Słowa, które ranią na zawsze: Moja walka o akceptację po spotkaniu z teściową

— No nie wiem, Krzysiu, czy to na pewno ta dziewczyna, o której tyle opowiadałeś — usłyszałam, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz. Stałam w przedpokoju, śnieg topniał na moich butach, a włosy miałam w nieładzie po walce z zimowym wiatrem. Moja sukienka, którą wybrałam z takim namysłem, była przesiąknięta wilgocią. Serce waliło mi jak młotem.

Krzysiek spojrzał na mnie z troską, ale nie powiedział ani słowa. Jego matka, pani Grażyna, patrzyła na mnie z góry, z wyraźnym rozczarowaniem. — Myślałam, że będzie… no, bardziej zadbana — dodała ciszej, ale wystarczająco głośno, żebym usłyszała.

Poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym. Chciałam się rozpłakać, ale zacisnęłam zęby i uśmiechnęłam się sztucznie. — Dzień dobry, pani Grażyno. Przepraszam za wygląd, pogoda dziś naprawdę daje w kość — próbowałam ratować sytuację.

— Pogoda to jedno, ale kobieta powinna zawsze dbać o siebie — odpowiedziała chłodno. — W naszej rodzinie to ważne.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo te słowa utkwią mi w głowie. Przez całą kolację czułam jej wzrok na sobie. Każdy mój gest był oceniany: jak trzymam widelec, jak się śmieję, nawet jak poprawiam włosy. Krzysiek próbował rozładować atmosferę żartami, ale czułam się coraz mniejsza.

Po powrocie do domu długo płakałam w łazience. Krzysiek pukał do drzwi: — Ola, nie przejmuj się nią. Ona taka już jest.

Ale jak się nie przejmować? Przez kolejne tygodnie obsesyjnie analizowałam tamto spotkanie. Stałam przed lustrem i widziałam tylko swoje niedoskonałości: za szerokie biodra, za cienkie włosy, za mało makijażu. Zaczęłam kupować droższe ubrania, eksperymentować z fryzurami. Każda kolejna wizyta u teściów była dla mnie koszmarem.

Pewnego dnia usłyszałam rozmowę Grażyny z jej siostrą przez uchylone drzwi kuchni:

— Krzysiek mógłby znaleźć sobie kogoś lepszego. Ola jest taka… zwyczajna. Nie wiem, co on w niej widzi.

Zamarłam. Chciałam wejść i krzyknąć: „A co pani wie o mnie?!” Ale zabrakło mi odwagi. Zamiast tego wróciłam do salonu i udawałam, że nic się nie stało.

Zaczęłam unikać spotkań rodzinnych. Krzysiek był rozdarty: — Ola, proszę cię, ona się kiedyś przekona. Daj jej czas.

Ale czas mijał, a ja czułam się coraz gorzej. Zaczęły się kłótnie między mną a Krzyśkiem:

— Nie rozumiesz! Ona mnie nienawidzi! — krzyczałam.

— Przesadzasz! Po prostu jest wymagająca! — odpowiadał bezradnie.

W końcu przestałam się starać. Przestałam malować się na siłę i kupować ubrania tylko po to, żeby przypodobać się Grażynie. Zaczęłam chodzić na terapię. Tam pierwszy raz powiedziałam na głos: — Czuję się niewystarczająca. Jakbym nigdy nie mogła spełnić jej oczekiwań.

Moja terapeutka zapytała: — A czyje oczekiwania są dla ciebie ważniejsze: twoje czy jej?

To pytanie długo we mnie rezonowało. Zaczęłam powoli odzyskiwać siebie. Przypomniałam sobie, kim byłam zanim poznałam Krzyśka: dziewczyną z marzeniami, pasjami i własnym stylem.

Pewnego dnia podczas rodzinnego obiadu Grażyna znów nie mogła się powstrzymać:

— Ola, może byś spróbowała trochę schudnąć? Wiesz, dla zdrowia.

Tym razem spojrzałam jej prosto w oczy:

— Pani Grażyno, jestem zdrowa i szczęśliwa taka, jaka jestem. Jeśli to dla pani problem, to przykro mi, ale nie zamierzam się zmieniać tylko po to, żeby panią zadowolić.

Zapadła cisza. Krzysiek uśmiechnął się do mnie z dumą. Po raz pierwszy poczułam ulgę.

Od tamtej pory relacje z teściową są chłodne, ale już mnie to nie boli tak jak kiedyś. Zrozumiałam, że nie muszę być idealna w jej oczach — wystarczy, że jestem sobą.

Czasem wracam myślami do tamtego pierwszego spotkania i zastanawiam się: ile kobiet codziennie słyszy takie słowa? Ile z nas pozwala innym decydować o własnej wartości?

Czy naprawdę musimy całe życie udowadniać komuś swoją wartość? A może wystarczy po prostu być sobą?