Moja teściowa przejęła nasze życie – czy jeszcze mamy szansę na normalność?

– Znowu przyszła – szepnęłam do siebie, słysząc znajomy stukot obcasów na klatce schodowej. Zegar wskazywał 16:07, a ja po raz kolejny poczułam, jak serce zaczyna mi walić. Odkąd przeprowadziliśmy się z Michałem do nowego mieszkania na Pradze, jego mama, pani Halina, pojawia się u nas niemal codziennie. Czasem z ciastem, czasem z zakupami, ale zawsze z nieproszonymi radami.

– Dzień dobry, kochani! – rozległo się w progu, zanim zdążyłam odpowiedzieć na własne myśli. Michał spojrzał na mnie przepraszająco, ale nie powiedział nic. Wiedziałam, że nie chce jej urazić. Ja też nie chciałam. Ale ile można?

– O, widzę, że znowu nie posprzątałaś kuchni – rzuciła Halina, zanim jeszcze zdjęła płaszcz. – Wiesz, Kasiu, jak się ma dzieci, to trzeba mieć porządek. Ja z Michałem zawsze miałam wszystko pod kontrolą.

Zacisnęłam usta. Nasza córka, Zosia, miała dopiero dwa lata. Praca zdalna, dom, dziecko – czasem po prostu nie miałam siły. Michał próbował mnie wspierać, ale przy matce zamieniał się w milczącego chłopca.

– Mamo, może usiądziesz? – zaproponował cicho.

– Najpierw zrobię porządek w lodówce. Kasiu, ile razy mam ci mówić, żeby nie trzymać otwartych jogurtów? To niezdrowe!

Poczułam łzy pod powiekami. Nie chciałam płakać przy niej. Wyszłam do łazienki i zamknęłam drzwi. Oparłam się o zimne kafelki i próbowałam oddychać. „To mój dom”, powtarzałam sobie w myślach. „Moje życie”.

Wieczorem, gdy Halina w końcu wyszła, usiadłam z Michałem przy stole.

– Musimy coś z tym zrobić – powiedziałam cicho. – Nie mogę tak żyć.

Michał spuścił wzrok.

– Wiem… Ale ona się martwi. Chce pomóc.

– Pomóc? – przerwałam mu. – To nie jest pomoc! Ona mnie kontroluje! Nie czuję się tu jak u siebie!

Michał milczał długo.

– Może… Może spróbuję z nią porozmawiać?

Przez kolejne dni sytuacja się powtarzała. Halina przychodziła bez zapowiedzi, komentowała wszystko: od obiadu po sposób wychowywania Zosi. Czułam się coraz bardziej osaczona. Pewnego dnia, gdy próbowałam nakarmić córkę obiadem, Halina weszła do kuchni i zaczęła mówić:

– Daj jej mniej ziemniaków, bo będzie gruba jak ja w twoim wieku.

Zosia spojrzała na mnie przestraszona. Wtedy coś we mnie pękło.

– Pani Halino – powiedziałam drżącym głosem – proszę nie komentować mojego sposobu wychowywania dziecka.

Zapadła cisza. Michał patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Przepraszam… – wyszeptała Halina i wyszła z kuchni.

Wieczorem Michał był spięty.

– Musiałaś tak ostro? – zapytał.

– A co miałam zrobić? Pozwolić jej dalej mnie poniżać?

Pokłóciliśmy się. Po raz pierwszy od dawna krzyczałam na niego. On też podniósł głos. Zosia płakała w swoim pokoju.

Następnego dnia Halina nie przyszła. Ani kolejnego. Przez tydzień panowała cisza. Michał był przygnębiony, ja czułam ulgę pomieszaną z poczuciem winy.

W końcu zadzwoniła teściowa.

– Kasiu… Czy mogę przyjść? Porozmawiać?

Zgodziłam się. Przyszła ze spuszczoną głową.

– Przepraszam – powiedziała od progu. – Chciałam dobrze… Ale chyba przesadziłam.

Usiadłyśmy razem przy stole. Po raz pierwszy od dawna rozmawiałyśmy szczerze. Opowiedziałam jej o swoich uczuciach, o tym jak trudno być młodą matką bez wsparcia własnej rodziny (moja mama zmarła kilka lat temu). Halina słuchała uważnie.

– Nie wiedziałam… Myślałam, że ci pomagam…

– Potrzebuję pani wsparcia, ale na moich zasadach – powiedziałam cicho.

Od tamtej pory zaczęło się powoli zmieniać. Halina dzwoniła przed wizytą, pytała czy czegoś potrzebujemy. Michał zaczął mnie bardziej wspierać i stawać po mojej stronie.

Ale czasem wciąż boję się, że wszystko wróci do dawnego stanu. Czy można naprawdę zmienić relacje rodzinne? Czy wystarczy jedna szczera rozmowa? A może to tylko cisza przed kolejną burzą?