„Spakuj się i przyjeżdżaj natychmiast!” – Jak moja teściowa przejęła kontrolę nad naszym życiem
– Spakuj się i przyjeżdżaj natychmiast! – głos pani Haliny rozbrzmiewał w słuchawce tak głośno, że aż musiałam odsunąć telefon od ucha. Stałam w kuchni, z synkiem na rękach, a woda na herbatę już dawno wykipiała. Michał spał niespokojnie, a ja czułam, jak narasta we mnie bezsilność. To był trzeci telefon tego dnia.
– Mamo, naprawdę nie dam rady teraz jechać do was. Michałek jest chory, ja ledwo stoję na nogach… – próbowałam tłumaczyć, ale ona weszła mi w słowo.
– Nie przesadzaj! Każda matka sobie radziła. Ty też musisz. Zresztą, co to za matka, która nie potrafi ogarnąć jednego dziecka? – jej słowa cięły jak brzytwa.
Odłożyłam telefon i poczułam łzy napływające do oczu. Mój mąż, Tomek, wrócił właśnie z pracy. Zobaczył moją minę i bez słowa podszedł, przytulił mnie lekko.
– Znowu mama? – zapytał cicho.
Przytaknęłam. Odkąd urodził się Michałek, pani Halina była wszędzie. Wtrącała się w każdy szczegół naszego życia: od tego, jak przewijam dziecko, po to, co gotuję na obiad. Kiedyś myślałam, że to troska. Teraz widziałam w tym kontrolę.
Pamiętam dzień, kiedy wróciliśmy ze szpitala. Byłam zmęczona porodem, roztrzęsiona i przestraszona nową rolą. Pani Halina już czekała pod naszym blokiem z siatkami pełnymi jedzenia i… własnym zestawem pościeli. – Przenoszę się do was na kilka tygodni – oznajmiła bez pytania. Tomek spojrzał na mnie przepraszająco. Nie miał odwagi jej odmówić.
Pierwsze dni były koszmarem. Pani Halina budziła mnie o szóstej rano: – Dziecko musi mieć rytm! – powtarzała. Krytykowała każdy mój ruch: – Tak go nie trzymaj! – – Za zimno mu! – – Za ciepło! – Czułam się jak dziecko we własnym domu.
Z czasem zaczęłam się buntować. Próbowałam rozmawiać z Tomkiem:
– Musisz coś powiedzieć mamie. Ja już nie wytrzymuję.
– Ona chce dobrze… Poza tym, to tylko na chwilę – odpowiadał wymijająco.
Ale „chwila” trwała już trzeci miesiąc. Pani Halina urządziła sobie u nas własny kącik w salonie. Zaczęła nawet przestawiać meble: – Tu będzie lepiej stało łóżeczko. Kuchnię też przemeblowała: – Tak jest wygodniej dla wszystkich.
Czułam się coraz bardziej obca w swoim domu. Moja mama mieszkała daleko i nie mogła mi pomóc. Przyjaciółki miały swoje życie. Zostałam sama z poczuciem winy i bezsilności.
Pewnego wieczoru usiadłam na łóżku obok Tomka i powiedziałam:
– Jeśli nic się nie zmieni, ja… ja po prostu nie dam rady.
Spojrzał na mnie zaskoczony:
– Przesadzasz.
– Nie! To ty nie widzisz, co się dzieje! Twoja mama rządzi tu wszystkim! Nawet Michałek płacze, kiedy ona go bierze na ręce!
Tomek milczał długo. W końcu wyszedł z pokoju. Usłyszałam ich rozmowę w kuchni:
– Mamo, może powinnaś już wrócić do siebie? Asia potrzebuje trochę spokoju…
– Spokoju?! A kto jej pomoże? Ty? Przecież nawet nie wiesz, jak zmienić pieluchę! – jej głos był coraz głośniejszy.
Zacisnęłam pięści pod kołdrą. Chciałam wyjść i krzyknąć, że dam sobie radę sama. Ale zabrakło mi odwagi.
Następnego dnia pani Halina była jeszcze bardziej oschła. Rzucała kąśliwe uwagi:
– Widzisz? Nawet twój mąż uważa, że sobie nie radzisz.
Czułam się coraz gorzej. Zaczęłam unikać własnego dziecka ze strachu przed kolejną krytyką. Michałek płakał coraz częściej, a ja miałam wrażenie, że wszystko robię źle.
Pewnej nocy obudziłam się z płaczem Michałka i zobaczyłam panią Halinę przy jego łóżeczku.
– Co ty robisz? – zapytałam szeptem.
– Uspokajam go. Ty śpisz jak zabita.
Zebrałam w sobie całą odwagę:
– Proszę wyjść z naszego pokoju.
Spojrzała na mnie z pogardą:
– Dobrze, skoro tak bardzo chcesz być sama…
Rano spakowała swoje rzeczy i wyszła bez słowa pożegnania.
Zapanowała cisza. Ale nie była to ulga. Zamiast niej pojawiło się poczucie winy i strach: czy naprawdę jestem tak złą matką?
Tomek był oschły przez kilka dni. Unikał rozmów o mamie. Ja próbowałam odnaleźć się w nowej rzeczywistości: sama z dzieckiem, bez wsparcia i bez krytyki.
Minęły tygodnie. Michałek zaczął się uśmiechać coraz częściej. Ja powoli odzyskiwałam pewność siebie. Ale relacje z Tomkiem były napięte.
Któregoś dnia zadzwoniła pani Halina:
– No i co? Radzisz sobie?
Odpowiedziałam spokojnie:
– Tak, radzę sobie.
Po raz pierwszy poczułam się dorosła.
Ale czy można być dobrą synową, żoną i matką jednocześnie? Czy da się postawić granice bliskim, nie tracąc ich miłości? Czasem myślę: czy walka o siebie zawsze musi tyle kosztować?