Młode małżeństwo zamieniło mój lot do Warszawy w koszmar – musiałem ich przywołać do porządku!
– Proszę pana, czy mógłby pan zamienić się miejscem z moją żoną? – zapytał mnie chłopak w bluzie z napisem „Kocham Warszawę”, ledwo zdążyłem usiąść na swoim miejscu przy oknie. Byłem zmęczony po tygodniach pracy na budowie w Monachium, marzyłem tylko o tym, by wrócić do żony i synka na warszawskim Bemowie. Kupiłem bilet z dodatkową przestrzenią na nogi, bo po tylu godzinach na nogach każdy centymetr był na wagę złota.
Spojrzałem na niego – młody, może dwadzieścia pięć lat, obok niego dziewczyna w białej sukience, z welonem jeszcze przypiętym do włosów. – Gratulacje, ale… gdzie siedzi pańska żona? – zapytałem uprzejmie.
– Tam, z tyłu, koło toalety. Ale wie pan, to nasza podróż poślubna! – powiedział z szerokim uśmiechem.
Wiedziałem, że Polacy potrafią być serdeczni, ale też bezczelni. – Przepraszam, ale dopłaciłem za to miejsce. Jeśli chcecie się zamienić, to może pokryjecie różnicę? – rzuciłem pół-żartem, pół-serio.
Chłopak spojrzał na mnie jakbym go obraził. – Serio? To tylko miejsce! – burknął i odwrócił się do dziewczyny. Usłyszałem jeszcze: – Zobaczysz, Michaś, on nam jeszcze pożałuje.
Poczułem ukłucie niepokoju. Samolot ledwo wzbił się w powietrze, a już wiedziałem, że to nie będzie spokojny lot.
Po chwili dziewczyna – Ania, jak się później dowiedziałem – zaczęła przechodzić przez cały samolot do swojego męża. Przysiadła mu na kolanach i zaczęli się całować jakby byli sami w domu. Ludzie patrzyli z zażenowaniem, starsza pani obok mnie chrząknęła znacząco.
– Przepraszam bardzo, ale to nie jest miejsce na takie rzeczy – powiedziała cicho.
Ania spojrzała na nią z pogardą. – To nasza noc poślubna! Niech pani sobie przypomni młodość!
Zacisnąłem pięści. Próbowałem czytać „Gazetę Wyborczą”, ale nie mogłem się skupić. Michaś zaczął rozkładać swoje rzeczy na moim stoliku: chipsy, cola, nawet jakieś piwo w puszce przemycone z duty free. Wszystko lądowało na moich kolanach.
– Przepraszam, ale to moje miejsce – powiedziałem stanowczo.
– No już, już… – mruknął i odwrócił się do Ani. Zaczęli szeptać i chichotać. Po chwili usłyszałem:
– Ej, Anka, patrz jak ten dziadek się spina! –
Miałem trzydzieści osiem lat i nie wyglądałem na dziadka. Ale czułem się staro przy ich bezczelności.
Po godzinie ich zachowanie stawało się coraz bardziej uciążliwe. Ania zaczęła śpiewać pod nosem „Sto lat”, a Michaś próbował ją przekrzyczeć śpiewając „Przez twe oczy zielone”. Ludzie zaczęli się odwracać, ktoś poprosił stewardesę o interwencję.
– Proszę państwa, prosimy o zachowanie ciszy – powiedziała stewardesa z typowym polskim profesjonalizmem.
– Ale my świętujemy! – krzyknął Michaś. – To nasz pierwszy wspólny lot!
Stewardesa spojrzała na mnie błagalnie. Widziałem w jej oczach zmęczenie i irytację.
Wtedy Ania postanowiła zrobić sobie selfie z całą kabiną w tle. Wstała na fotel i zaczęła krzyczeć: – Uśmiech dla nowożeńców!
Ktoś z tyłu rzucił: – Zejdź dziewczyno, bo zaraz pilot zawróci!
W końcu nie wytrzymałem. Wstałem i powiedziałem głośno:
– Słuchajcie, rozumiem radość i młodość, ale jesteśmy w samolocie! Każdy chce odpocząć! Ja wracam do rodziny po pół roku pracy za granicą i marzę o spokoju! Czy naprawdę musicie robić z tego cyrk?
Zapadła cisza. Michaś spojrzał na mnie z nienawiścią.
– A co cię to obchodzi? Nie twoja sprawa!
– Moja sprawa, bo siedzicie obok mnie i przeszkadzacie wszystkim! Może trochę szacunku dla innych?
Ania zrobiła obrażoną minę i wróciła na swoje miejsce. Michaś jeszcze przez chwilę mruczał pod nosem przekleństwa.
Stewardesa podeszła do mnie później z kubkiem herbaty.
– Dziękuję panu. Czasem pasażerowie myślą, że wszystko im wolno…
Lot trwał jeszcze dwie godziny. Młodzi siedzieli cicho jak trusie. Gdy lądowaliśmy na Okęciu, spojrzałem na nich i powiedziałem:
– Mam nadzieję, że następnym razem pomyślicie o innych.
Nie odpowiedzieli. Wysiadłem jako pierwszy i poczułem ulgę jak nigdy wcześniej.
W domu przywitała mnie żona z synkiem. Uściskali mnie mocno. Opowiedziałem im całą historię przy schabowych i ogórkach kiszonych.
– I co zrobiłeś? – zapytała żona.
– Po prostu powiedziałem prawdę. Czasem trzeba postawić granicę.
Wieczorem długo nie mogłem zasnąć. Myślałem o tym młodym małżeństwie. Czy ja też byłem kiedyś taki beztroski? Czy dzisiaj młodzi naprawdę nie mają żadnych hamulców?
A wy co byście zrobili na moim miejscu? Czy powinienem był być bardziej wyrozumiały… czy może jeszcze ostrzejszy?