Córka wróżki: Jak jedna przepowiednia rozbiła moją rodzinę i zbudowała nową

— Nie wierzę, że to zrobiłaś! — krzyknęła moja matka, trzaskając drzwiami kuchni tak mocno, że aż podskoczyły szklanki na stole. Był Wielki Piątek, a nasza rodzina po raz kolejny próbowała udawać, że wszystko jest w porządku. Ale tego dnia nie dało się już dłużej udawać. Stałam pośrodku kuchni, z rękami pełnymi talerzy, a w oczach miałam łzy i wściekłość.

— Mamo, przestań! — odpowiedziałam drżącym głosem. — To nie moja wina, że Basia chce poznać prawdę!

Basia, moja siostrzenica, siedziała skulona na krześle, z twarzą ukrytą w dłoniach. Miała wtedy piętnaście lat i od kilku miesięcy coraz częściej zadawała pytania o swojego ojca. Moja siostra, Marta, zawsze unikała tego tematu. Odkąd jej mąż zniknął bez śladu, gdy Basia miała dwa lata, cała rodzina żyła w zawieszeniu — jakbyśmy bali się, że wypowiedzenie jego imienia sprowadzi nieszczęście.

Tego dnia jednak wszystko się zmieniło. Basia wróciła ze szkoły roztrzęsiona i od progu rzuciła mi się na szyję.

— Ciociu, muszę ci coś powiedzieć…

Zaciągnęła mnie do swojego pokoju i wyciągnęła spod poduszki kolorową kartkę.

— Byłam dziś z dziewczynami u wróżki…

Zamarłam. W naszej rodzinie wróżki były tematem tabu — babcia uważała je za szarlatanki, mama za grzech śmiertelny. Ale Basia patrzyła na mnie z takim błaganiem w oczach, że nie mogłam jej przerwać.

— Powiedziała mi… powiedziała, że mój tata żyje. Że mieszka niedaleko i że jeśli będę szukać, znajdę go szybciej niż myślę.

Poczułam zimny dreszcz na plecach. Przez chwilę miałam ochotę ją okłamać, powiedzieć, że to bzdury. Ale nie mogłam — sama przez lata zadawałam sobie te same pytania.

Wieczorem wybuchła awantura. Marta była wściekła.

— Jak mogłaś ją tam puścić?! — wrzeszczała na mnie. — Przecież ona jest jeszcze dzieckiem!

— To nie ja ją tam zaprowadziłam! — broniłam się. — Ale może już czas przestać ją okłamywać?

Mama tylko płakała i powtarzała: „Nie wywołuj wilka z lasu”.

Przez następne dni dom był jak pole minowe. Basia zamknęła się w sobie. Nie jadła, nie spała, nie odzywała się do nikogo poza mną. W końcu zebrałam się na odwagę i zaczęłam szukać informacji o jej ojcu — Pawle Nowaku. Przeszukałam stare zdjęcia, listy, nawet Facebooka. W końcu znalazłam trop: Paweł mieszkał teraz w Katowicach, miał nową rodzinę i… syna w wieku Basi.

Nie spałam całą noc. Rano zadzwoniłam do Marty.

— Musisz jej powiedzieć prawdę — powiedziałam stanowczo.

— Nie potrafię…

— To ja to zrobię.

Spotkałyśmy się we trzy w parku. Basia patrzyła na nas nieufnie.

— Basieńko… — zaczęłam cicho. — Twój tata żyje. Mieszka w Katowicach. Ma nową rodzinę…

Basia nie płakała. Po prostu wstała i odeszła bez słowa.

Przez kolejne tygodnie dom był jeszcze bardziej napięty niż zwykle. Marta zamknęła się w sobie, mama przestała wychodzić z pokoju. Ja próbowałam jakoś posklejać to wszystko do kupy — gotowałam obiady, sprzątałam, chodziłam do pracy i wieczorami pisałam do Basi wiadomości, na które nie odpowiadała.

Aż pewnego dnia zadzwonił telefon.

— Ciociu… mogłabyś pojechać ze mną do Katowic?

Pojechałyśmy pociągiem w deszczowy poniedziałek. Basia trzymała mnie za rękę tak mocno, że aż bolało. Przed blokiem Pawła stałyśmy dobre pół godziny.

— Może to głupi pomysł… — szepnęła Basia.

— Nie ma głupich pytań o rodzinę — odpowiedziałam.

W końcu zadzwoniłyśmy domofonem. Otworzyła nam kobieta po czterdziestce z chłopcem przy nodze.

— Dzień dobry… Szukamy Pawła Nowaka.

Kobieta spojrzała na nas podejrzliwie.

— A o co chodzi?

Basia spuściła głowę.

— Jestem jego córką…

Zapadła cisza tak gęsta, że słyszałam własne serce bijące w uszach. Kobieta cofnęła się o krok.

— Paweł! Ktoś do ciebie!

Po chwili w drzwiach stanął on — starszy niż na zdjęciach, z siwymi włosami przy skroniach i zmęczonymi oczami. Spojrzał na Basię i… zbladł.

— Basia? To ty?

Basia rozpłakała się jak małe dziecko. Paweł przytulił ją niepewnie, jakby bał się, że zaraz zniknie.

Rozmowa była sztywna i pełna niedopowiedzeń. Paweł tłumaczył się: „Byłem młody… bałem się odpowiedzialności… Marta mnie wyrzuciła…”

Basia słuchała w milczeniu. W końcu zapytała:

— Czy kiedykolwiek mnie kochałeś?

Paweł spuścił wzrok.

— Chciałem… ale nie umiałem być ojcem.

Wróciłyśmy do domu późno w nocy. Basia była cicha przez kilka dni, ale potem zaczęła się zmieniać: pisać z Pawłem, spotykać się z nim co jakiś czas. Marta długo nie mogła tego zaakceptować — przez miesiące nie rozmawiały ze sobą prawie wcale.

W końcu jednak przyszło przebaczenie. Pewnego wieczoru usiadłyśmy we trzy przy stole i Marta powiedziała:

— Przepraszam cię, Basiu… Bałam się cię stracić tak bardzo, że prawie cię straciłam naprawdę.

Basia tylko ją przytuliła.

Dziś Basia ma już własną rodzinę — jest silna i szczera do bólu. Z Pawłem utrzymuje kontakt; z Martą są sobie bliższe niż kiedykolwiek wcześniej. Ja patrzę na to wszystko z boku i myślę: ile rodzinnych tragedii bierze się z przemilczanych tajemnic? Czy naprawdę lepiej chronić dzieci przed prawdą — czy może dać im szansę na własne wybory?

Czasem łapię się na tym, że dziękuję tej wróżce za to jedno zdanie wypowiedziane do mojej siostrzenicy. Może czasem cud potrzebuje tylko odrobiny odwagi?

A wy? Czy powiedzielibyście prawdę — nawet jeśli miałaby zaboleć?