Czułam się jak intruz we własnym domu – historia o tym, jak trudno być matką i gościem jednocześnie
— Mamo, możesz nie zostawiać tych kubków na stole? — głos Kasi rozbrzmiał w kuchni ostrzej, niż bym się spodziewała. Stałam z rękami zanurzonymi w pianie, próbując domyć ślady po porannej kawie. Zamarłam na chwilę, czując, jak fala wstydu i bezsilności zalewa mi policzki.
— Przepraszam, zapomniałam… — wymamrotałam, nie patrząc jej w oczy. W tej chwili poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś zakazanym, a przecież to ja byłam matką. To ja przez lata uczyłam ją porządku i zasad. Teraz wszystko się odwróciło.
Kiedy dwa miesiące temu musiałam opuścić nasze stare mieszkanie na Pradze — kamienicę, w której spędziłam ponad trzydzieści lat — myślałam, że przeprowadzka do Kasi będzie nowym początkiem. Mój świat rozpadł się na kawałki po śmierci męża. Samotność była nie do zniesienia, a ona nalegała: „Mamo, zamieszkaj ze mną. Będzie nam raźniej”.
Początkowo czułam ulgę. Kasia przywitała mnie ciepło, pokazała pokój, który przygotowała specjalnie dla mnie. „Tu możesz trzymać swoje rzeczy, mamo. Zrobiłam miejsce w szafie”. Uśmiechała się szeroko, ale w jej oczach widziałam cień niepokoju. Może już wtedy przeczuwała, że nie będzie łatwo.
Pierwsze tygodnie były pełne uprzejmości i wzajemnego wyczuwania granic. Ja starałam się nie przeszkadzać, ona — nie narzucać swoich zasad. Ale życie szybko zweryfikowało nasze dobre chęci.
Zaczęło się od drobiazgów: inny sposób układania sztućców w szufladzie, inne przyprawy w zupie, inne godziny posiłków. Kasia pracowała zdalnie i potrzebowała ciszy do wideokonferencji. Ja miałam swoje rytuały — poranne radio, telefon do sąsiadki z Pragi, długie rozmowy przez okno z sąsiadką z naprzeciwka (teraz już tylko przez telefon). Każde moje działanie wydawało się nie na miejscu.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Kasi z jej partnerem, Pawłem:
— Nie wiem, Paweł… Mam wrażenie, że mama cały czas chodzi na palcach. Boję się jej zwracać uwagę, ale czasem czuję się jak gość we własnym domu.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałabym przyznać. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, analizując każde swoje zachowanie. Czy naprawdę jestem aż taką przeszkodą? Czy moje istnienie tu to tylko ciężar?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Kasią.
— Kasiu, czy ja ci przeszkadzam? — zapytałam cicho podczas śniadania.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
— Mamo! Skąd ci to przyszło do głowy?
— Słyszałam waszą rozmowę… Wiem, że nie jest ci łatwo. Mnie też nie. Czuję się trochę… jak gość.
Kasia spuściła wzrok.
— Przepraszam, mamo. To wszystko jest dla mnie nowe. Chcę, żebyś czuła się tu jak u siebie. Ale czasem mam wrażenie, że obie udajemy.
Milczałyśmy przez chwilę. W powietrzu wisiało napięcie.
— Może powinniśmy ustalić jakieś zasady? — zaproponowała w końcu Kasia.
Zasady… Kiedyś to ja je ustalałam. Teraz miałam się do nich dostosować.
Przez kolejne dni próbowałyśmy znaleźć kompromis. Ja starałam się nie narzucać swoich przyzwyczajeń, Kasia — być bardziej wyrozumiała. Ale im bardziej się starałyśmy, tym bardziej czułam się obca.
Najgorsze były weekendy. Kasia i Paweł wychodzili ze znajomymi albo zamykali się w swoim pokoju. Ja zostawałam sama w salonie z telewizorem i herbatą. Czasem dzwoniła Basia z Pragi:
— Jak tam u ciebie?
— Dobrze… — kłamałam. — Kasia jest bardzo troskliwa.
Ale prawda była inna. Tęskniłam za swoim starym życiem: za zapachem starej klatki schodowej, za sąsiadkami na ławce pod blokiem, za własnym rytmem dnia.
Pewnego dnia odwiedziła nas moja siostra, Ela.
— Ty tu wyglądasz jakbyś była na wakacjach u córki! — zażartowała.
Uśmiechnęłam się blado.
— Czasem mam wrażenie, że naprawdę jestem tylko gościem…
Ela spojrzała na mnie uważnie.
— Może powinnaś znaleźć coś swojego? Jakąś aktywność? Klub seniora? Wolontariat?
Zastanowiłam się nad tym długo. Może rzeczywiście powinnam przestać czekać aż ktoś da mi poczucie domu i sama je sobie stworzyć?
Zaczęłam wychodzić na spacery po okolicy. Zapisałam się do biblioteki i na zajęcia jogi dla seniorów w pobliskim domu kultury. Poznałam kilka kobiet w moim wieku — rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Powoli zaczęłam odzyskiwać równowagę.
Ale relacja z Kasią nadal była napięta. Każda rozmowa kończyła się nieporozumieniem lub milczeniem. Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy stole.
— Mamo — zaczęła Kasia — wiem, że ci ciężko. Mi też nie jest łatwo. Chciałabym, żebyśmy były dla siebie wsparciem, a mam wrażenie, że tylko się mijamy.
Popatrzyłam na nią ze łzami w oczach.
— Ja już nie wiem, jak być twoją mamą tutaj… W twoim domu… — wyszeptałam.
Kasia złapała mnie za rękę.
— To nasz dom, mamo. Musimy nauczyć się żyć razem na nowych zasadach.
Przytuliłyśmy się długo i mocno. Wiedziałam, że przed nami jeszcze wiele trudnych rozmów i kompromisów. Ale pierwszy raz od dawna poczułam nadzieję.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę poczuć się u siebie tam, gdzie wszystko jest nowe? Czy dom to miejsce czy ludzie? A może jedno i drugie? Co wy o tym myślicie?