Przestałam wspierać córkę finansowo – teraz nie widuję wnuka. Czy naprawdę byłam tylko portfelem?
– Mamo, nie rozumiesz, że to dla mnie ważne? – głos Magdy drżał, a jej oczy błyszczały gniewem. Stałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, między nami stół, na którym leżała sterta nieopłaconych rachunków. – Gdybyś mi pomogła, nie musiałabym się tak martwić!
Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą. – Magda, ja już nie mam z czego. Sama ledwo wiążę koniec z końcem. Przecież wiesz, że po śmierci taty wszystko się zmieniło…
– Ale zawsze mi pomagałaś! – przerwała mi gwałtownie. – A teraz co? Zostawiasz mnie samą z tym wszystkim?
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez całe życie starałam się być dla niej opoką. Po rozwodzie z jej ojcem to ja dźwigałam wszystko: szkoła, zajęcia dodatkowe, pierwsze mieszkanie, studia. Nawet gdy urodziła Antosia, to ja kupowałam pieluchy i ubranka, bo jej partner, Tomek, wiecznie miał „trudny okres w pracy”.
Teraz jednak moja emerytura nie wystarczała już na nic więcej niż podstawowe potrzeby. Odkładałam każdą złotówkę na leki i rachunki. Magda tego nie rozumiała. Albo nie chciała zrozumieć.
– Nie zostawiam cię – powiedziałam cicho. – Po prostu nie mogę już więcej dawać.
Wtedy usłyszałam trzask drzwi. Magda wyszła bez słowa pożegnania.
Od tamtej pory minął rok. Ani jednego telefonu. Ani jednej wiadomości. Ani jednego zdjęcia Antosia. Próbowałam dzwonić, pisać SMS-y, nawet wysyłałam kartki na święta i urodziny wnuka. Bez odpowiedzi.
Czasem siadam wieczorem w fotelu i patrzę na zdjęcie Antosia z jego trzecich urodzin. Uśmiecha się szeroko, trzymając w rękach drewniany pociąg, który mu wtedy kupiłam. Pamiętam tamten dzień: tort z truskawkami, śmiech dzieci, Magda szczęśliwa…
Teraz czuję tylko pustkę.
Sąsiadka, pani Zosia, mówi mi czasem: – Pani Haniu, dzieci są teraz inne. Wszystko chcą mieć od razu i najlepiej za darmo.
Ale przecież to moja córka! Moja Magda! Czy naprawdę byłam dla niej tylko portfelem?
Często wracam myślami do naszej przeszłości. Magda była moim oczkiem w głowie. Gdy zachorowała w podstawówce na zapalenie płuc, czuwałam przy niej nocami. Gdy miała złamane serce po pierwszej miłości, piekłam jej ulubione ciasto drożdżowe i tuliłam do snu.
Może za bardzo ją rozpieszczałam? Może powinnam była nauczyć ją samodzielności?
Pamiętam rozmowę sprzed lat:
– Mamo, wszyscy mają markowe buty! – płakała Magda w szóstej klasie.
– Kochanie, nie stać nas na takie wydatki…
– Ale ja muszę! Inaczej będą się ze mnie śmiać!
Wtedy pożyczyłam pieniądze od koleżanki z pracy i kupiłam te buty. Była szczęśliwa przez tydzień…
Teraz myślę: czy to był początek tej spirali oczekiwań?
Ostatnio spotkałam Tomka na rynku. Przechodził obok mnie z Antosiem za rękę. Chciałam podejść, przywitać się, ale Tomek odwrócił wzrok i przyspieszył kroku. Antoś nawet mnie nie poznał.
Wróciłam do domu i płakałam całą noc.
Czuję się jak duch we własnym życiu. Wszyscy wokół mają rodziny, wnuki przychodzą do nich na obiady niedzielne, a ja… Ja mam tylko wspomnienia i zdjęcia.
Czasem zastanawiam się, czy powinnam była postawić granice wcześniej. Może wtedy Magda nauczyłaby się radzić sobie sama? Może nie traktowałaby mnie jak bankomat?
Ale przecież matka chce dawać. Chce pomagać. Chce być potrzebna.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i pojechałam pod blok Magdy. Stałam pod klatką prawie godzinę, patrząc na okna jej mieszkania. W końcu zobaczyłam ją przez szybę – była z Antosiem i Tomkiem. Śmiali się do siebie, Antoś biegał po pokoju z pluszowym misiem.
Nie miałam odwagi zadzwonić domofonem.
Wracałam do domu z ciężkim sercem. Po drodze spotkałam panią Zosię.
– Co taka smutna?
– Nie widziałam wnuka od roku…
– A próbowała pani porozmawiać z Magdą?
– Próbowałam… Ale ona nie odbiera.
– Może trzeba poczekać? Dzieci czasem muszą dorosnąć do pewnych rzeczy.
Ale ile jeszcze mam czekać? Mam już 67 lat…
Ostatnio śniło mi się, że Antoś przychodzi do mnie z bukietem kwiatów i mówi: „Babciu, tęskniłem!”. Obudziłam się ze łzami w oczach.
Czasem myślę o napisaniu listu do Magdy. Takiego prawdziwego, od serca:
„Kochana Magdo,
Nie wiem, co zrobiłam źle. Przepraszam za wszystko, co cię zraniło. Bardzo tęsknię za tobą i Antosiem. Chciałabym cię znów przytulić…”
Ale boję się, że ten list trafi do kosza.
Czy naprawdę byłam dla niej tylko źródłem pieniędzy? Czy matczyna miłość jest coś warta bez pieniędzy? A może to ja powinnam nauczyć się żyć bez oczekiwań?
Czasem pytam siebie: czy jeszcze kiedyś usłyszę „babciu” z ust mojego wnuka? Czy matka może przestać kochać swoje dziecko?
Może ktoś z was miał podobnie? Jak poradzić sobie z taką tęsknotą i rozczarowaniem? Czy warto walczyć o kontakt za wszelką cenę?