Dlaczego już nigdy nie zaopiekuję się moim wnukiem: Historia miłości, bólu i granic, których nie wolno przekraczać

— Mamo, błagam cię, tylko dziś. Nikt inny nie może — głos mojej córki, Magdy, drżał w słuchawce. Była środa rano, a ja właśnie parzyłam sobie kawę, ciesząc się spokojem po nocnej burzy. — Franek ma gorączkę, a ja muszę do pracy. Tomek jest na delegacji. Proszę cię, mamo…

Zgodziłam się. Oczywiście, że się zgodziłam. Przecież jestem babcią. Ale kiedy położyłam słuchawkę, poczułam dziwny ucisk w żołądku. To nie był pierwszy raz, kiedy Magda dzwoniła w ostatniej chwili. Zawsze byłam tą „ostatnią deską ratunku”, choć nigdy nie mówiła tego wprost.

Franek leżał na kanapie, blady i rozpalony. — Babciu, boli mnie głowa — wyszeptał, a ja pogładziłam go po włosach. Przez chwilę poczułam ten znajomy przypływ czułości. Przecież dla niego zrobiłabym wszystko. Ale już po godzinie zaczęło się: płacz, marudzenie, nie chciał jeść, potem wymioty. Przebierałam go trzy razy, prałam pościel, biegałam z miską. Dzwoniłam do Magdy — nie odbierała.

W południe zadzwoniła sama. — Mamo, przepraszam, mam zebranie. Jak Franek? — zapytała szybko.
— Źle. Wymiotuje, płacze, nie chce jeść.
— Daj mu paracetamol i dużo pić. Muszę kończyć.

Zostałam sama z chorym dzieckiem i narastającym poczuciem bezradności. Przypomniały mi się czasy, gdy Magda była mała i też chorowała. Wtedy nie miałam nikogo do pomocy. Teraz ona ma mnie — i chyba właśnie dlatego tak często dzwoni.

Po południu Franek zasnął wyczerpany na moich kolanach. Siedziałam bez ruchu, bojąc się go obudzić. Wtedy zadzwonił mój mąż.
— Irena, jak tam? Miałaś dziś iść do lekarza.
— Nie dam rady. Magda zostawiła mi Franka.
— Znowu? — westchnął ciężko.

Wieczorem Magda przyszła po syna. Weszła jak burza, nawet nie spojrzała na mnie.
— Jak było? — rzuciła przez ramię.
— Ciężko… — zaczęłam ostrożnie.
— Mamo, przecież to tylko dziecko! Przesadzasz! — przerwała mi zniecierpliwiona.

Poczułam, jak narasta we mnie złość i żal. — Magda, ja też mam swoje życie! Nie mogę zawsze rzucać wszystkiego!
— Ale to twój wnuk! Myślałam, że mogę na ciebie liczyć! — jej głos podniósł się o oktawę.

Wybiegła z Frankiem bez słowa podziękowania. Zostałam sama w pustym mieszkaniu z mokrą pościelą i łzami w oczach. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Czy jestem złą matką? Złą babcią? Może powinnam być bardziej wyrozumiała?

Następnego dnia zadzwoniła moja siostra Basia.
— Irena, musisz postawić granice. Magda cię wykorzystuje.
— Ale jak mam odmówić? Przecież to mój wnuk…
— A ty? Ty też jesteś ważna!

Przez kolejne dni Magda nie dzwoniła. Cisza bolała bardziej niż kłótnia. W końcu napisała SMS-a: „Nie rozumiem cię. Zawsze byłaś taka pomocna.”

Odpisałam: „Kocham cię i Franka, ale muszę zadbać też o siebie.”

Minęły dwa tygodnie. Spotkałyśmy się przypadkiem w sklepie. Magda była chłodna, unikała wzroku.
— Cześć mamo — rzuciła sztywno.
— Cześć Magda…

Chciałam ją przytulić, powiedzieć, że tęsknię za Frankiem, ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może strach przed kolejnym wykorzystaniem?

Wieczorem długo rozmawiałam z mężem.
— Irena, musisz jej powiedzieć jasno: kochasz ich, ale masz swoje granice.
— Boję się, że ją stracę…
— A siebie już nie straciłaś?

Od tamtej pory nie opiekowałam się Frankiem sama. Magda znalazła opiekunkę — podobno drogo ją to kosztuje. Czasem widujemy się na rodzinnych obiadach, ale coś między nami pękło.

Często wracam myślami do tamtego dnia i pytam siebie: czy mogłam postąpić inaczej? Czy bycie dobrą babcią oznacza rezygnację z siebie? Ile jeszcze razy pozwolimy przekraczać nasze granice w imię miłości?

Może ktoś z was zna odpowiedź…