Moja matka zrujnowała nam wakacje – a ja pozwoliłem na to z poczucia winy
– Twoja matka zrujnuje nam wakacje – powiedziała Monika, patrząc mi prosto w oczy, gdy pakowaliśmy walizki do samochodu. W jej głosie nie było już śladu żartu, tylko zmęczenie i rezygnacja. Przez chwilę chciałem ją przytulić i powiedzieć, że przesadza, ale sam czułem w żołądku ten znajomy ucisk. Wiedziałem, że ma rację. I wiedziałem, że to wszystko moja wina.
Zaczęło się tydzień wcześniej. Siedzieliśmy z Moniką przy kuchennym stole, planując wyjazd na Mazury. Wtedy zadzwoniła mama. – Gdzie jedziecie na urlop? – zapytała niby od niechcenia, ale ja już słyszałem w jej głosie tę nutę oczekiwania. – Na Mazury, do Mikołajek – odpowiedziałem niepewnie. – Ooo, jak cudownie! Zawsze chciałam tam pojechać! – wykrzyknęła. Monika spojrzała na mnie ostrzegawczo. – Może bym się zabrała z wami? – dodała mama, zanim zdążyłem wymyślić wymówkę.
– Mamo, to taki nasz wyjazd… sami rozumiesz… – próbowałem delikatnie. – Ależ ja nie będę wam przeszkadzać! Mam swoje pieniądze, sama sobie wszystko opłacę! Tylko nie lubię jeździć sama…
Monika przewróciła oczami i wyszła do sypialni. Zostałem sam z telefonem i poczuciem winy. Mama zawsze była sama odkąd tata odszedł do innej kobiety dziesięć lat temu. Odkąd pamiętam, próbowałem jej to wynagrodzić. – Dobrze, mamo… pojedziesz z nami – powiedziałem cicho.
Kiedy powiedziałem o tym Monice, wybuchła kłótnia. – Czy ty w ogóle liczysz się z moim zdaniem? To miały być NASZE wakacje! – krzyczała. – Przecież ona nie będzie nam przeszkadzać… – próbowałem się bronić, ale sam nie wierzyłem w te słowa.
Już pierwszego dnia wyjazdu wiedziałem, że to był błąd. Mama narzekała na klimatyzację w samochodzie, na korki pod Warszawą, na muzykę w radiu. Gdy dotarliśmy do pensjonatu nad jeziorem, od razu skrytykowała pokój: – Taki mały? I łazienka bez okna? No trudno…
Wieczorem Monika zamknęła się w łazience i płakała. Siedziałem na łóżku i słuchałem przez drzwi jej cichego szlochu. Czułem się jak najgorszy mąż świata.
Następnego dnia postanowiliśmy pójść na plażę. Mama oczywiście chciała iść z nami. – Przecież nie zostawię was samych! – powiedziała z uśmiechem, który miał być żartobliwy, ale był tylko wymuszony.
Na plaży mama narzekała na piasek („Za gorący!”), na dzieci bawiące się obok („Hałasują!”), na ceny lodów („Rozbój w biały dzień!”). Monika próbowała się uśmiechać, ale widziałem jak zaciska szczęki.
Wieczorem usiedliśmy na tarasie pensjonatu. Monika odsunęła się ode mnie i patrzyła w jezioro. – Nie wytrzymam tak całego tygodnia – powiedziała cicho. – Przepraszam… naprawdę myślałem, że będzie inaczej…
Następne dni były jeszcze gorsze. Mama chciała chodzić z nami wszędzie: na rowery („Nie umiem jeździć sama!”), do restauracji („Nie lubię jeść w samotności!”), nawet na wieczorne spacery („Przecież tu może być niebezpiecznie!”). Każda próba zostawienia jej samej kończyła się obrażaniem się lub łzami.
W trzecim dniu Monika wybuchła przy śniadaniu:
– Może chociaż dziś pójdziemy sami na kajaki? – zapytała z nadzieją.
– Ale ja się boję wody! – odparła mama natychmiast. – Nie możecie mnie zostawić samej na cały dzień!
– Mamo, jesteś dorosłą kobietą! – nie wytrzymałem.
– Aha… już wam przeszkadzam… Lepiej by było, gdybym została w domu…
Monika rzuciła serwetką i wybiegła z jadalni.
Po południu próbowałem z nią rozmawiać:
– Monika… przepraszam…
– To nie ja powinnam słyszeć przeprosiny! Twoja matka manipuluje tobą od lat! Zawsze stawiasz ją na pierwszym miejscu!
– To nieprawda!
– Naprawdę? To czemu nigdy nie potrafisz jej odmówić?
Nie miałem odpowiedzi.
Wieczorem mama przyszła do naszego pokoju z ciastkami i herbatą. Usiadła na łóżku i zaczęła opowiadać historie z mojego dzieciństwa, ignorując napiętą atmosferę.
– Pamiętasz, jak miałeś ospę i nie mogłeś spać? Całe noce siedziałam przy twoim łóżku…
Monika patrzyła na mnie z wyrzutem.
Czułem się rozdarty. Chciałem być dobrym synem i dobrym mężem jednocześnie. Ale coraz bardziej miałem wrażenie, że to niemożliwe.
Czwartego dnia Monika oznajmiła:
– Jutro wracam do Warszawy. Sama.
– Co? Nie możesz!
– Nie mogę? W takim razie wybieraj: ja albo twoja matka.
Zamarłem. Mama patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Synku…
Nie spałem całą noc. Rano Monika spakowała walizkę i wyszła bez słowa pożegnania z mamą.
Zostałem z matką nad jeziorem i poczuciem klęski.
Reszta urlopu była koszmarem. Mama próbowała mnie pocieszać („Może Monika przesadza?”), ale ja wiedziałem, że to ja zawiodłem żonę.
Po powrocie do domu Monika przez tydzień nie odzywała się do mnie prawie wcale. W końcu usiadłem obok niej na kanapie:
– Przepraszam cię. Zawiodłem cię jako mąż.
– Chcę mieć męża, a nie wiecznego synka swojej mamusi – powiedziała cicho.
Od tamtej pory postanowiłem stawiać granice mamie. Było trudno – płakała przez telefon, mówiła że jestem niewdzięczny, że została sama przez mojego ojca i teraz jeszcze ja ją zostawiam.
Ale po kilku miesiącach sytuacja zaczęła się poprawiać między mną a Moniką. Mama przestała dzwonić codziennie, nauczyła się spędzać czas sama.
Czasem jednak budzę się w nocy i myślę: czy można być dobrym synem i dobrym mężem jednocześnie? Czy zawsze trzeba wybierać?
A wy? Jak radzicie sobie z rodziną wtrącającą się w wasze życie? Czy da się pogodzić lojalność wobec rodziców i własnego małżeństwa?