Święta, które podzieliły moją rodzinę – czy można kochać dwoje dzieci tak samo?
– Mamo, dlaczego ja dostałam tylko książkę, a Kuba nowy telefon? – głos Leny drżał, a jej niebieskie oczy wypełniły się łzami. W salonie pachniało piernikami i igliwiem, a pod choinką leżały jeszcze nieotwarte prezenty. Przez chwilę miałam ochotę zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu, byle nie musieć odpowiadać na to pytanie.
To była nasza trzecia wspólna Wigilia. Ja, mój mąż Tomek, jego córka Lena i mój syn Kuba. Patchworkowa rodzina – tak to się teraz nazywa. Przez cały grudzień starałam się, by wszystko było idealne: piekłam pierogi według przepisu babci Tomka, kupowałam ozdoby, których Lena pragnęła, i planowałam prezenty. Chciałam, żeby każde z dzieci poczuło się wyjątkowo. Ale kiedy Lena rozpakowała swoją paczkę i zobaczyła tylko książkę i zestaw do rysowania, a Kuba wyciągnął spod choinki najnowszy smartfon, coś pękło.
– Lena, przecież wiesz, że bardzo lubisz rysować… – zaczęłam niepewnie.
– Ale Kuba dostał telefon! – przerwała mi Lena. – Ty go kochasz bardziej!
Tomek spojrzał na mnie z wyrzutem. Czułam na sobie jego wzrok i wzrok mojej teściowej, która zawsze powtarzała, że „macochy nigdy nie będą matkami”. Próbowałam tłumaczyć: Kuba miał stary telefon od dwóch lat, Lena dopiero co dostała nowy tablet od swojej mamy. Ale nikt nie chciał słuchać wyjaśnień.
Po kolacji Lena zamknęła się w swoim pokoju. Tomek milczał przez resztę wieczoru. Kuba patrzył na mnie zdezorientowany. W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą decyzję z ostatnich tygodni. Czy naprawdę byłam niesprawiedliwa? Czy mogłam zrobić coś inaczej?
Następnego dnia rano obudziłam się od dźwięku powiadomień na telefonie. Ktoś wrzucił zdjęcie naszych prezentów do rodzinnej grupy na Facebooku. Komentarze pojawiały się jeden po drugim:
„Typowa macocha!”
„Biedna Lena…”
„Jak można tak faworyzować własne dziecko?”
Czułam się jak potwór. Przez cały dzień unikałam wzroku Tomka i Leny. W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam post na Instagramie:
„Nie jestem idealna. Staram się być dobrą mamą dla Kuby i dobrą macochą dla Leny. Prezenty wybierałam z myślą o ich zainteresowaniach i potrzebach. Nie chciałam nikogo skrzywdzić. Proszę, zanim ocenicie – spróbujcie zrozumieć.”
Pod postem pojawiły się dziesiątki komentarzy – jedni mnie wspierali, inni atakowali jeszcze mocniej. „Nie powinnaś była pokazywać prezentów!”, „To twoja wina, że Lena czuje się gorsza!”, „Kuba zawsze będzie dla ciebie ważniejszy!”.
Wieczorem Tomek usiadł obok mnie na kanapie.
– Musimy porozmawiać – powiedział cicho.
Patrzyłam na niego ze łzami w oczach.
– Tomek… ja naprawdę się starałam…
– Wiem – przerwał mi. – Ale Lena tego nie widzi. Dla niej jesteś tylko tą kobietą, która zabrała jej tatę i teraz faworyzuje swojego syna.
Zrobiło mi się zimno. Przypomniałam sobie pierwsze miesiące po naszym ślubie: Lena nie chciała ze mną rozmawiać, unikała wspólnych posiłków, płakała po nocach. Myślałam, że już jest lepiej – że ją przekonałam, że jestem po jej stronie.
– Co mam zrobić? – spytałam bezradnie.
Tomek wzruszył ramionami.
– Może powinnaś porozmawiać z Leną… sama.
Wieczorem zapukałam do jej pokoju.
– Mogę wejść?
Lena siedziała na łóżku z podkulonymi nogami.
– Przepraszam cię – zaczęłam. – Chciałam dobrze… Może nie rozumiem wszystkiego tak jak powinnam. Ale bardzo mi zależy na tobie.
Lena milczała przez dłuższą chwilę.
– Chciałabym czasem poczuć się jak twoja córka… a nie jak ktoś obcy.
Te słowa bolały bardziej niż wszystkie komentarze w internecie. Przytuliłam ją mocno i obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by już nigdy nie poczuła się gorsza.
Ale czy to wystarczy? Czy można naprawić coś, co pękło w święta? Czy da się kochać dwoje dzieci tak samo mocno, gdy jedno jest twoje, a drugie tylko „przyszywane”?
Czasem myślę: ile jeszcze błędów muszę popełnić, by nauczyć się być dobrą macochą? Czy wy też kiedyś czuliście się niesprawiedliwie potraktowani przez bliskich? Jak poradzić sobie z poczuciem winy i oczekiwaniami innych?