Nie jestem ani niańką, ani służącą: dzień, w którym powiedziałam córce, że mam własne życie
– Mamo, możesz zostać jeszcze dzisiaj? – głos Agnieszki dobiegał z kuchni, przerywając ciszę, którą próbowałam sobie wywalczyć po całym dniu. Stałam w salonie, zbierając z podłogi klocki i pluszaki po moim wnuku Antosiu. Znowu. Zawsze to samo: przychodzę na chwilę, a zostaję do wieczora.
Poczułam, jak narasta we mnie złość. Przez chwilę miałam ochotę rzucić tymi zabawkami o ścianę. Ale tylko westchnęłam i odpowiedziałam: – Agnieszko, przecież miałam dziś wrócić wcześniej. Chciałam pójść na spacer, spotkać się z Krysią…
– Mamo, proszę cię! – przerwała mi ostro. – Przecież wiesz, że muszę dokończyć projekt do pracy. Nie mogę liczyć na Pawła, bo znowu ma nadgodziny. Ty naprawdę nie rozumiesz, jak ciężko jest pogodzić wszystko?
Zamilkłam. Wiedziałam, że jej życie nie jest łatwe. Sama byłam samotną matką przez lata. Ale czy to znaczy, że muszę rezygnować z siebie? Kiedy ostatni raz byłam na basenie? Kiedy przeczytałam książkę od deski do deski? Kiedy byłam po prostu Zofią – a nie „babcią”, „mamą”, „pomocą domową”?
Antoś podbiegł do mnie z szerokim uśmiechem. – Babciu, pobawimy się w sklep?
Spojrzałam na niego i serce mi zmiękło. Kocham go nad życie. Ale czy to znaczy, że mam zapomnieć o sobie?
Wróciłam do kuchni. Agnieszka stała przy blacie, nerwowo stukając palcami o telefon.
– Agnieszko – zaczęłam cicho – musimy porozmawiać.
– Teraz? – rzuciła zirytowana.
– Tak. Bo czuję się… zmęczona. I trochę wykorzystana.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Wykorzystana? Mamo, przecież to twój wnuk! Myślałam, że chcesz spędzać z nim czas.
– Chcę. Ale nie codziennie i nie kosztem własnego życia. Mam swoje plany, swoje marzenia…
– Jakie marzenia? – prychnęła. – Masz już swoje lata.
Te słowa zabolały mnie bardziej niż chciałabym przyznać.
– Właśnie dlatego nie chcę marnować ani jednego dnia – odpowiedziałam spokojnie. – Chcę mieć czas dla siebie. Chcę wyjść do ludzi, pojechać na wycieczkę rowerową, nauczyć się czegoś nowego…
Agnieszka patrzyła na mnie jak na obcą osobę.
– Myślałam, że rodzina jest najważniejsza – powiedziała cicho.
– Jest ważna. Ale ja też jestem ważna.
W salonie Antoś zaczął płakać. Serce mi się ścisnęło. Poszłam do niego, przytuliłam go mocno.
– Babciu, nie płacz…
Nie wiedziałam nawet, że łzy płyną mi po policzkach.
Wieczorem wróciłam do pustego mieszkania. Usiadłam na kanapie i przez długi czas patrzyłam w okno. Czułam się rozdarta: z jednej strony chciałam być dla nich wsparciem, z drugiej – miałam wrażenie, że przestaję istnieć jako osoba.
Telefon zadzwonił późno w nocy.
– Mamo… przepraszam – usłyszałam cichy głos Agnieszki. – Nie powinnam była tak mówić. Po prostu… jestem zmęczona.
– Ja też jestem zmęczona – odpowiedziałam szczerze.
Zapanowała cisza.
– Może… może spróbujemy jakoś to poukładać? – zaproponowała niepewnie. – Może będziesz przychodzić dwa razy w tygodniu? A resztę czasu… będziesz miała dla siebie?
Poczułam ulgę i wdzięczność. Ale też żal za tymi wszystkimi latami, kiedy nie umiałam powiedzieć „nie”.
Następnego dnia poszłam na spacer nad Wisłę. Słońce świeciło mocno, ludzie śmiali się wokół mnie. Poczułam się wolna i lekka jak nigdy dotąd.
Wiedziałam już jedno: jeśli sama nie postawię granic, nikt tego za mnie nie zrobi.
Czasem zastanawiam się: dlaczego tak trudno nam kobietom powiedzieć „dość”? Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla innych aż do końca? A może najwyższy czas nauczyć się kochać także siebie?