Oddałam mieszkanie wnuczce, a moja córka zerwała ze mną kontakt. Czy można jeszcze naprawić rodzinę?
– Mamo, jak mogłaś mi to zrobić? – głos Magdy drżał od gniewu i rozczarowania. Stałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, a między nami wisiała cisza cięższa niż cokolwiek, co kiedykolwiek nas dzieliło.
Nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy. Wpatrywałam się w kubek z herbatą, który trzymałam w dłoniach, jakby miał mi dać odpowiedź na pytania, których bałam się zadać. Przez okno wpadało blade światło listopadowego popołudnia, rzucając na ścianę długie cienie.
– Magdo, chciałam tylko pomóc Zosi… Ty masz swoje życie, dom z Piotrem, a ona… – zaczęłam niepewnie.
– A ja co? Jestem gorsza? – przerwała mi ostro. – Przez całe życie byłam dla ciebie niewidzialna. Teraz już wiem, że nawet po śmierci nie zostawiłabyś mi niczego.
Zamknęła za sobą drzwi z hukiem. Zostałam sama z ciszą i własnym sercem bijącym jak oszalałe.
To był początek końca naszej relacji. Od tamtej pory minęły trzy miesiące. Magda nie odbiera telefonów, nie odpisuje na wiadomości. Wnuczka Zosia przychodzi czasem, ale widzę w jej oczach niepokój i poczucie winy.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Zosia miała 24 lata, właśnie skończyła studia i zaczęła pierwszą pracę w Warszawie. Wynajmowała pokój na obrzeżach miasta, ledwo wiążąc koniec z końcem. Kiedy powiedziała mi, że marzy o własnym kącie, poczułam ukłucie współczucia – pamiętałam swoje początki z Magdą w małym mieszkanku na Pradze.
Miałam dwupokojowe mieszkanie po rodzicach na Ochocie – przez lata wynajmowane, teraz stało puste po wyprowadzce ostatnich lokatorów. Pomyślałam: „Przecież i tak kiedyś będzie jej albo Magdy… Czemu nie pomóc już teraz?”
Nie konsultowałam tego z Magdą. Bałam się jej reakcji – zawsze była dumna i uparta, a nasze relacje bywały napięte odkąd rozwiodła się z Piotrem i sama wychowywała Zosię. Zosia była jej oczkiem w głowie, ale ja czułam się jej matką bardziej niż babcią.
Podpisałyśmy z Zosią akt darowizny u notariusza. Była wzruszona, płakała ze szczęścia i powtarzała: „Babciu, nigdy ci tego nie zapomnę”. Myślałam wtedy: „Robię dobrze”.
Kilka dni później zadzwoniła Magda.
– Mamo, czy to prawda? Oddałaś mieszkanie Zosi?
– Tak… Chciałam jej pomóc.
– A mnie? Kiedy mnie było ciężko po rozwodzie, nawet nie zapytałaś, czy czegoś potrzebuję! – krzyczała do słuchawki.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Przypomniały mi się wszystkie chwile, kiedy Magda płakała w moich ramionach po odejściu Piotra, a ja byłam wtedy tak skupiona na tym, żeby „nie przesadzać z pomocą”, żeby nie urazić jej dumy… Może rzeczywiście byłam wtedy za mało obecna?
Od tamtej rozmowy Magda przestała się odzywać. Święta spędziłam sama – pierwszy raz od trzydziestu lat. Zosia przyszła na chwilę z opłatkiem i prezentem – nowym szalem – ale czułam między nami mur.
Pewnego wieczoru zadzwonił domofon. To była Zosia.
– Babciu… mogę wejść?
Usiadłyśmy przy stole. Zosia bawiła się nerwowo łyżeczką.
– Mama jest na mnie wściekła – powiedziała cicho. – Mówi, że cię wykorzystałam.
– To nieprawda! To była moja decyzja!
– Ale ona czuje się zdradzona… Babciu, ja nie chcę waszej kłótni przez siebie.
Patrzyłyśmy na siebie długo w milczeniu.
W nocy nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim. Czy rzeczywiście skrzywdziłam własną córkę? Czy powinnam była podzielić mieszkanie między nie? Ale przecież Magda ma dom pod Warszawą… Z drugiej strony – czy to usprawiedliwia moją decyzję?
Próbowałam dzwonić do Magdy jeszcze kilka razy. Bez skutku.
W końcu napisałam list:
„Magdo,
Nie chciałam cię zranić. Chciałam tylko pomóc Zosi wystartować w dorosłość. Wiem, że czujesz się pominięta i masz do mnie żal – masz do tego prawo. Ale proszę cię, nie pozwólmy, żeby jedno mieszkanie przekreśliło naszą rodzinę. Kocham cię i zawsze będziesz moją córką.
Mama”
Nie odpowiedziała.
Czasem myślę o tym wszystkim i czuję ogromną pustkę. Czy naprawdę jedno mieszkanie jest warte utraty córki? Czy mogłam to rozegrać inaczej? Może powinnam była porozmawiać z Magdą przed podjęciem decyzji?
Zosia coraz rzadziej mnie odwiedza – chyba boi się pogłębiać konflikt z matką. Ja zostałam sama ze swoim żalem i poczuciem winy.
Czy można jeszcze naprawić rodzinę po takiej zdradzie? Czy wybaczenie jest możliwe, kiedy rany są tak świeże?
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: „Czy naprawdę zrobiłam dobrze? Czy jedno mieszkanie warte jest rodziny?”