Między młotem a kowadłem: Moja walka o rodzinę i przebaczenie

— Nie chcę jej widzieć w tym domu! — głos Pawła odbił się echem od ścian naszego małego mieszkania na warszawskim Ursynowie. Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Mama siedziała w przedpokoju na walizce, skulona, z oczami czerwonymi od płaczu.

— Paweł, proszę cię… — zaczęłam cicho, ale on już był w furii.

— Nie! Po tym, co zrobiła? Po tym wszystkim? Agnieszka, nie każ mi wybierać między tobą a własnym spokojem!

Wtedy zrozumiałam, że nie jestem już tylko córką ani tylko żoną. Byłam polem bitwy.

Mama przyjechała do nas nagle, bez zapowiedzi. Zadzwoniła o szóstej rano: „Córeczko, mogę przyjechać? Nie mam gdzie się podziać”. W jej głosie słyszałam rozpacz, której nie słyszałam od czasu, gdy tata odszedł do innej kobiety. Ale wtedy to ona była winna — przynajmniej tak twierdził Paweł. To ona rozbiła naszą rodzinę, zdradziła ojca z sąsiadem z parteru. Paweł nigdy jej tego nie wybaczył. Ja próbowałam. Próbowałam przez lata sklejać te kawałki, choć każdy dotyk ranił mnie coraz bardziej.

Kiedy mama weszła do mieszkania, Paweł nawet na nią nie spojrzał. Przeszedł obok niej jak obok powietrza. Ja zrobiłam herbatę i postawiłam przed nią talerz z kanapkami, choć wiedziałam, że nie przełknie ani kęsa.

— Przepraszam, że wam to robię — wyszeptała mama. — Ale nie mam nikogo innego.

— Mamo, zostaniesz u nas tyle, ile trzeba — powiedziałam, choć czułam na sobie lodowate spojrzenie Pawła.

Wieczorem usiedliśmy we trójkę przy stole. Cisza była gęsta jak smoła. Paweł patrzył w telefon, mama w swoje dłonie. Ja próbowałam wymyślić temat rozmowy, ale każde słowo wydawało się nie na miejscu.

— Może… może powinniśmy porozmawiać? — zaczęłam nieśmiało.

Paweł wybuchnął śmiechem. — O czym? O tym, jak twoja matka zniszczyła ci dzieciństwo? Czy o tym, jak teraz chce zniszczyć nasze małżeństwo?

Mama zerwała się od stołu i wybiegła do łazienki. Usłyszałam cichy szloch zza drzwi.

— Paweł, to nie jest fair — powiedziałam przez łzy. — Ona jest moją matką.

— A ja twoim mężem! — odpowiedział ostro. — Ile razy mam ci powtarzać? Nie chcę jej tutaj!

Przez kolejne dni żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Mama wychodziła rano na długie spacery po parku, wracała późno wieczorem. Paweł coraz częściej nocował u kolegi „na piwie”. Ja siedziałam sama w kuchni i płakałam do poduszki.

Pewnego dnia mama wróciła wcześniej niż zwykle. Miała podbite oko i rozciętą wargę.

— Co się stało?! — krzyknęłam przerażona.

— Nic… przewróciłam się na chodniku — skłamała, ale widziałam strach w jej oczach.

Zadzwoniłam do lekarza, potem do pracy tłumacząc się kolejnym „nagłym przypadkiem rodzinnym”. Szefowa patrzyła na mnie z politowaniem: „Agnieszka, ile jeszcze będziesz to ciągnąć?”

Wieczorem Paweł wrócił pijany. Zobaczył mamę z opatrunkiem i tylko wzruszył ramionami.

— Może to kara za to wszystko? — rzucił pod nosem.

Wybuchłam:

— Jak możesz być taki okrutny?! To moja matka!

— A ja? Ja się nie liczę? — krzyczał Paweł. — Przez nią cierpisz od lat! Przez nią nie potrafisz mi zaufać!

Zrozumiałam wtedy coś strasznego: Paweł miał rację. Od kiedy pamiętam, bałam się zaufać komukolwiek do końca. Zawsze czekałam na zdradę, na ból. Mama nauczyła mnie tego swoim błędem.

Tej nocy nie spałam ani minuty. Siedziałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. W głowie miałam tysiące pytań: Czy można wybaczyć wszystko? Czy lojalność wobec rodziny oznacza zapomnienie o własnych uczuciach?

Rano mama spakowała walizkę.

— Nie chcę być ciężarem — powiedziała cicho. — Znajdę sobie pokój gdzieś na Ochocie.

Objęłam ją mocno:

— Mamo… ja ci wybaczyłam. Ale nie wiem, czy potrafię pogodzić was ze sobą.

Paweł patrzył na nas z boku, milczący i zamknięty w sobie jak nigdy dotąd.

Minęły tygodnie. Mama wynajęła pokój u starszej pani. Paweł wrócił do domu, ale coś między nami pękło na zawsze. Czasem łapię się na tym, że patrzę na niego i widzę tylko cień człowieka, którego kiedyś kochałam bezgranicznie.

Dziś wiem jedno: nie da się żyć między młotem a kowadłem bez ran. Każda decyzja boli. Każde przebaczenie kosztuje więcej niż można sobie wyobrazić.

Czy można naprawdę pogodzić tych, którzy nie chcą być pogodzeni? Czy miłość do rodziny zawsze musi oznaczać rezygnację z siebie?