Myślałam, że zdradza mnie z młodszą. A on… wrócił do swojej byłej sprzed 25 lat
— Znowu wyjeżdżasz? — zapytałam, starając się ukryć drżenie w głosie. Stał w przedpokoju, z walizką w ręku, ubrany w nową koszulę i te perfumy, które ostatnio tak często czułam na jego skórze. Nie patrzył mi w oczy.
— Muszę, Anka. Wiesz, jak jest w tej nowej pracy. Projekty, terminy… — rzucił szybko, jakby chciał mieć to już za sobą.
Wiedziałam, że kłamie. Czułam to całym ciałem. Od miesięcy coś było nie tak. Zmienił się. Zaczął dbać o siebie jak nigdy wcześniej: siłownia, dieta, nowe ubrania. Telefon zawsze wyciszony, nawet w domu. Wieczorami siedział na kanapie z laptopem, ale kiedy przechodziłam obok, zamykał ekran.
Przez długi czas próbowałam sobie tłumaczyć, że to tylko kryzys wieku średniego. Ale potem zaczęły się te „wyjazdy służbowe” — coraz częstsze i coraz bardziej tajemnicze. W pracy wszyscy tacy ambitni, młodzi… Byłam pewna, że znalazł sobie jakąś dwudziestolatkę z Instagrama. Może tę nową sekretarkę? Albo dziewczynę z siłowni?
Nie spałam nocami. Przewracałam się z boku na bok, wyobrażając sobie ich razem. On — mój mąż od dwudziestu lat — i ona: młoda, piękna, pełna życia. A ja? Ja byłam tylko tłem. Matką jego dzieci, kobietą od obiadu i prania.
Pewnego wieczoru nie wytrzymałam. Przeszukałam jego rzeczy. Znalazłam bilet PKP do Krakowa i paragon z kawiarni „Pod Aniołem”. To nie była żadna delegacja — wiedziałam o tym doskonale. Zaczęłam śledzić go na Facebooku, przeglądać polubienia i komentarze. Nic podejrzanego. Ale coś mnie tknęło: wśród znajomych pojawiła się nowa-stara twarz — Małgorzata Wysocka.
Imię nie mówiło mi nic. Ale nazwisko… Przypomniałam sobie opowieści sprzed lat. Jego pierwsza miłość z liceum. Ta „wielka”, „prawdziwa”, o której czasem wspominał przy winie, kiedy byliśmy jeszcze młodzi i szczęśliwi.
Serce mi zamarło.
Zadzwoniłam do jego siostry, Kasi.
— Kasia… powiedz mi szczerze: czy Michał spotyka się z kimś? — zapytałam bez ogródek.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Anka… ja nie powinnam… Ale on ostatnio był w Krakowie. Widział się z Małgosią. Przepraszam… — wyszeptała.
Wtedy wszystko stało się jasne.
Nie spałam całą noc. Rano Michał wrócił do domu. Pachniał tymi samymi perfumami co zawsze, ale tym razem czułam w nich obcą nutę — zapach zdrady.
— Byłeś u niej? — zapytałam cicho.
Zamarł w progu kuchni.
— Anka…
— Byłeś u Małgosi? — powtórzyłam głośniej.
Nie zaprzeczył. Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę patrzył na swoje dłonie.
— Spotkałem ją przypadkiem na konferencji. Rozmawialiśmy… Wiesz, ona jest po rozwodzie. Ma ciężko w życiu…
— A ty? Ty masz rodzinę! Masz mnie! — krzyknęłam.
— Wiem… Ale przy niej czuję się znów sobą. Tak jak kiedyś…
Poczułam się jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę nie mogłam oddychać.
— I co teraz? Zostawisz mnie dla niej? — spytałam przez łzy.
Michał milczał długo.
— Nie wiem… Potrzebuję czasu.
Wyszedł z domu i nie wrócił przez dwa dni. Dzieci pytały o tatę, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam się upokorzona i zdradzona na każdym możliwym poziomie.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Michał wracał późno, unikał rozmów. Ja próbowałam zachować pozory normalności dla dzieci, ale w środku byłam wrakiem człowieka.
Pewnego dnia znalazłam na stole list od Małgosi. Pisała do Michała o wspólnych wspomnieniach z liceum, o tym jak bardzo żałuje straconego czasu i jak bardzo chciałaby zacząć wszystko od nowa…
Zadzwoniłam do niej.
— Proszę zostawić moją rodzinę w spokoju — powiedziałam drżącym głosem.
— Aniu… Ja go nie zmuszam do niczego. On sam przyszedł — odpowiedziała spokojnie.
To bolało najbardziej: on sam wybrał ją, nie mnie.
W końcu Michał spakował walizkę i wyprowadził się do wynajętego mieszkania na drugim końcu miasta. Dzieci płakały nocami, a ja próbowałam być silna dla nich wszystkich.
Minęły miesiące zanim zaczęliśmy rozmawiać jak ludzie. Michał odwiedza dzieci w weekendy, czasem dzwoni do mnie wieczorem i pyta czy czegoś nie potrzebuję. Ale już nigdy nie będzie tak jak dawniej.
Czasem patrzę w lustro i zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy to moja wina? Czy można wygrać z przeszłością?
Może ktoś z was zna odpowiedź na to pytanie? Czy pierwsza miłość naprawdę nigdy nie rdzewieje?