„Mamo, weź dla mnie kredyt” – historia o tym, jak wiara pomogła mi podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu
– Mamo, proszę cię, to tylko podpis. Ja wszystko spłacę, obiecuję! – głos Pawła drżał, a jego oczy błyszczały niepokojem. Stał w progu kuchni, ściskając w ręku plik dokumentów. W tej chwili czas się zatrzymał. Słyszałam tylko bicie własnego serca i szum krwi w uszach.
Nie tak wyobrażałam sobie naszą rozmowę. Paweł, mój jedyny syn, zawsze był rozsądny, choć ostatnio coraz częściej widziałam w nim niepokój, jakby coś go gniotło. Teraz już wiedziałam – chodziło o kredyt. Kredyt, który miałby uratować jego firmę, a mnie… pogrążyć w długach, jeśli coś pójdzie nie tak.
– Paweł, przecież wiesz, że sama ledwo wiążę koniec z końcem. Twój ojciec odszedł, zostawił nas z tym mieszkaniem i kredytem na głowie. Nie mogę… – głos mi się załamał. Przypomniałam sobie, jak sama musiałam prosić o pomoc, gdy zostałam sama z dzieckiem. Ale wtedy byłam młoda, pełna nadziei. Teraz miałam pięćdziesiąt sześć lat, pracowałam jako kasjerka w Biedronce i każdy dzień był walką o przetrwanie.
– Mamo, jeśli nie teraz, to wszystko stracę! – Paweł podniósł głos. – Wiesz, ile włożyłem w tę firmę? Ile razy mówiłaś, że jesteś ze mnie dumna? Teraz potrzebuję tylko twojego podpisu. To nie jest dużo!
Patrzyłam na niego i czułam, jak narasta we mnie panika. Przecież to nie jest tylko podpis. To odpowiedzialność za setki tysięcy złotych. Jeśli Paweł nie spłaci kredytu, bank przyjdzie do mnie. Stracę mieszkanie, wszystko, co mam. Ale jak mogę odmówić własnemu dziecku?
Tej nocy nie spałam. Leżałam na kanapie, patrząc w sufit. W głowie kłębiły się myśli: „A jeśli mu nie pomogę? Jeśli przez to się załamie? Przecież to mój syn… Ale jeśli mu pomogę i wszystko się zawali, co wtedy?”
Wstałam o czwartej rano. Uklękłam przy łóżku i zaczęłam się modlić. „Boże, daj mi siłę. Pokaż mi, co mam zrobić. Nie chcę stracić syna, ale nie chcę też stracić wszystkiego, co mamy.”
Następnego dnia zadzwoniłam do mojej siostry, Grażyny. Zawsze była moją opoką, choć sama miała swoje problemy.
– Grażka, Paweł chce, żebym wzięła dla niego kredyt. Nie wiem, co robić…
– Hanka, nie możesz tego zrobić. On jest dorosły, musi sam ponosić konsekwencje. Ty nie masz już siły na takie ryzyko. Pomyśl o sobie! – jej głos był stanowczy, ale czułam w nim troskę.
– Ale jeśli mu nie pomogę, to…
– To co? Przestanie cię kochać? Przestanie być twoim synem? – Grażyna westchnęła. – On cię szantażuje emocjonalnie. Musisz być twarda.
Słowa siostry bolały, ale wiedziałam, że ma rację. Paweł był dorosły, miał trzydzieści dwa lata. Zawsze był ambitny, ale ostatnio widziałam, jak bardzo się pogubił. Jego żona, Magda, od miesięcy nie rozmawiała ze mną. Może dlatego, że nie chciałam dawać im pieniędzy na kolejne „inwestycje”.
Wieczorem Paweł przyszedł znowu. Tym razem był bardziej spokojny, ale w oczach miał łzy.
– Mamo, przepraszam, że tak na ciebie naciskam. Ale naprawdę nie mam już nikogo. Magda… Magda się wyprowadziła. Zabrała dzieci do matki. Jeśli nie dostanę tego kredytu, wszystko stracę.
Poczułam, jak serce mi pęka. Przypomniałam sobie, jak sama byłam młodą matką, jak walczyłam o każdy dzień. Ale wtedy nie miałam nikogo, kto mógłby mnie uratować. Paweł miał mnie.
– Synku, kocham cię. Ale nie mogę tego zrobić. Nie mogę ryzykować naszego domu, naszego życia. Musisz znaleźć inne wyjście.
Paweł spuścił głowę. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Potem wstał i wyszedł, nie oglądając się za siebie.
Przez kolejne dni czułam się jak najgorsza matka na świecie. W pracy nie mogłam się skupić, klienci patrzyli na mnie dziwnie, bo ciągle się myliłam. W domu było cicho, jakby ktoś wyciągnął z niego duszę.
Wieczorami modliłam się o siłę. Prosiłam Boga, żeby dał mi znak, że postąpiłam słusznie. Że nie zawiodłam syna.
Po tygodniu Paweł zadzwonił.
– Mamo… przepraszam. Znalazłem inne rozwiązanie. Kolega z pracy pożyczy mi pieniądze. Wiem, że cię zraniłem. Przepraszam.
Poczułam ulgę, ale i smutek. Wiedziałam, że nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama. Paweł musiał dorosnąć, a ja musiałam nauczyć się stawiać granice – nawet wobec własnego dziecka.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Czy bycie matką to zawsze poświęcenie? Czy można kochać i jednocześnie odmawiać? Może właśnie na tym polega prawdziwa miłość – na odwadze powiedzenia „nie”, kiedy wszyscy oczekują „tak”.
A wy? Czy mieliście kiedyś sytuację, w której musieliście wybrać między sercem a rozsądkiem? Jak poradziliście sobie z poczuciem winy?