Zostałem sam z naszym synkiem – historia ojca, który musiał nauczyć się żyć od nowa

— Michał, ja już nie mogę. — Jej głos był cichy, ale stanowczy. Stała w przedpokoju, trzymając w ręku walizkę. Nasz synek, Staś, spał w pokoju obok, nieświadomy, że jego świat właśnie się rozpada.

— Ewa, proszę cię… — próbowałem ją zatrzymać, ale ona tylko pokręciła głową.

— Ja się duszę. Potrzebuję oddechu. Nie pytaj mnie o nic więcej. — Wyszła, zamykając za sobą drzwi z takim hukiem, że aż podskoczyłem.

Przez chwilę stałem jak sparaliżowany. W głowie miałem pustkę. Potem usłyszałem płacz Stasia. Był głodny. Automatycznie poszedłem do kuchni, wyjąłem butelkę, mleko w proszku… Ręce mi się trzęsły tak bardzo, że rozsypałem połowę na blat. Staś płakał coraz głośniej. W końcu usiadłem na podłodze i zacząłem płakać razem z nim.

Nie wiem, ile czasu minęło. Może pół godziny, może dwie. W końcu zebrałem się w sobie i nakarmiłem synka. Patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, jakby pytał: „Tato, co teraz?”

Pierwsze dni były jak koszmar na jawie. Nie spałem prawie wcale. Staś budził się co dwie godziny, a ja nie miałem pojęcia, czy robię wszystko dobrze. Bałem się każdej gorączki, każdego kaszlu. Moja mama dzwoniła codziennie:

— Michałku, przyjedź do nas na kilka dni, pomogę ci.

Ale nie chciałem wracać do rodzinnego domu w Radomiu. Chciałem udowodnić sobie i wszystkim wokół, że dam radę sam.

W pracy szef patrzył na mnie z politowaniem:

— Michał, może weź urlop? Wyglądasz jak cień człowieka.

Ale nie mogłem sobie pozwolić na wolne. Każda złotówka była teraz na wagę złota. Ewa nie zostawiła nawet karteczki z numerem konta alimentacyjnego.

Wieczorami siadałem przy łóżeczku Stasia i mówiłem do niego szeptem:

— Przepraszam cię, synku. Przepraszam, że nie umiem być mamą i tatą naraz.

Czułem się winny. Może to moja wina? Może za mało rozmawiałem z Ewą? Może byłem zbyt skupiony na pracy? Próbowałem przypomnieć sobie ostatnią rozmowę z żoną, w której byłoby coś więcej niż „kup mleko” albo „Staś ma katar”.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa:

— Michał, Ewa jest u nas. Nie wiem, co się stało między wami, ale ona potrzebuje czasu.

— A ja? — zapytałem bezsilnie. — Ja też potrzebuję czasu! I pomocy!

— Ty jesteś dorosły — odpowiedziała chłodno.

Zacząłem nienawidzić tej ciszy w mieszkaniu. Każdy dźwięk był za głośny: kapanie kranu, szum lodówki, płacz Stasia… Czasem miałem ochotę wyjść i nigdy nie wrócić.

Najgorsze były weekendy. Wszyscy znajomi mieli swoje rodziny, swoje sprawy. Nikt nie dzwonił, nikt nie pytał, jak sobie radzę. Czułem się niewidzialny.

Któregoś wieczoru zadzwonił mój brat Marek:

— Michał, słyszałem o Ewie… Przyjedź do nas na grilla w sobotę. Dzieciaki się pobawią ze Stasiem.

Pojechałem. Patrzyłem na Marka i jego żonę Kasię — śmiali się razem, przekomarzali przy stole. Zazdrościłem im tej zwyczajności.

Po powrocie do domu długo nie mogłem zasnąć. Myślałem o tym, jak bardzo chciałbym cofnąć czas. Ale wiedziałem już, że muszę nauczyć się żyć od nowa.

Zacząłem szukać wsparcia w internecie. Trafiłem na forum samotnych ojców. Czytałem historie innych mężczyzn — jedni zostali sami po śmierci żony, inni po rozwodzie. Pisali o swoich lękach i sukcesach: „Dziś pierwszy raz sam wykąpałem córkę”, „Syn powiedział mi: kocham cię”.

Pewnego dnia Staś zachorował na zapalenie oskrzeli. Siedziałem z nim całą noc na pogotowiu. Lekarka spojrzała na mnie ze współczuciem:

— Panie Michale, jest pan bardzo dzielny.

Te słowa były jak plaster na ranę.

Z czasem nauczyłem się gotować proste obiady: rosół z kostki, naleśniki z dżemem. Staś śmiał się przy stole i wyciągał rączki po kolejną łyżkę kaszki.

Po kilku miesiącach Ewa zadzwoniła:

— Chciałabym zobaczyć Stasia.

Zgodziłem się bez wahania. Przyszła do nas w niedzielę po południu. Stała w drzwiach niepewna, jakby bała się wejść do własnego domu.

— Michał… — zaczęła cicho — Przepraszam cię za wszystko.

Nie odpowiedziałem od razu. Patrzyłem na nią długo i ciężko oddychałem.

— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — powiedziałem w końcu — ale Staś potrzebuje mamy.

Usiedliśmy razem przy stole. Przez chwilę było niezręcznie cicho. Potem Ewa zaczęła opowiadać Stasiowi bajkę o smoku wawelskim. Słuchał jej z otwartą buzią.

Nie wiem, co będzie dalej. Może Ewa wróci? Może zostaniemy tylko przyjaciółmi? Jedno wiem na pewno: jestem silniejszy niż myślałem.

Czasem patrzę na śpiącego Stasia i pytam siebie: czy można nauczyć się być dobrym ojcem od nowa? A może najważniejsze to po prostu być – mimo wszystko?