Nie mogę już znieść, że moja mama z nami mieszka. Czy jestem złą córką?

— Znowu zostawiłaś kubek na stole! — głos mamy przeszył ciszę poranka jak nóż. Stała w kuchni, w szlafroku, z miną, która nie wróżyła niczego dobrego. — Ile razy mam powtarzać, że tu nie jesteśmy na stancji?

Zacisnęłam zęby. Spojrzałam na nią, potem na mojego męża, Pawła, który udawał, że nie słyszy. Dzieci — Zosia i Kuba — już dawno uciekły do swoich pokoi. Wszyscy wiedzieliśmy, że zaraz wybuchnie kolejna awantura.

— Mamo, to tylko kubek. — Próbowałam mówić spokojnie, choć w środku aż się gotowałam. — Zaraz go sprzątnę.

— Ale zawsze muszę ci przypominać! — westchnęła ciężko. — Gdyby twój ojciec żył…

I znowu to samo. Odkąd tata zmarł rok temu, mama nie potrafiła odnaleźć się sama. Najpierw przychodziła codziennie na obiady, potem zostawała na noc, aż w końcu… została na stałe. Wtedy jeszcze myślałam, że to tylko na chwilę, że się pozbiera i wróci do siebie. Ale jej mieszkanie stało się dla niej puste i zimne. A nasz dom — coraz ciaśniejszy.

Mamy trzy pokoje: jeden dla mnie i Pawła, jeden dla dzieci i jeden… teraz dla mamy. Zosia ma już 17 lat, Kuba 14. Potrzebują własnej przestrzeni, a śpią razem w jednym pokoju, bo babcia nie wyobraża sobie spać w salonie.

— To jest mój dom! — krzyknęła Zosia kilka dni temu, trzaskając drzwiami. — Mam dość dzielenia pokoju z Kubą! On chrapie!

— A ja mam dość babci! — dodał Kuba cicho, kiedy myślał, że nikt nie słyszy.

Paweł coraz częściej wraca późno z pracy. Mówi, że ma dużo roboty, ale wiem, że po prostu ucieka od tego chaosu.

Wieczorami leżę w łóżku i słucham oddechu Pawła. Czasem mam ochotę go obudzić i wykrzyczeć wszystko: że nie daję rady, że czuję się jak intruz we własnym domu, że tęsknię za spokojem. Ale milczę. Bo przecież to moja mama. Bo powinnam być wdzięczna, że ją mam.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. W kuchni siedziała mama z Zosią.

— Nie rozumiesz mnie! — Zosia miała łzy w oczach. — Ty zawsze musisz mieć rację!

— Jestem twoją babcią i wiem lepiej! — odpowiedziała mama stanowczo.

Zosia wybiegła z kuchni i wpadła prosto na mnie.

— Mamo, zrób coś! — szepnęła błagalnie.

Patrzyłam na nią bezradnie. Co miałam zrobić? Wyrzucić własną matkę? Kazać dzieciom spać w salonie? A może…

Wieczorem usiadłam z Pawłem przy stole.

— Musimy coś wymyślić — zaczęłam cicho. — To nas wszystkich niszczy.

Paweł westchnął.

— Może twoja mama mogłaby zamieszkać u twojej siostry?

Prychnęłam gorzko.

— Anka ma dwupokojowe mieszkanie i dwójkę małych dzieci. Mama nawet nie chce o tym słyszeć.

Zapadła cisza. Słyszeliśmy zza ściany cichy szloch Zosi.

Następnego dnia zebrałam się na odwagę.

— Mamo, musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.

Spojrzała na mnie podejrzliwie.

— O czym?

— O tym, jak tu żyjemy. Dzieci potrzebują własnego pokoju. My też…

— A ja? Mam spać na kanapie? — przerwała mi oburzona.

— Może… mogłabyś wrócić do siebie? Albo chociaż…

Wstała gwałtownie.

— Myślałam, że jestem tu mile widziana! Po śmierci ojca zostałam sama! Myślisz tylko o sobie!

Poczułam się jak najgorsza córka na świecie. Ale czy naprawdę byłam egoistką?

Kolejne dni były jeszcze gorsze. Mama chodziła obrażona, dzieci milczały, Paweł znikał w pracy. Dom zamienił się w pole minowe.

W końcu przyszła sobota. Siedzieliśmy wszyscy przy stole w milczeniu. Nagle Zosia wybuchła:

— Ja już tak nie mogę! Albo babcia wraca do siebie, albo ja się wyprowadzam!

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.

— To twoja wina! Pozwalasz dzieciom mną pomiatać!

Wybiegłam do łazienki i rozpłakałam się jak dziecko. Nie wiedziałam już, co robić.

Wieczorem przyszła do mnie mama.

— Przepraszam — powiedziała cicho. — Nie chciałam nikomu robić krzywdy. Po prostu… boję się być sama.

Objęłam ją mocno.

— Wiem mamo… Ale musimy znaleźć rozwiązanie dla wszystkich.

Po długiej rozmowie ustaliłyśmy, że mama spróbuje wrócić do siebie na kilka dni w tygodniu. Zgodziła się też spać czasem w salonie, żeby dzieci mogły mieć trochę prywatności.

Nie było idealnie, ale zrobiło się trochę lżej. Zosia przestała płakać wieczorami, Kuba zaczął się uczyć w spokoju, a Paweł częściej wracał do domu.

Czasem patrzę na mamę i widzę w jej oczach strach przed samotnością. Wiem, że kiedyś sama mogę stanąć przed takim wyborem: czy prosić dzieci o pomoc, czy zostać sama ze swoimi lękami?

Czy naprawdę można pogodzić potrzeby wszystkich pod jednym dachem? Czy jestem złą córką, jeśli czasem marzę o własnej przestrzeni?