Pomóżcie! Synowa płacze przez stare meble – czy to ja jestem winna?
— Mamo, ona znowu płacze przez te meble! — głos mojego syna, Pawła, rozbrzmiał w kuchni, gdy próbowałam zetrzeć kurz z kredensu po mojej mamie. Zamarłam z ściereczką w dłoni, czując, jak serce bije mi szybciej.
— To tylko meble, naprawdę musimy się o to kłócić? — odpowiedziałam cicho, choć w środku aż się gotowałam.
Paweł spojrzał na mnie z wyrzutem. — Dla niej to nie są tylko meble. Mówi, że nie może się tu poczuć jak u siebie. Że wszystko pachnie przeszłością, a nie naszym życiem.
Zacisnęłam usta. Przeszłość… To był kredens po mojej mamie, stół, przy którym świętowaliśmy każde Boże Narodzenie, komoda, w której trzymałam listy od mojego nieżyjącego już męża. Jak mogłam się tego pozbyć? Ale czy naprawdę chciałam, żeby mój dom stał się polem bitwy?
Weszłam do salonu. Marta siedziała na kanapie, skulona, z czerwonymi oczami. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.
— Marto…
— Ja już nie mogę — przerwała mi drżącym głosem. — Próbuję się tu odnaleźć, ale wszystko przypomina mi, że to nie jest mój dom. Nawet nie mogę postawić swojej ramki na zdjęcia na tej komodzie, bo boisz się, że ją porysuję!
Poczułam ukłucie winy. Może rzeczywiście przesadzałam? Ale przecież to były pamiątki rodzinne…
— Wiem, że to dla ciebie ważne — zaczęłam ostrożnie. — Ale dla mnie też. Te meble… one są częścią mnie. Częścią naszej rodziny.
Marta spojrzała na mnie z rozpaczą.
— Ale ja też chciałabym być częścią tej rodziny! — wybuchła. — A czuję się tu jak gość. Jak ktoś obcy.
Wtedy przypomniałam sobie własne początki w tym domu, kiedy moja teściowa patrzyła na mnie spod byka za każdym razem, gdy przesunęłam filiżankę o centymetr. Czy ja naprawdę robię to samo?
Wieczorem usiadłam z Pawłem przy kuchennym stole.
— Może powinnam coś zmienić…
— Mamo, ja wiem, że to trudne. Ale Marta naprawdę się stara. Może spróbujmy znaleźć kompromis? Może zostawimy kredens i stół, ale pozwolimy jej urządzić salon po swojemu?
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, wspominając śmiech mojej mamy przy tym stole, zapach jej ciasta drożdżowego… Ale czy te wspomnienia naprawdę znikną, jeśli zmienię meble?
Następnego dnia zaprosiłam Martę na rozmowę.
— Chciałabym spróbować… zrobić miejsce na twoje rzeczy — powiedziałam niepewnie. — Może wybierzemy razem nowe zasłony? I możesz postawić swoje zdjęcia na komodzie.
Marta popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
— Naprawdę?
— Naprawdę. Ale… zostawmy kredens. To dla mnie ważne.
Uśmiechnęła się przez łzy.
— Dziękuję…
Przez kolejne dni razem wybierałyśmy dodatki do salonu. Marta przyniosła swoje książki i ramki ze zdjęciami. Ja nauczyłam się patrzeć na ten dom jej oczami — i nagle zauważyłam, że trochę świeżości dobrze nam zrobiło.
Ale konflikt nie zniknął całkiem. Moja siostra Basia zadzwoniła i zaczęła wypytywać:
— Ty naprawdę pozwalasz synowej zmieniać wszystko po swojemu? Co by twoja mama powiedziała?
Zacisnęłam zęby.
— Moja mama chciałaby, żebym była szczęśliwa z rodziną. A szczęście czasem wymaga kompromisów.
Basia prychnęła.
— Ja bym nie pozwoliła!
Wieczorem usiadłam sama w salonie. Patrzyłam na kredens — ten sam od lat — ale teraz obok stały zdjęcia Marty i Pawła z wakacji nad morzem. Poczułam dziwną ulgę i smutek jednocześnie.
Czy naprawdę musimy wybierać między przeszłością a teraźniejszością? Czy dom to tylko meble i wspomnienia, czy przede wszystkim ludzie?
Może powinnam była wcześniej otworzyć się na zmiany? Czy wy też mieliście takie konflikty w rodzinie? Jak sobie z nimi radzicie?