Moja córka obwinia mnie za brak wsparcia finansowego – czy naprawdę jestem złą matką?
– Mamo, nie rozumiesz, jak bardzo mi ciężko! – głos Julii drżał, a jej oczy błyszczały gniewem. Stała w progu mojego małego mieszkania na warszawskim Mokotowie, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. – Teściowie dali nam pieniądze na zaliczkę za mieszkanie, a ty nawet nie możesz mi pomóc z ratą kredytu!
Poczułam, jak serce ściska mi się z bólu. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Przecież zawsze marzyłam o dziecku. Julia pojawiła się w moim życiu, gdy miałam już czterdzieści pięć lat. Byłam wtedy sama – jej ojciec odszedł, zanim jeszcze dowiedział się o ciąży. Całe życie poświęciłam Julii. Pracowałam jako nauczycielka polskiego w liceum, nigdy nie miałam wielkich pieniędzy, ale starałam się dać jej wszystko, co mogłam: miłość, czas, wsparcie. Teraz jestem na emeryturze i ledwo wiążę koniec z końcem.
– Julio, kochanie… – zaczęłam cicho. – Wiesz, że gdybym mogła, oddałabym ci wszystko. Ale nie mam…
– Wiem! – przerwała mi ostro. – Zawsze nie masz! A potem dziwisz się, że wolę jechać do teściów na święta niż do ciebie. Tam przynajmniej czuję się doceniona.
Zamilkła i spojrzała na mnie z wyrzutem. W tej chwili poczułam się tak bardzo samotna i bezradna. Czy naprawdę jestem gorsza od jej teściów tylko dlatego, że nie mam pieniędzy?
Pamiętam dzień, kiedy Julia przyszła na świat. Był listopad, padał deszcz ze śniegiem, a ja leżałam w szpitalu i patrzyłam na jej maleńką twarz. Obiecałam sobie wtedy, że zrobię wszystko, by była szczęśliwa. Przez lata byłam dla niej matką i ojcem jednocześnie. Nigdy nie narzekałam na brak pieniędzy przy niej – starałam się ukrywać zmęczenie i lęk przed przyszłością.
Kiedy Julia poszła na studia, pracowałam jeszcze więcej: korepetycje po godzinach, wieczorami sprawdzanie wypracowań. Pomogłam jej wynająć pokój w akademiku, kupowałam podręczniki i wysyłałam paczki z jedzeniem. Nie miałam oszczędności – wszystko szło na bieżące potrzeby.
Teraz Julia ma trzydzieści lat i własną rodzinę. Jej mąż, Michał, pochodzi z bogatego domu. Jego rodzice mają firmę budowlaną pod Warszawą i mogą pozwolić sobie na drogie prezenty dla wnuków czy wsparcie finansowe dla młodego małżeństwa. Ja mam tylko niewielką emeryturę i stare mieszkanie po rodzicach.
– Mamo, ja nie chcę twojego współczucia ani łez – powiedziała Julia chłodno. – Chcę tylko poczuć, że jesteś ze mną naprawdę. Że możesz mi pomóc tak jak inni rodzice pomagają swoim dzieciom.
– Ale ja jestem z tobą! – wybuchnęłam nagle, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Zawsze byłam! Może nie mam pieniędzy, ale zawsze możesz na mnie liczyć!
Julia spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– To nie wystarczy – rzuciła cicho i wyszła trzaskając drzwiami.
Zostałam sama w ciszy mojego mieszkania. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Próbowałam zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Czy to naprawdę pieniądze są miarą matczynej miłości? Czy całe moje poświęcenie przez te wszystkie lata nic nie znaczy?
Przez następne dni Julia nie odbierała moich telefonów. Wysyłałam jej wiadomości: „Kocham cię”, „Jestem tu dla ciebie”, „Przepraszam”. Bez odpowiedzi.
W weekend zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Zofia.
– Pani Aniu, widziałam Julię z mężem i dziećmi u teściów. Wyglądali na szczęśliwych…
Zazdrość ścisnęła mnie za gardło. Przypomniałam sobie święta sprzed dwóch lat – Julia przyjechała do mnie tylko na godzinę, potem spieszyła się do rodziny Michała.
Wieczorem zadzwonił mój brat Marek.
– Anka, musisz się pogodzić z tym, że młodzi mają inne priorytety – powiedział spokojnie. – Ty dałaś Julii wszystko, co mogłaś. Nie możesz się obwiniać.
Ale ja się obwiniam. Każdego dnia pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Może powinnam była oszczędzać więcej? Może powinnam była wyjść za mąż dla bezpieczeństwa finansowego? Może powinnam była mniej pracować i więcej czasu spędzać z Julią?
W poniedziałek rano zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Julię z wnuczką Zosią.
– Mamo… – zaczęła niepewnie Julia. – Przepraszam za tamto… Było mi ciężko i wybuchłam.
Zosia podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję.
– Babciu! Opowiesz mi bajkę?
Poczułam ulgę i radość jednocześnie. Przytuliłam wnuczkę mocno do siebie.
Usiadłyśmy razem przy stole. Julia milczała przez chwilę, patrząc w okno.
– Wiesz… czasem mam wrażenie, że wszyscy ode mnie czegoś oczekują – powiedziała cicho. – Michał chce sukcesów w pracy, teściowie porównują mnie do swojej córki… A ja chciałabym po prostu poczuć się kochana taką, jaka jestem.
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach.
– Julio… zawsze cię kochałam i zawsze będę kochać. Nawet jeśli nie mogę ci dać pieniędzy czy prezentów…
Julia uśmiechnęła się smutno.
– Wiem mamo… Przepraszam jeszcze raz.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, a potem zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym: o szkole Zosi, o moich kwiatach na balkonie, o nowym serialu w telewizji.
Wieczorem zostałam sama z myślami. Czy naprawdę jestem gorsza od innych matek tylko dlatego, że nie mam pieniędzy? Czy miłość matki można przeliczyć na złotówki? Może to świat się zmienił, a ja po prostu nie potrafię już za nim nadążyć…