Za późno na powrót: Historia Marka Kowalskiego
— Elżbieta, przecież wszystko robię dla was! — krzyknąłem, trzaskając drzwiami kuchni. Moja żona stała przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, a jej ramiona drżały. Nie odwróciła się nawet w moją stronę. W powietrzu wisiała cisza, gęsta jak mgła nad Wisłą o świcie. Byłem wściekły, zmęczony i przekonany, że mam rację. Przecież od trzydziestu lat robiłem wszystko, żeby niczego nam nie brakowało.
Nazywam się Marek Kowalski. Mam 54 lata. Przez całe życie wierzyłem, że mężczyzna powinien być głową rodziny, zarabiać pieniądze, dbać o byt. Elżbieta zajmowała się domem, wychowywała nasze dzieci — Paulinę i Michała. Nigdy nie chciałem, żeby szła do pracy. Uważałem, że lepiej, by była w domu, gotowała, sprzątała, dbała o nasz spokój. Tak mnie wychowano. Tak żyli moi rodzice. Myślałem, że to wystarczy.
Przez lata wracałem późno z pracy, zmęczony, czasem rozdrażniony. Oczekiwałem obiadu na stole, ciszy w domu i dzieci, które nie przeszkadzają. Elżbieta była cicha, posłuszna, nigdy nie narzekała. Ale z czasem zaczęła się zmieniać. Coraz częściej widziałem w jej oczach smutek, którego nie rozumiałem. Myślałem, że to chwilowe, że przejdzie.
Pewnego dnia, gdy dzieci już dorosły i wyprowadziły się z domu, Elżbieta powiedziała mi, że chce rozwodu. Pamiętam ten wieczór jak dziś. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Ona miała łzy w oczach, ja czułem tylko złość i niezrozumienie.
— Marek, ja już nie mogę tak żyć. Przez trzydzieści lat byłam dla ciebie niewidzialna. Nie widzisz mnie, nie słyszysz. Jestem sama w tym małżeństwie — powiedziała cicho.
— Co ty wygadujesz? Przecież masz wszystko! Dom, dzieci, pieniądze! — odpowiedziałem, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
— Nie mam ciebie — wyszeptała i wyszła z pokoju.
Nie spałem tamtej nocy. Przewracałem się z boku na bok, próbując zrozumieć, co się stało. Przecież niczego jej nie brakowało! Czy to nie wystarczyło?
Rozwód przebiegł szybko. Dzieci stanęły po stronie matki. Paulina powiedziała mi wprost:
— Tato, mama przez lata była sama. Ty byłeś tylko ciałem w domu, nigdy sercem.
Zostałem sam w pustym mieszkaniu. Praca przestała mieć sens. Koledzy z pracy zaczęli mnie unikać, bo nie chciałem rozmawiać o niczym innym niż o swoim nieszczęściu. Zacząłem pić. Najpierw jedno piwo wieczorem, potem dwa, trzy. W końcu przestałem liczyć.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie Paulina. Powiedziała, że mama poznała kogoś nowego. Że jest szczęśliwa. Poczułem ukłucie zazdrości i wstydu. Jak to możliwe, że ona potrafiła zacząć od nowa, a ja nie?
Próbowałem do niej zadzwonić. Nie odbierała. Pisałem wiadomości — bez odpowiedzi. Po kilku miesiącach zebrałem się na odwagę i pojechałem do niej. Stałem pod jej blokiem, patrzyłem na okna i czułem się jak intruz. W końcu zadzwoniłem domofonem.
— Elżbieta? To ja, Marek. Chciałbym porozmawiać — powiedziałem niepewnie.
— Marek… Nie wiem, czy to dobry pomysł — odpowiedziała po dłuższej chwili.
— Proszę. Chociaż chwilę.
Wpuściła mnie do środka. Była inna. Spokojna, uśmiechnięta, jakby zrzuciła z siebie ciężar całych lat. Usiadłem na kanapie i nie wiedziałem, od czego zacząć.
— Elżbieta… Przepraszam. Wiem, że cię skrzywdziłem. Chciałbym to naprawić — powiedziałem, patrząc jej w oczy.
— Marek, to już za późno. Próbowałam przez lata do ciebie dotrzeć. Teraz mam swoje życie. Proszę, nie wracaj do przeszłości — odpowiedziała spokojnie.
Wyszedłem stamtąd z poczuciem pustki. Zrozumiałem, że straciłem wszystko, co miało dla mnie wartość. Próbowałem jeszcze kilka razy się z nią skontaktować, ale za każdym razem spotykałem się z ciszą.
Dziś siedzę sam w swoim mieszkaniu. Mam 54 lata i nie zostało mi już nic. Dzieci odwiedzają mnie rzadko, rozmowy są krótkie i pełne niezręczności. Praca już mnie nie cieszy, znajomi się odsunęli. Każdego dnia budzę się z pytaniem: kiedy wszystko się rozpadło? Czy naprawdę nie widziałem tego wcześniej?
Czasem patrzę na stare zdjęcia — uśmiechnięta Elżbieta, mała Paulina na moich kolanach, Michał bawiący się na dywanie. Wtedy myślę: co by było, gdybym wtedy potrafił okazać więcej czułości? Gdybym zapytał Elżbietę, czego potrzebuje? Czy można cofnąć czas i naprawić błędy?
Może każdy z nas powinien czasem zatrzymać się i spojrzeć na bliskich inaczej. Może warto zapytać: czy jesteś szczęśliwy? Czy mogę coś dla ciebie zrobić? Bo czasem, gdy się budzimy, jest już za późno na powrót.
Czy naprawdę musiałem stracić wszystko, żeby to zrozumieć? Czy inni też muszą przechodzić przez to samo?