jest szczęśliwa.

Zaczęłam się zastanawiać: czy to ja jestem egoistką? Czy boję się zmian bardziej niż powinnam?

Tymczasem w rodzinie narastał konflikt. Tomek coraz częściej milczał przy stole. Dzieci pytały o babcię. Ania unikała rozmów o ślubie Zofii. A ja czułam się coraz bardziej osamotniona w swoich obawach.

Pewnego dnia Zofia przyszła do nas sama.
— Kasiu — zaczęła niepewnie — wiem, że boisz się o mnie i rodzinę. Ale proszę cię tylko o jedno: spróbuj mnie zrozumieć. Nie chcę was stracić.
Popłakałyśmy się obie.

Ślub odbył się skromnie w urzędzie stanu cywilnego. Byliśmy tam wszyscy — choć ja miałam łzy w oczach nie tylko ze wzruszenia, ale też ze strachu przed przyszłością.

Minęły dwa miesiące. Zofia wydaje się szczęśliwa jak nigdy dotąd. Roman okazał się ciepłym człowiekiem, choć nadal mam wobec niego dystans. Dzieci powoli go akceptują.

Ale ja wciąż czuję niepokój i żal do siebie samej: czy miałam prawo tak reagować? Czy moje lęki były uzasadnione? Czy ktoś z was też przeżył podobny konflikt i wie, jak pogodzić własne emocje z dobrem bliskich?

Czasem patrzę na Zofię i pytam siebie: czy potrafię zaakceptować jej nowe życie bez poczucia straty? Czy to ja jestem problemem tej rodziny?