„Obudź się i zrób mi kawę!” – Jak mój szwagier zrujnował nasz rodzinny weekend i dlaczego nie potrafię wybaczyć mężowi
– Obudź się i zrób mi kawę! – usłyszałam głos Andrzeja, mojego szwagra, zanim jeszcze zdążyłam otworzyć oczy. Była sobota, szósta rano. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko sen, ale niestety – on naprawdę stał w drzwiach naszej sypialni, w samych bokserkach, z miną obrażonego księcia.
Spojrzałam na Piotra, mojego męża. Udawał, że śpi. Widziałam jednak, jak drga mu powieka – wiedział, że Andrzej przesadza, ale jak zwykle nie miał odwagi mu się sprzeciwić. Zacisnęłam zęby i wstałam. W kuchni zagotowałam wodę, próbując nie wybuchnąć płaczem ani nie rzucić czajnikiem o ścianę.
Dwa tygodnie temu Andrzej zadzwonił do Piotra: „Stary, mam remont w mieszkaniu, mogę się u was zatrzymać?”. Piotr nawet nie zapytał mnie o zdanie. Po prostu oznajmił: „Andrzej wprowadza się na chwilę”. Myślałam: trudno, rodzina to rodzina. Ale już pierwszego dnia wiedziałam, że to był błąd.
Andrzej od początku zachowywał się jak król. Rozrzucał skarpetki po całym mieszkaniu, zostawiał brudne talerze na stole, a wieczorami okupował naszą kanapę, oglądając głośno mecze i popijając piwo. Kiedy próbowałam zwrócić mu uwagę, śmiał się: „Oj, Anka, nie bądź taka spięta! Wyluzuj trochę!”
Najgorsze było to, że Piotr milczał. Kiedyś był inny – stanowczy, troskliwy. Teraz patrzył na mnie bezradnie i powtarzał: „To tylko na chwilę. Przecież to mój brat”.
Pewnego wieczoru, kiedy dzieci już spały, usiedliśmy z Piotrem w kuchni. Zebrałam się na odwagę:
– Piotrze, nie wytrzymam tego dłużej. Andrzej traktuje mnie jak służącą. Ty nic nie robisz.
Piotr spuścił wzrok.
– Wiem… Ale co mam zrobić? On nie ma gdzie pójść.
– Może powinien poszukać hotelu? Albo wrócić do mamy?
– Przesadzasz. To tylko kilka dni.
Kilka dni zamieniło się w dwa tygodnie piekła. Andrzej codziennie wymyślał nowe żądania: „Anka, zrób mi jajecznicę”, „Anka, gdzie są moje klucze?”, „Anka, kupisz mi papierosy?”. Czułam się jak niewolnica we własnym domu.
W pracy byłam rozkojarzona i zmęczona. Szefowa zapytała mnie nawet: „Wszystko w porządku? Wyglądasz na przytłoczoną”. Chciałam jej powiedzieć prawdę, ale wstydziłam się przyznać, że nie radzę sobie z własną rodziną.
W końcu przyszedł ten dzień. Sobota. Sześć rano. Andrzej w drzwiach sypialni. Kawa. To była kropla, która przelała czarę goryczy.
Po południu zebrałam dzieci i wyszliśmy do parku. Potrzebowałam oddechu. Siedząc na ławce, patrzyłam na bawiącego się Antosia i Zosię. Zastanawiałam się: czy naprawdę muszę poświęcać siebie dla „dobra rodziny”? Czy moje potrzeby są mniej ważne niż wygoda szwagra?
Wieczorem wróciłam do domu z postanowieniem: koniec z tym. Zastałam Andrzeja rozwalonego na kanapie z piwem i Piotra przy komputerze.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Andrzej spojrzał na mnie z ironią:
– Coś się stało?
– Tak. Mam dość tego cyrku. To jest mój dom i nie pozwolę się tak traktować.
Piotr próbował mnie uciszyć:
– Anka, spokojnie…
Ale ja już nie mogłam dłużej milczeć:
– Albo Andrzej znajdzie sobie inne miejsce do spania, albo ja zabieram dzieci i wyjeżdżam do mamy.
Zapadła cisza. Andrzej parsknął śmiechem:
– No to chyba czas się zbierać.
Piotr patrzył na mnie z wyrzutem:
– Przesadzasz…
Ale ja już nie słuchałam.
Następnego dnia Andrzej wyprowadził się do matki. Piotr przez kilka dni chodził obrażony. Nie rozmawialiśmy ze sobą prawie wcale. W domu było cicho – aż za cicho.
Minął tydzień. Pewnego wieczoru Piotr usiadł obok mnie na kanapie.
– Wiem, że cię zawiodłem – powiedział cicho. – Ale to mój brat…
– A ja? – zapytałam łamiącym się głosem. – Czy ja też jestem dla ciebie ważna?
Nie odpowiedział od razu.
Od tamtej pory coś między nami pękło. Staramy się żyć normalnie – dla dzieci, dla pozorów. Ale ja już wiem: jeśli raz pozwolisz komuś przekroczyć swoje granice, potem coraz trudniej je odzyskać.
Czasem patrzę na Piotra i pytam siebie: czy można kochać kogoś, kto nie potrafi cię obronić? Gdzie kończy się rodzina, a zaczyna poświęcenie samej siebie? Może wy mi powiecie…