Zagubiony głos: O marzeniach, milczeniu i rodzinnych tajemnicach
— Babciu, a czemu nigdy nie śpiewasz? — zapytała Milica, patrząc na mnie spod długich rzęs, z lekko przekrzywioną głową. Zamarłam na chwilę, trzymając w ręku kubek z herbatą. W jej oczach widziałam ciekawość i coś jeszcze — może tęsknotę za czymś, czego sama nie rozumiała.
W tej chwili wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Zapach starej sali gimnastycznej w podstawówce, kiedy pierwszy raz zaśpiewałam przed całą szkołą. Oklaski, które wtedy usłyszałam, były jak ciepły deszcz po długiej suszy. Miałam wtedy dwanaście lat i byłam pewna, że kiedyś stanę na wielkiej scenie. Ale życie… Życie miało inne plany.
— Nie mam już głosu, kochanie — odpowiedziałam cicho, próbując się uśmiechnąć. Milica nie dała się jednak zbyć.
— Ale przecież słyszałam, jak nucisz pod nosem w kuchni! — upierała się. — Śpiewasz pięknie!
Westchnęłam ciężko. Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć jej prawdę: że śpiewanie było moim całym światem, dopóki nie poznałam dziadka Andrzeja. Że potem przyszły dzieci, praca w sklepie spożywczym, kredyty i wieczne zmęczenie. Że moja mama powtarzała mi: „Śpiewaniem rodziny nie wykarmisz”. I że w końcu sama zaczęłam w to wierzyć.
Ale nie powiedziałam nic. Milica pobiegła do swojego pokoju, a ja zostałam sama z herbatą i wspomnieniami. Przez okno widziałam, jak sąsiadka wyprowadza psa na spacer. Zwykły dzień na warszawskim osiedlu — szary blok, szare niebo, szare myśli.
Wieczorem zadzwoniła moja córka, Agata.
— Mamo, Milica mówiła mi dziś, że byłaś kiedyś piosenkarką. Skąd ona to wzięła?
— Dzieci mają bujną wyobraźnię — odpowiedziałam szybko.
— Ale to prawda? — naciskała Agata. — Nigdy mi o tym nie mówiłaś.
Znowu to uczucie duszności w gardle. Jakby ktoś ścisnął mnie od środka.
— To były tylko młodzieńcze marzenia — rzuciłam krótko.
Agata westchnęła po drugiej stronie słuchawki.
— Mamo, czasem mam wrażenie, że nigdy nie chciałaś być matką. Że coś cię ominęło przez nas… — powiedziała cicho.
Zrobiło mi się zimno. Chciałam zaprzeczyć, wykrzyczeć, że kochałam ją nad życie, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Czy naprawdę byłam dobrą matką? Czy moje niespełnione marzenia sprawiły, że byłam wiecznie rozdrażniona i nieobecna?
Nocą długo nie mogłam zasnąć. W głowie słyszałam własny głos sprzed lat: „Jeszcze będziesz wielka!”. A potem głos mojej matki: „Nie fantazjuj, Zosiu. Życie to nie bajka”.
Następnego dnia Milica przyszła do mnie z gitarą.
— Babciu, nauczysz mnie tej piosenki o czerwonym autobusie? — zapytała z nadzieją.
Z początku chciałam odmówić, ale jej oczy były tak pełne wiary… Usiadłyśmy razem na kanapie. Zaczęłam śpiewać cicho:
„Czerwony autobus mknie przez miasto,
A w nim marzenia dziecięce…”
Milica patrzyła na mnie jak zaczarowana. W jej oczach widziałam siebie sprzed lat — pełną pasji i wiary w cuda.
Po południu zadzwonił Andrzej.
— Zosia, co się dzieje? Agata mówiła, że byłaś dziś jakaś inna.
— Nic się nie dzieje — skłamałam odruchowo.
— Zosiu… — jego głos był miękki, ale stanowczy. — Przecież ja wiem, że coś cię gryzie od lat. Czemu nigdy mi nie powiedziałaś?
— Bo bałam się, że uznasz mnie za naiwną idiotkę! — wybuchłam nagle. — Bo całe życie słyszałam tylko: „Nie dasz rady”, „To nie dla ciebie”, „Zajmij się czymś poważnym”!
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Może gdybyś mi powiedziała wcześniej… Może byśmy coś wymyślili? — powiedział cicho Andrzej.
Poczułam łzy pod powiekami. Czy naprawdę wszystko musiało się tak skończyć?
Wieczorem długo siedziałam przy oknie. Wspominałam wszystkie te chwile, kiedy mogłam wybrać inaczej: zgłosić się do konkursu piosenki studenckiej, pojechać na przesłuchanie do radia… Ale zawsze coś stawało na przeszkodzie: obowiązki domowe, choroba dziecka, strach przed porażką.
Kiedy Milica przyszła pożegnać się przed snem, przytuliłam ją mocno.
— Babciu… czy żałujesz czegoś w życiu? — zapytała nagle.
Zadrżałam.
— Czasem żałuję rzeczy, których nie zrobiłam — odpowiedziałam szczerze. — Ale najbardziej żałuję tego, że nie miałam odwagi mówić głośno o swoich marzeniach.
Milica spojrzała na mnie poważnie.
— Ja chcę być tancerką. Ale mama mówi, że to głupi pomysł.
Pocałowałam ją w czoło.
— Nigdy nie pozwól nikomu uciszyć swojego głosu — wyszeptałam.
Kiedy została sama w pokoju, długo płakałam. Może jeszcze nie jest za późno? Może mogę nauczyć Milicę odwagi, której sama nigdy nie miałam?
Czasem myślę: ile kobiet takich jak ja żyje w ciszy swoich niespełnionych marzeń? Czy naprawdę musimy wybierać między rodziną a sobą? A może najgorsze jest właśnie to milczenie?