Od ośmiu miesięcy oddaję połowę pensji rodzicom na remont domu. Jestem na skraju wytrzymałości – czy naprawdę jestem im to winien?

– Michał, przelew zrobiłeś? – głos mamy rozbrzmiewał w słuchawce z tą samą nutą niepokoju, którą słyszałem od dziecka.

Zacisnąłem zęby. Była środa, ósmy miesiąc z rzędu, kiedy połowa mojej pensji znikała z konta, zanim zdążyłem pomyśleć o własnych potrzebach. – Tak, mamo. Wysłałem ci pieniądze rano – odpowiedziałem, starając się, by nie usłyszała w moim głosie zmęczenia.

– Dobrze, bo ekipa już czeka na zaliczkę. Wiesz, jak trudno teraz o dobrych fachowców. – Jej głos drżał, jakby od tego przelewu zależało jej życie.

Odłożyłem telefon i usiadłem na łóżku w mojej kawalerce na Pradze. Miałem 29 lat, a czułem się jak dziecko, które nie potrafi powiedzieć „nie”.

Od zawsze byłem jedynakiem. Mama – wiecznie zatroskana, kontrolująca każdy mój krok. Ojciec – zamknięty w sobie, wybuchowy, często nieobecny duchem. Ich relacja była jak pole minowe – nigdy nie wiedziałem, kiedy wybuchnie kolejna kłótnia. W dzieciństwie marzyłem, żeby uciec z domu, ale nie miałem dokąd. W liceum, kiedy próbowałem się zbuntować, mama płakała całymi nocami, a ojciec trzaskał drzwiami. W końcu nauczyłem się być „grzecznym synem”.

Kiedy dostałem pierwszą pracę w banku, rodzice byli dumni. Ale szybko okazało się, że to tylko kolejny powód, by mnie kontrolować. – Michał, nie wydawaj na głupoty. Michał, odkładaj na mieszkanie. Michał, pamiętaj o rodzinie. – Ich głosy brzmiały w mojej głowie nawet wtedy, gdy ich nie było obok.

Osiem miesięcy temu zadzwoniła mama. – Synku, musimy zrobić remont. Wszystko się sypie. Pralka cieknie, ściany odpadają, a tata nie daje już rady. – Słyszałem w jej głosie rozpacz, której nie potrafiłem zignorować.

– Pomogę wam – powiedziałem bez namysłu. I tak się zaczęło. Najpierw drobne wydatki: nowa pralka, potem łazienka, potem kuchnia. W końcu ekipa remontowa i coraz większe sumy. Połowa mojej pensji znikała co miesiąc. Z początku myślałem: „To tylko chwilowe”. Ale remont ciągnął się bez końca.

Moja dziewczyna, Kasia, coraz częściej patrzyła na mnie z wyrzutem. – Michał, kiedy zaczniemy żyć dla siebie? Ile jeszcze będziesz im pomagał? – pytała wieczorami, gdy wracałem zmęczony do domu.

– To moi rodzice. Nie mogę ich zostawić – tłumaczyłem, choć sam nie byłem pewien, czy to prawda.

Z czasem zacząłem unikać spotkań ze znajomymi. Nie było mnie stać na wyjście do kina, na weekendowy wyjazd. Wszystko szło na remont. Czułem się jak bankomat na dwóch nogach.

Pewnego dnia ojciec zadzwonił do mnie po raz pierwszy od miesięcy. – Michał, musisz przyjechać. Ekipa coś spieprzyła z elektryką. – Jego głos był twardy, nieznoszący sprzeciwu.

Pojechałem. Wszedłem do mieszkania, w którym się wychowałem. Pachniało kurzem i farbą. Mama siedziała na kanapie, zapuchnięta od płaczu. Ojciec krzyczał na robotników.

– Synu, widzisz, co tu się dzieje? – zwrócił się do mnie z pretensją. – Gdybyś był częściej, może by tego nie spartolili.

Poczułem, jak coś we mnie pęka. – Tato, robię, co mogę. Pracuję, wysyłam wam pieniądze, przyjeżdżam, kiedy mogę. Co jeszcze mam zrobić?

– Jesteś naszym synem. To twoja odpowiedzialność – odpowiedział bez cienia wahania.

Wróciłem do domu roztrzęsiony. Kasia czekała na mnie z kolacją. – Michał, musisz postawić granicę. Oni cię wykorzystują.

– To nie takie proste – odpowiedziałem cicho. – Oni nie mają nikogo poza mną.

– A ty masz siebie? – zapytała. – Masz nas?

Nie spałem całą noc. Przewracałem się z boku na bok, analizując każdy etap mojego życia. Czy naprawdę jestem im to winien? Czy bycie jedynym dzieckiem oznacza rezygnację z własnych marzeń?

Następnego dnia zadzwoniłem do mamy.

– Mamo, musimy porozmawiać. Nie mogę już dłużej oddawać wam połowy pensji. Potrzebuję tych pieniędzy na własne życie.

Zapadła cisza. – Michał, jak możesz być taki samolubny? My wszystko dla ciebie poświęciliśmy!

– Wiem, mamo. Ale ja też mam prawo do swojego życia.

Rozłączyła się bez słowa.

Przez kolejne dni nie odbierali ode mnie telefonów. Czułem się winny, rozdarty między lojalnością wobec rodziców a potrzebą wolności.

Kasia przytuliła mnie mocno. – Jestem z tobą. Ale musisz wybrać: ich życie czy swoje.

Patrzę dziś w lustro i widzę człowieka zmęczonego, ale po raz pierwszy od lat czuję, że mam wybór. Czy naprawdę jestem winien rodzicom własne życie? A może najwyższy czas zacząć żyć dla siebie?

Co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy dzieci naprawdę są zobowiązane do poświęcania wszystkiego dla rodziców?