Dług wdzięczności, którego nie chciałam spłacać
– Nie będziesz mi mówić, co mam robić! – wrzasnęła mama przez telefon tak głośno, że aż odsunęłam słuchawkę od ucha. Stałam w kuchni, z rękami zanurzonymi w pianie, bo właśnie zmywałam naczynia po kolacji. Mój mąż, Paweł, spojrzał na mnie z niepokojem zza stołu, gdzie próbował pomóc synowi rozwiązać zadanie z matematyki.
– Mamo, proszę cię, nie zaczynaj znowu… – próbowałam mówić spokojnie, ale głos mi drżał. – Przecież obiecałam ci, że przyjadę w sobotę. Ale nie mogę być u ciebie codziennie! Mam własną rodzinę!
– Własną rodzinę? – prychnęła. – Gdyby nie ja i mój kredyt na wasze mieszkanie, to byś do dziś gniła w tej kawalerce na Pradze! A teraz wielka pani się znalazła! Wszyscy tylko biorą, a jak trzeba pomóc matce, to nagle mają swoje sprawy!
Poczułam znajome ukłucie winy. Zawsze tak było. Mama przypominała mi o każdej złotówce, którą dla mnie wydała. O każdej przysłudze. O tym, że to ona załatwiła mi pierwszą pracę w urzędzie gminy, że to ona pożyczyła nam na samochód, że to ona opiekowała się naszym synem przez dwa lata, żebym mogła wrócić do pracy.
– Mamo, ja cię kocham i jestem wdzięczna… – zaczęłam cicho.
– Wdzięczna?! – przerwała mi. – To pokaż tę wdzięczność! Przyjedź jutro i pomóż mi z papierami do sądu! Twój brat znowu się wymiguje! On to tylko potrafi się bawić i wydawać moje pieniądze!
Zacisnęłam powieki. Michał, mój młodszy brat, od zawsze był oczkiem w głowie mamy. Jemu wybaczała wszystko: wagary, niezdane egzaminy, nawet to, że w wieku trzydziestu lat dalej mieszkał z nią i nie miał stałej pracy. Ale to ja byłam tą odpowiedzialną. Tą, która musiała być zawsze pod telefonem.
Po rozmowie usiadłam przy stole i spojrzałam na Pawła. Milczał przez chwilę, po czym powiedział:
– Znowu to samo? Może czas jej powiedzieć „dość”?
– Nie rozumiesz… Ona naprawdę nie ma nikogo poza mną. Ojciec odszedł dawno temu. Michał… no wiesz jaki jest Michał.
Paweł westchnął ciężko i spojrzał na mnie z troską.
– Ale ty też masz prawo do swojego życia. Do nas. Do siebie.
Wiedziałam, że ma rację. Ale poczucie winy było silniejsze niż rozsądek.
***
W sobotę rano pojechałam do mamy sama. Paweł został z synem. Mama już czekała przy drzwiach, ubrana w elegancki żakiet – jakby wybierała się na ważne spotkanie.
– No nareszcie! – rzuciła bez powitania. – Zobacz ile tego jest! – wskazała na stertę dokumentów na stole.
Przez trzy godziny segregowałyśmy papiery. Mama narzekała na Michała:
– On tylko potrafi spać do południa i grać na komputerze! Wszystko na mojej głowie! A ty? Ty przynajmniej coś osiągnęłaś… Ale bez mojej pomocy też byś daleko nie zaszła!
Zacisnęłam zęby i milczałam. Wiedziałam, że każda próba sprzeciwu skończy się awanturą.
Po południu zadzwonił Paweł:
– Kiedy wrócisz? Kuba tęskni za tobą.
Mama usłyszała rozmowę i rzuciła:
– Oczywiście! Rodzina ważniejsza niż matka! Tak was wychowałam? Żebyście mnie zostawiali samą?
Wróciłam do domu wykończona psychicznie. Paweł przytulił mnie mocno.
– Musisz coś z tym zrobić – powiedział cicho.
***
Kilka tygodni później mama zadzwoniła wieczorem.
– Musisz przyjechać natychmiast! Michał miał stłuczkę! Policja była! Ja nie wiem co robić!
Serce mi stanęło. Rzuciłam wszystko i pobiegłam do samochodu. Po drodze dzwoniłam do Pawła:
– Przepraszam… Muszę jechać do mamy. Michał miał wypadek.
Paweł już nawet nie protestował.
Na miejscu okazało się, że stłuczka była drobna – otarcie lusterka na parkingu pod blokiem. Michał siedział na kanapie i grał na konsoli.
– No co? Przecież nic się nie stało… – mruknął bez przekonania.
Mama za to była roztrzęsiona.
– Widzisz? Gdyby nie ty, to ja bym tu zwariowała! Tylko ty jesteś odpowiedzialna!
Tego wieczoru wróciłam do domu i rozpłakałam się w ramionach Pawła.
***
Wszystko zmieniło się kilka miesięcy później. Dostałam propozycję awansu w pracy – wiązało się to z wyjazdem służbowym do Poznania na pół roku. Było to dla mnie ogromne wyróżnienie i szansa na lepszą przyszłość dla naszej rodziny.
Bałam się powiedzieć o tym mamie.
Kiedy w końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam, usłyszałam:
– Co?! Wyjeżdżasz? A kto mi będzie pomagał? Kto będzie załatwiał sprawy urzędowe? Kto będzie jeździł ze mną do lekarza? Michał? Przecież on nic nie potrafi!
– Mamo… To moja szansa. Dla mnie i dla Kuby. Paweł sobie poradzi przez pół roku.
– A ja?! Ja się nie liczę?!
Poczułam jak coś we mnie pęka.
– Mamo… Ja już nie mogę tak żyć. Całe życie spłacam dług wdzięczności wobec ciebie. Ale ja też mam prawo być szczęśliwa!
Mama milczała przez chwilę, a potem rzuciła:
– W takim razie radź sobie sama! Skoro już mnie nie potrzebujesz!
Rozłączyła się.
Przez kilka dni nie spałam po nocach. Bałam się jej reakcji, bałam się tego co będzie dalej. Ale Paweł był przy mnie cały czas.
– Jesteś silniejsza niż myślisz – powtarzał mi każdego dnia.
Wyjechałam do Poznania. Przez pierwsze tygodnie mama nie odbierała moich telefonów. Michał napisał tylko krótkiego SMS-a: „Mama jest zła”.
Ale z każdym dniem czułam się lżejsza. Po raz pierwszy od lat miałam czas tylko dla siebie i swojej rodziny.
Po powrocie do Warszawy mama była chłodna i zdystansowana. Ale powoli zaczęła akceptować nową sytuację. Michał musiał nauczyć się samodzielności – zaczął pracować dorywczo jako kurier i nawet zaczął płacić rachunki.
Dziś nasze relacje są inne – mniej intensywne, ale bardziej szczere. Nadal zdarzają się spięcia i wyrzuty sumienia, ale wiem już jedno: nikt nie powinien być więźniem długu wdzięczności wobec rodziców.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę musimy wybierać między własnym szczęściem a oczekiwaniami bliskich? Czy można kochać i jednocześnie być wolnym?