Teściowa, która dzieli wnuki – czy rodzina przetrwa jej niesprawiedliwą tradycję?
– Znowu tylko dla Antosia? – zapytała cicho Zosia, patrząc na kolorowe pudełko klocków Lego, które teściowa właśnie wręczyła mojemu pięcioletniemu synowi. Stałam w kuchni, udając, że szoruję blat, ale w rzeczywistości ściskałam gąbkę tak mocno, że aż bolały mnie palce. Zosia miała dziesięć lat i coraz częściej widziałam w jej oczach cień, którego nie potrafiłam rozproszyć.
– Zosiu, kochanie, babcia pewnie… – zaczęłam, ale córka już odwróciła się na pięcie i pobiegła do swojego pokoju. Słyszałam trzask drzwi i cichy szloch. W tym samym czasie Antoś z radością rozpakowywał prezent, a moja teściowa, pani Halina, uśmiechała się szeroko.
– No widzisz, jaki szczęśliwy chłopiec! – powiedziała do mojego męża, Tomka. – Wnuk to wnuk, krew z krwi!
Tomek spojrzał na mnie bezradnie. Wiedział, jak bardzo boli mnie ta sytuacja, ale nigdy nie miał odwagi stanąć po mojej stronie. „To tylko tradycja mamy” – powtarzał. „Ona zawsze wybiera jednego wnuka, któremu poświęca najwięcej uwagi. Tak było z moim kuzynem, tak jest teraz z Antosiem.”
Ale dla mnie to nie była żadna tradycja – to była jawna niesprawiedliwość. Od kiedy wyszłam za Tomka i zamieszkaliśmy razem z dziećmi, pani Halina dawała mi do zrozumienia, że Zosia jest „nie do końca nasza”. Niby była miła, ale zawsze na dystans. Prezenty tylko dla Antosia, zdjęcia na komodzie tylko z nim, a kiedy przychodziły święta – specjalne miejsce przy stole tylko dla „prawdziwego wnuka”.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy Zosia zapytała mnie: – Mamo, dlaczego babcia mnie nie lubi?
Zatkało mnie. Jak wytłumaczyć dziecku, że dorosła kobieta potrafi być tak okrutna? Próbowałam rozmawiać z Tomkiem.
– Kochanie, musisz coś powiedzieć mamie. Zosia cierpi.
– Przesadzasz – odpowiedział zmęczonym głosem. – Mama taka już jest. Nie zmienisz jej.
Ale ja nie chciałam się poddać. Zosia była moją córką, moją dumą i radością. Nie mogłam pozwolić, żeby czuła się gorsza tylko dlatego, że jej ojciec nie żyje i że nie jest „z tej krwi”.
Z czasem konflikt narastał. Zosia zamykała się w sobie, coraz mniej mówiła o szkole, przestała zapraszać koleżanki do domu. Antoś był za mały, żeby rozumieć różnicę w traktowaniu przez babcię – dla niego wszystko było normalne.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i usłyszałam rozmowę przez uchylone drzwi pokoju dzieci:
– Babcia mówiła, że jestem jej ulubionym wnukiem – chwalił się Antoś.
– A mnie nigdy nic nie daje – odpowiedziała cicho Zosia.
– Może nie jesteś jej wnuczką? – zapytał naiwnie mój syn.
Serce mi pękło. Weszłam do pokoju i przytuliłam Zosię mocno.
– Jesteś wyjątkowa i kochana – szepnęłam jej do ucha. – Nieważne co mówi babcia.
Ale wiedziałam, że to za mało.
Postanowiłam działać. Zaprosiłam panią Halinę na kawę i poprosiłam o szczerą rozmowę.
– Pani Halino – zaczęłam spokojnie – Zosia bardzo cierpi przez pani zachowanie. Proszę ją traktować jak własną wnuczkę.
Teściowa spojrzała na mnie chłodno.
– Ależ ja nic złego nie robię! Po prostu Antoś to mój wnuk. Zosia… no cóż… jest z innej rodziny.
– Ale jest częścią tej rodziny! – podniosłam głos mimo woli. – Tomek ją wychowuje jak własną córkę!
– To nie to samo – ucięła teściowa. – Tradycja to tradycja.
Wyszła obrażona. Tomek miał do mnie pretensje:
– Po co ją prowokujesz? Teraz będzie jeszcze gorzej!
– A co mam robić? Patrzeć jak twoja matka niszczy moją córkę?
Cisza między nami gęstniała z każdym dniem. Zosia coraz częściej prosiła, żebym nie zabierała jej na rodzinne spotkania. Ja sama zaczęłam unikać wizyt u teściowej.
W końcu przyszedł dzień urodzin Antosia. Pani Halina przyszła z wielkim tortem i prezentami tylko dla niego. Zosia siedziała w kącie i patrzyła przez okno.
Nie wytrzymałam.
– Mamo Tomka! – powiedziałam głośno przy wszystkich gościach. – Czy naprawdę nie widzi pani jak bardzo krzywdzi Zosię?
Zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem i lekkim przerażeniem.
– To nie twoja sprawa! – syknęła teściowa.
– To MOJA sprawa! – odpowiedziałam stanowczo. – Bo jestem matką i nie pozwolę dłużej na takie traktowanie mojego dziecka!
Tomek próbował mnie uciszyć, ale już było za późno. Goście zaczęli szeptać między sobą. Moja mama podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem.
Po tej awanturze przez kilka tygodni nikt się do siebie nie odzywał. Tomek spał na kanapie w salonie. Zosia była smutna, ale widziałam w jej oczach ulgę – ktoś wreszcie stanął po jej stronie.
Po miesiącu pani Halina zadzwoniła do mnie sama:
– Może przesadziłam… Ale trudno mi się pogodzić z tym wszystkim…
Nie wiem czy kiedykolwiek zaakceptuje Zosię tak naprawdę. Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę nikomu traktować mojego dziecka jak kogoś gorszego.
Czasem patrzę na Tomka i zastanawiam się: czy rodzina naprawdę jest ważniejsza od sprawiedliwości? Czy warto walczyć o jedność za wszelką cenę? A może czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym?