Teściowa daje wszystko szwagierce, a nam tylko resztki. Czy jestem niewdzięczna, czy po prostu mam dość?

– Znowu? – wyszeptałam do siebie, patrząc na stół zastawiony słoikami ogórków i domowym kompotem. Mama Andrzeja, moja teściowa, z uśmiechem wręczała mi reklamówkę pełną jedzenia. – Dla was, kochani. Żebyście nie musieli gotować po pracy – powiedziała tonem, który miał być ciepły, ale ja słyszałam w nim tylko chłód i dystans.

Obok stała Ania, żona brata Andrzeja. W rękach trzymała nowiutką torebkę Wittchena i kopertę, którą teściowa wręczyła jej chwilę wcześniej. – Na drobne wydatki, Aniu – rzuciła teściowa z czułością, której nigdy nie kierowała w moją stronę.

Zacisnęłam dłonie na uchwytach reklamówki. Andrzej spojrzał na mnie z ukosa, jakby chciał powiedzieć: „Nie zaczynaj”. Ale ja już od dawna nie byłam w stanie tego dłużej znosić. Każda wizyta u teściowej była dla mnie próbą sił – walką o resztki godności i poczucia własnej wartości.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy poczułam się gorsza. To było na nasze pierwsze wspólne święta. Ania dostała od teściowej złoty łańcuszek i kopertę z pieniędzmi. My – słoik bigosu i domowe ciasto. Andrzej próbował żartować: „Mama wie, że lubisz jej wypieki”, ale widziałam w jego oczach cień zażenowania.

Z biegiem lat sytuacja tylko się pogarszała. Ania dostawała coraz więcej – nowy samochód, pomoc przy remoncie mieszkania, nawet wyjazd do sanatorium opłacony przez teściową. My? Zawsze jedzenie. Zawsze te same słoiki, zawsze te same wymuszone uśmiechy.

– Może przesadzasz? – zapytał mnie kiedyś Andrzej, kiedy wracaliśmy do domu z kolejną torbą przetworów. – Mama po prostu lubi pomagać Ani. Może jej bardziej potrzebuje?

– A my nie potrzebujemy? – wybuchłam wtedy. – Pracujemy po godzinach, ledwo wiążemy koniec z końcem! Ale dla twojej mamy liczy się tylko Ania!

Andrzej milczał przez całą drogę do domu. Wiedziałam, że czuje się rozdarty między mną a matką. Ale ja czułam się coraz bardziej samotna.

Najgorsze były rodzinne spotkania. Teściowa zawsze siadała obok Ani, głaskała ją po ręce, opowiadała wszystkim o jej sukcesach: „Ania dostała awans! Ania tak pięknie urządziła mieszkanie! Ania to, Ania tamto!”

A ja? Siedziałam cicho, jakby mnie nie było. Nawet kiedy dostałam awans w pracy, teściowa tylko skinęła głową i zapytała: „A dzieci już planujecie?”

Pewnego dnia nie wytrzymałam. Było lato, upał lał się z nieba. Przyjechaliśmy do teściowej na imieniny. Ania dostała od niej nowy telefon i voucher do spa. My – słoik ogórków i ciasto drożdżowe.

– Mamo – zaczęłam nieśmiało, ale stanowczo – czy my naprawdę jesteśmy dla ciebie mniej ważni?

W pokoju zapadła cisza. Teściowa spojrzała na mnie zaskoczona.

– Co ty mówisz, Marto? Przecież zawsze coś wam daję.

– Ale Ani dajesz wszystko! Nam tylko jedzenie! Czy my naprawdę jesteśmy gorsi?

Ania spuściła wzrok, Andrzej pobladł.

– Nie rozumiem twojego problemu – odparła teściowa chłodno. – Każdemu daję to, co mogę.

– Ale dlaczego Ani pieniądze i prezenty, a nam tylko słoiki? Czy my nie zasługujemy na twoją uwagę?

Teściowa wzruszyła ramionami.

– Ania jest jak córka. Ty… jesteś żoną mojego syna.

Te słowa zabolały mnie bardziej niż cokolwiek innego. Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie.

Wróciliśmy do domu w milczeniu. Andrzej próbował mnie pocieszyć:

– Może mama po prostu nie umie inaczej? Może powinniśmy to zaakceptować?

Ale ja nie chciałam już akceptować bycia tą gorszą. Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy nie mogłam się skupić, w domu byłam rozdrażniona.

W końcu postanowiłam porozmawiać z Anią.

– Aniu, czy ty wiesz, że twoja teściowa traktuje cię lepiej niż mnie?

Ania spojrzała na mnie ze smutkiem.

– Wiem… Ale ja też tego nie chciałam. Moja mama zmarła wcześnie, a twoja teściowa zawsze była dla mnie jak matka. Może dlatego tak mnie rozpieszcza…

Poczułam ukłucie zazdrości i żalu.

– A ja? Ja nigdy nie będę dla niej córką?

Ania pokręciła głową.

– Nie wiem… Ale może powinnaś jej powiedzieć, co czujesz?

Zebrałam się na odwagę i napisałam list do teściowej. Opisałam w nim wszystko: jak bardzo boli mnie jej obojętność, jak bardzo chciałabym poczuć się częścią rodziny.

Odpowiedzi nigdy nie dostałam.

Od tamtej pory nasze relacje są jeszcze chłodniejsze. Teściowa przestała nawet dawać nam słoiki. Andrzej jest coraz bardziej zamknięty w sobie. Ja czuję się samotna jak nigdy wcześniej.

Czasem zastanawiam się: czy jestem niewdzięczna? Czy może po prostu mam już dość bycia tą gorszą?

Czy powinnam dalej milczeć i udawać, że wszystko jest w porządku? A może czas zawalczyć o siebie i swoje miejsce w tej rodzinie?

Czy ktoś z was też czuł się kiedyś tak niewidzialny we własnej rodzinie?