Moja córka, jej włosy i nasza rodzina na krawędzi: Czy można poświęcić dziecko dla idei?
– Nie! – wrzasnęła Zosia, a jej głos odbił się echem od ścian naszej kuchni. Stała na środku, z pięściami zaciśniętymi tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. Ewelina patrzyła na nią chłodno, z tą swoją determinacją, której zawsze się bałem. Ja stałem w progu, niezdolny zrobić krok w żadną stronę.
– Zosiu, to tylko włosy – powiedziała Ewelina, jakby tłumaczyła coś oczywistego. – Martynka potrzebuje wsparcia. Chcesz być jej przyjaciółką? To jest prawdziwa przyjaźń.
Zosia spojrzała na mnie błagalnie. Miała dwanaście lat i nigdy nie widziałem jej tak przerażonej. – Tato, proszę…
Nie wiedziałem, co powiedzieć. W głowie miałem chaos: obraz Martynki bez włosów po chemioterapii, łzy Zosi, surową twarz Eweliny. Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy o czymś innym niż obowiązki i zasady.
– Ewelina… Może nie musimy… – zacząłem niepewnie.
– Ty zawsze wszystko rozmywasz! – przerwała mi żona. – Chcesz wychować egoistkę? Wszyscy teraz mówią o solidarności, a ty chcesz się wycofać?
Zosia wybiegła do swojego pokoju. Usłyszałem trzask drzwi i jej cichy płacz. Przez chwilę w kuchni panowała cisza tak gęsta, że aż bolało mnie serce.
To był początek końca naszej rodziny. Tak to dziś widzę.
Następnego dnia Zosia przyszła do kuchni w czapce. Nie patrzyła na nas. Ewelina była dumna – widziałem to w jej oczach. Ja czułem tylko pustkę.
W szkole Zosia stała się tematem numer jeden. Jedni ją podziwiali, inni wyśmiewali. Martynka płakała ze wzruszenia, ale Zosia wracała do domu coraz bardziej zamknięta w sobie. Przestała rozmawiać z nami przy obiedzie. Przestała śmiać się z głupich żartów mojego brata na rodzinnych spotkaniach.
Pewnego wieczoru usłyszałem jej rozmowę przez telefon:
– Nie chciałam tego robić… Mama mnie zmusiła…
Wszedłem do jej pokoju bez pukania. Siedziała na łóżku, skulona, z czapką naciągniętą na uszy.
– Zosiu…
Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
– Tato, dlaczego mama mnie nie słucha? Dlaczego nikt mnie nie pyta, czego ja chcę?
Nie umiałem odpowiedzieć. Sam czułem się jak dziecko w tej sytuacji.
Ewelina coraz częściej mówiła o wartościach, o tym, że świat potrzebuje ludzi odważnych i empatycznych. Ale ja widziałem tylko naszą córkę, która zamyka się w sobie coraz bardziej.
Pewnej nocy pokłóciliśmy się z Eweliną tak głośno, że sąsiedzi musieli wszystko słyszeć.
– Ty nic nie rozumiesz! – krzyczała. – Wychowujesz ją na egoistkę!
– A ty chcesz ją złamać! – odpowiedziałem równie głośno.
Zosia słyszała wszystko. Następnego dnia nie przyszła na śniadanie.
Zaczęliśmy chodzić wokół siebie jak obcy ludzie. Ja próbowałem rozmawiać z Zosią, ale ona zamykała się w swoim świecie. Ewelina coraz częściej wychodziła z domu – na spotkania, do pracy, na zakupy. Każde z nas żyło osobno.
W końcu poszliśmy do psychologa rodzinnego. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w milczeniu.
– Czy ktoś zapytał Zosię, co ona czuje? – zapytała pani psycholog.
Ewelina spuściła wzrok. Ja poczułem ulgę i wstyd jednocześnie.
Zosia długo milczała, a potem powiedziała cicho:
– Chciałam pomóc Martynce… Ale nie chciałam tego robić w taki sposób. Chciałam być po prostu sobą.
Wyszliśmy z gabinetu w ciszy. Ewelina płakała całą noc.
Dziś minęły trzy miesiące od tamtej kłótni. Zosia powoli odzyskuje dawny blask w oczach, ale już nigdy nie będzie taka sama. Nasza rodzina też nie jest taka sama.
Czasem patrzę na żonę i zastanawiam się, czy jeszcze potrafimy rozmawiać bez oskarżeń i pretensji. Czy można poświęcić dziecko dla idei? Czy naprawdę wiemy, co jest dobre dla naszych dzieci?
Może najważniejsze pytanie brzmi: czy potrafimy słuchać siebie nawzajem zanim będzie za późno?