„Mój Mąż Wychodzi Sam, a Moja Mama Ostrzega, że to Błąd”
Kiedy mój mąż, Jan, po raz pierwszy zasugerował samotną wycieczkę w góry, nie myślałam o tym zbyt wiele. Pracował niestrudzenie przez miesiące i pomyślałam, że trochę czasu dla siebie dobrze mu zrobi. „Jedź,” powiedziałam, „zasługujesz na odpoczynek.” Nie wiedziałam wtedy, że ta decyzja otworzy puszkę Pandory pełną zmartwień i ostrzeżeń od mojej mamy.
„Czy ty oszalałaś?” wykrzyknęła moja mama, kiedy powiedziałam jej o wyjeździe Jana. „Nie możesz pozwolić mu jechać samemu. Mężczyźni potrzebują nadzoru, inaczej błądzą jak zagubione owce.”
Na początku to zignorowałam. Moja mama zawsze była trochę nadopiekuńcza i staroświecka. Ale była nieustępliwa. „Pamiętasz, jak twój ojciec zaczął jeździć na te 'służbowe wyjazdy’ sam? Niedługo potem znalazł sobie kogoś innego,” przypomniała mi. Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałam dziesięć lat, a mama nigdy nie wyszła ponownie za mąż. Często obwiniała siebie za to, że nie pilnowała taty bardziej.
„Mamo, to tylko kilka dni w górach. Jan nie jest jak tata,” uspokajałam ją. Ale ona nie była przekonana.
„To samo myślałam o twoim ojczymie,” powiedziała z goryczą w głosie. „Zaczął od samotnych wypraw na ryby. Następną rzeczą, którą wiedziałam, było to, że łowił komplementy od innej kobiety.”
Mimo jej ostrzeżeń pozwoliłam Janowi jechać. Potrzebował tego odpoczynku i całkowicie mu ufałam. Ale z biegiem dni słowa mojej mamy zaczęły mnie dręczyć. Co jeśli miała rację? Co jeśli ta wycieczka była początkiem końca?
Jan dzwonił do mnie co wieczór, żeby się zameldować. Brzmiał szczęśliwie i zrelaksowany, ale było coś innego w jego głosie—coś, czego nie mogłam do końca określić. „Poznałem dziś ciekawych ludzi,” wspomniał mimochodem pewnego wieczoru. „Poszliśmy razem na wędrówkę.”
Moje serce zamarło. Kim byli ci „ciekawi ludzie”? Czy były wśród nich kobiety? Głos mojej mamy odbijał się echem w mojej głowie: „Mężczyźni potrzebują nadzoru.”
Kiedy Jan wrócił, wydawał się inny—bardziej odległy, bardziej zamyślony. Ciągle opowiadał o wycieczce, ale pojawiło się nowe imię: Sara. „Sara powiedziała to,” „Sara zrobiła tamto.” Jakby stała się częścią naszego życia, mimo że jej nigdy nie spotkałam.
„Kim jest Sara?” zapytałam w końcu, starając się brzmieć swobodnie.
„Och, tylko ktoś, kogo poznałem na wędrówce,” odpowiedział obojętnie. Ale jego oczy unikały moich.
Ostrzeżenia mojej mamy zasadziły ziarno wątpliwości, które teraz rosło w pełnoprawne drzewo podejrzeń. Zaczęłam sprawdzać jego telefon, kiedy nie patrzył, przeglądać jego media społecznościowe w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak zdrady. Nienawidziłam siebie za to, ale nie mogłam przestać.
Pewnego wieczoru znalazłam wiadomość od Sary: „Świetnie się dziś bawiłam! Nie mogę się doczekać naszej następnej przygody.” Moje serce waliło w piersi, gdy skonfrontowałam Jana.
„Kim ona jest?” zażądałam odpowiedzi, trzymając jego telefon.
„To tylko przyjaciółka,” upierał się. Ale jego oczy mówiły co innego.
Dni zamieniły się w tygodnie, a dystans między nami rósł. Jan spędzał coraz więcej czasu poza domem, zawsze z jakąś wymówką—praca, siłownia, zakupy. Słowa mojej mamy prześladowały mnie: „Nie możesz pozwolić mu jechać samemu.”
Pewnej nocy Jan w ogóle nie wrócił do domu. Zadzwonił następnego ranka z marną wymówką o zaśnięciu u przyjaciela. Ale ja znałam prawdę.
Moja mama miała rację. Pozwolenie mu na tę samotną wycieczkę było błędem—błędem, który kosztował mnie małżeństwo. Jan w końcu przyznał się do romansu z Sarą. Próbowaliśmy terapii małżeńskiej, ale zaufanie zniknęło.
Kiedy pakowałam jego rzeczy i patrzyłam, jak odchodzi, słowa mojej mamy odbijały się echem w mojej głowie: „Mężczyźni potrzebują nadzoru.” Może miała rację od samego początku.