Nie powiedziałam mężowi, ile zarabiam – teraz jestem sama, ale wreszcie spokojna. Czy szczerość w małżeństwie zawsze jest najważniejsza?

– Iwona, powiedz mi wreszcie, ile zarabiasz! – głos Marka drżał od złości, a jego pięść uderzyła w stół tak mocno, że aż podskoczyła szklanka z herbatą.

Patrzyłam na niego przez chwilę, czując jak serce wali mi w piersi. W głowie miałam tylko jedno: jeśli powiem prawdę, już nigdy nie będziemy tacy sami. Ale jeśli dalej będę kłamać, to czy w ogóle jesteśmy razem?

– Marek, przecież wiesz, że nie o to chodzi…

– O co niby? – przerwał mi gwałtownie. – O to, że nie potrafisz być ze mną szczera? Że muszę się wszystkiego domyślać?

Wiedziałam, że to nie jest tylko jego problem. Od kiedy dostałam awans w agencji reklamowej i zaczęłam zarabiać więcej niż on – nauczyciel w podstawówce – wszystko się zmieniło. Najpierw były żarty: „No, teraz to będziesz mnie utrzymywać”. Potem coraz częściej widziałam w jego oczach cień niepokoju. Aż w końcu pojawiła się ona – jego matka.

Pani Halina nigdy mnie nie lubiła. Uważała, że jestem „za bardzo pewna siebie”, „za mało kobieca”, „za dużo pracuję”. Kiedy tylko dowiedziała się o moim awansie, zaczęła podjudzać Marka:

– Synku, uważaj na nią. Kobieta z pieniędzmi to już nie żona, tylko szefowa! Jeszcze cię zostawi…

Te słowa zatruły nasz dom. Marek zaczął sprawdzać moje wydatki, zaglądać do portfela, pytać o każdy paragon. Czułam się jak podejrzana we własnym małżeństwie. A przecież chciałam tylko trochę niezależności. Chciałam mieć swoje pieniądze na czarną godzinę – na wypadek, gdyby coś się stało. Może to przez moją mamę, która całe życie była zależna od ojca i nigdy nie miała odwagi odejść, nawet gdy ją zdradzał.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu późno. Marek siedział w kuchni z matką. Ich spojrzenia mówiły wszystko.

– Iwona, musimy porozmawiać – zaczął Marek. – Mama mówi, że powinniśmy mieć wspólne konto. Że tak robią normalne małżeństwa.

– A ja myślę, że normalne małżeństwa opierają się na zaufaniu – odpowiedziałam spokojnie.

Pani Halina prychnęła.

– Zaufanie? To dlaczego ukrywasz przed synem pieniądze? Co jeszcze przed nim ukrywasz?

Wtedy pękłam.

– Może dlatego, że nie chcę być kontrolowana! Może dlatego, że chcę mieć coś swojego! Czy to takie dziwne?

Marek patrzył na mnie z wyrzutem.

– Myślałem, że jesteśmy drużyną…

Nie odpowiedziałam. Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Płakałam długo. Wiedziałam już wtedy, że coś się skończyło.

Od tamtej pory było tylko gorzej. Marek przestał ze mną rozmawiać. Pani Halina dzwoniła codziennie i wypytywała go o wszystko. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Pewnego dnia znalazłam na stole kartkę: „Nie mogę tak żyć. Albo jesteśmy razem i wszystko sobie mówimy, albo nie ma nas wcale”.

Spakowałam się i wyprowadziłam do wynajmowanego mieszkania na Pradze. Przez pierwsze tygodnie czułam tylko pustkę i żal. Zastanawiałam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Czy powinnam była powiedzieć Markowi prawdę? Czy może to on powinien był zaakceptować moją niezależność?

Czasami dzwoni do mnie mama i pyta:

– Córeczko, czy jesteś szczęśliwa?

Nie wiem, co jej odpowiedzieć. Bo z jednej strony czuję ulgę – nikt mnie już nie kontroluje, nie rozlicza z każdego grosza. Mam swoje pieniądze i swoje życie. Ale z drugiej strony… jestem sama.

Ostatnio spotkałam Marka przypadkiem na ulicy. Wyglądał na zmęczonego i smutnego.

– Iwona… – zaczął niepewnie. – Chciałem tylko powiedzieć… przepraszam.

Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć.

Wieczorami siedzę przy oknie i patrzę na światła miasta. Myślę o tym wszystkim, co się wydarzyło. Czy naprawdę musiałam wybierać między szczerością a własnym spokojem? Czy można być razem i jednocześnie zachować siebie?

Może szczerość jest przereklamowana? A może po prostu trafiliśmy na siebie za wcześnie?

Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między prawdą a własnym bezpieczeństwem? Co byście zrobili na moim miejscu?