Zatracona w myślach przy oknie: Historia Magdy, która musiała wybrać między sobą a rodziną

Zosia oddychała spokojnie, wtulona we mnie jak mały kociak, a ja nie mogłam oderwać wzroku od okna. Za szybą świat był szary i mokry, deszcz spływał po szybie jak łzy, których nie miałam już siły płakać. Minęła godzina, odkąd stałam w tym samym miejscu, z tą samą myślą: co teraz? W kuchni czekał na mnie niedopity kubek kawy i niedokończona rozmowa z samą sobą. Krzysztof wrócił dziś wcześniej z pracy. Zawsze wracał późno, zmęczony, ale dziś coś było inaczej. Nie zajrzał do kuchni, nie zapytał, jak minął mi dzień. Usłyszałam tylko szelest walizki przesuwanej po podłodze.

Wyszłam z Zosią na rękach do pokoju i zobaczyłam go – stał przy szafie, wyciągał ubrania i układał je w walizce. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko delegacja, że zaraz się odwróci i powie: „Magda, muszę wyjechać na dwa dni”. Ale on nawet nie podniósł wzroku.

– Krzysztof… – zaczęłam cicho, żeby nie obudzić Zosi.

Nie odpowiedział od razu. Zapiął walizkę i dopiero wtedy spojrzał na mnie. Jego oczy były zimne, obce. Jakby patrzył na kogoś zupełnie innego.

– Wyjeżdżam – powiedział krótko.

– Gdzie? – zapytałam głosem drżącym od strachu.

– Do Justyny. – Te dwa słowa rozdarły mnie na pół.

Justyna. Imię, które przez ostatnie miesiące pojawiało się coraz częściej w jego rozmowach. Koleżanka z pracy, z którą „dobrze się dogaduje”. Wiedziałam. W głębi duszy wiedziałam od dawna, ale nie chciałam tego przyjąć do wiadomości. Udawałam przed sobą, że to tylko przyjaźń. Że przecież mamy Zosię, mamy dom, mamy siebie.

– I co z nami? – zapytałam szeptem.

Krzysztof wzruszył ramionami. – Magda… Próbowałem. Naprawdę próbowałem. Ale już nie mogę tak żyć. Ty ciągle jesteś gdzieś daleko myślami, wszystko kręci się wokół Zosi… Ja też potrzebuję czegoś więcej.

Chciałam krzyczeć, chciałam go zatrzymać, ale nie mogłam się ruszyć. Czułam się jak sparaliżowana. Zosia poruszyła się niespokojnie w moich ramionach i wtuliła mocniej w moją szyję. To dla niej musiałam być silna.

Krzysztof podszedł do drzwi i przez chwilę patrzył na nas obie. – Zostawię ci klucze do samochodu. I pieniądze na koncie. Odezwę się za kilka dni.

Drzwi zamknęły się za nim bezgłośnie. Zostałam sama. Sama z dzieckiem, z ciszą i tysiącem pytań bez odpowiedzi.

Przez kolejne dni funkcjonowałam jak automat. Karmiłam Zosię, przewijałam ją, śpiewałam jej kołysanki, choć głos łamał mi się co chwilę. Mama dzwoniła codziennie, ale nie miałam siły odbierać telefonu. Bałam się jej pytań: „Co się stało? Dlaczego Krzysztof nie odbiera?”

Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na podwórko. Widziałam sąsiadkę spacerującą z psem, dzieci bawiące się w kałużach po deszczu. Wszystko toczyło się dalej, jakby nic się nie wydarzyło. Tylko mój świat stanął w miejscu.

Któregoś dnia przyszła do mnie Anka, moja przyjaciółka jeszcze z liceum. Przyniosła ciasto i butelkę wina.

– Magda, musisz z kimś pogadać – powiedziała stanowczo.

Nie chciałam rozmawiać. Nie chciałam słuchać pocieszeń ani rad typu „czas leczy rany”. Ale Anka była uparta.

– On nie jest ciebie wart – rzuciła nagle. – Od dawna widziałam, że coś jest nie tak. Tylko ty zawsze udawałaś przed sobą, że wszystko gra.

Popatrzyłam na nią ze złością.

– Myślisz, że to takie proste? Że można po prostu przestać kochać?

Anka westchnęła i przytuliła mnie mocno.

– Nie musisz przestawać kochać od razu. Ale musisz zacząć kochać siebie.

Te słowa zostały ze mną na długo po jej wyjściu. Czy ja w ogóle jeszcze potrafię kochać siebie? Czy przez te wszystkie lata nie zatraciłam się całkowicie w roli żony i matki?

Zosia zaczęła chorować kilka dni po odejściu Krzysztofa. Gorączka nie spadała przez trzy noce z rzędu. Siedziałam przy jej łóżeczku i modliłam się o cud. Wtedy zadzwoniła mama.

– Magda, słyszałam od sąsiadki… Co się dzieje? Dlaczego nie odbierasz?

Zacisnęłam powieki i pozwoliłam łzom popłynąć po policzkach.

– Mamo… Krzysztof odszedł do innej kobiety.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Przyjedź do nas na wieś – powiedziała w końcu mama cicho. – Odpoczniesz trochę, pomogę ci z Zosią.

Nie chciałam wracać do rodzinnego domu jako przegrana córka. Ale byłam zmęczona walką o każdy dzień.

Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i pojechałam do rodziców. Tam czas płynął wolniej. Mama gotowała rosół, tata zabierał Zosię na spacery po ogrodzie. Przez pierwsze dni spałam po dziesięć godzin na dobę – pierwszy raz od miesięcy czułam się bezpieczna.

Ale nocami wracały do mnie wspomnienia: pierwsze spotkanie z Krzysztofem na studiach, wspólne wakacje nad morzem, narodziny Zosi… I pytanie: gdzie popełniłam błąd?

Pewnego wieczoru tata usiadł obok mnie na werandzie.

– Magda… Życie to nie bajka. Czasem trzeba pozwolić komuś odejść, żeby samemu móc zacząć żyć od nowa.

Spojrzałam na niego przez łzy.

– Ale jak mam zacząć od nowa?

Tata uśmiechnął się smutno.

– Najpierw musisz uwierzyć, że zasługujesz na szczęście.

Dziś siedzę znów przy oknie – tym razem w domu rodziców – i patrzę na zachód słońca nad polami. Zosia śpi spokojnie w moich ramionach. Wiem już, że nie mogę cofnąć czasu ani zmusić Krzysztofa do powrotu. Ale mogę spróbować odnaleźć siebie na nowo.

Czy można nauczyć się żyć bez kogoś, kogo kochało się całym sercem? Czy samotność to kara czy szansa? Może dopiero teraz mam szansę naprawdę poznać siebie…