Gdy krew zawodzi: Opowieść o zaufaniu i zdradzie w rodzinie

– Znowu nie ma mojej ulubionej kawy? – zapytałam, przeszukując szafkę. To już trzeci raz w tym tygodniu. W kuchni panowała cisza, przerywana tylko szumem czajnika. Spojrzałam na Martę, moją kuzynkę, która od kilku miesięcy mieszkała ze mną i moją córką, Zosią.

– Może się skończyła? – odpowiedziała cicho, nie patrząc mi w oczy.

Zawsze była taka nieśmiała, delikatna. Kiedy zadzwoniła do mnie w środku nocy, płacząc, że jej matka wyrzuciła ją z domu po kolejnej kłótni, nie wahałam się ani chwili. „Rodzina jest najważniejsza” – powtarzała mi mama od dziecka. Przyjęłam Martę jak siostrę. Oddałam jej własny pokój, kupowałam ulubione jogurty i słuchałam godzinami jej zwierzeń o trudnym dzieciństwie.

Ale od jakiegoś czasu coś zaczęło mi nie pasować. Znikały drobne rzeczy – kosmetyki, biżuteria, nawet pieniądze z portfela. Najpierw myślałam, że to ja jestem roztrzepana. Praca w szkole, samotne wychowywanie Zosi, wieczne zmęczenie… Ale kiedy zniknęła złota bransoletka po babci, poczułam zimny dreszcz na plecach.

– Marta, widziałaś moją bransoletkę? – zapytałam pewnego wieczoru, starając się ukryć drżenie głosu.

– Nie… Może Zosia się bawiła? – odpowiedziała szybko.

Zosia spojrzała na mnie wielkimi oczami.

– Mamo, ja nic nie brałam! – powiedziała z wyrzutem.

Wtedy po raz pierwszy poczułam ukłucie niepokoju. Przez kilka dni chodziłam jak struta. Przeszukiwałam mieszkanie, sprawdzałam kieszenie płaszczy i torebek. Nic. Bransoletka przepadła jak kamień w wodę.

Pewnego popołudnia wróciłam wcześniej z pracy. W przedpokoju usłyszałam cichy szept Marty przez telefon:

– Tak, mam jeszcze trochę… Sprzedam i oddam ci wszystko… Proszę, daj mi czas…

Zamarłam. Serce waliło mi jak młotem. Weszłam do pokoju bez pukania. Marta odskoczyła jak oparzona.

– Z kim rozmawiasz? – zapytałam ostro.

– To tylko koleżanka… – wydukała.

Nie wierzyłam jej już ani słowa. Wieczorem przeszukałam jej rzeczy. W torbie znalazłam moje kolczyki i portfel z brakującymi dwustoma złotymi. Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.

Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: „Jak mogła? Przecież ją kocham jak siostrę! Przecież jej pomogłam!” Rano usiadłyśmy przy stole.

– Marta, musimy porozmawiać – zaczęłam spokojnie, choć w środku kipiałam ze złości i żalu.

– O czym? – zapytała niepewnie.

– O tym, że mnie okradłaś.

Zbladła. Przez chwilę milczała, potem zaczęła płakać.

– Przepraszam… Ja nie chciałam… Potrzebowałam pieniędzy… Mam długi…

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – krzyknęłam. – Pomogłabym ci! Ale ty mnie zdradziłaś!

Zosia patrzyła na nas szeroko otwartymi oczami. Czułam się upokorzona i bezradna. Marta spakowała się tego samego dnia i wyszła bez słowa pożegnania.

Przez kolejne tygodnie czułam pustkę. W pracy byłam rozkojarzona, w domu panowała cisza. Zosia pytała czasem o Martę, ale nie umiałam jej odpowiedzieć. Mama powtarzała: „Nie bądź taka surowa, każdy może popełnić błąd”. Ale ja nie potrafiłam wybaczyć.

Któregoś dnia spotkałam Martę na przystanku autobusowym. Wyglądała na zmęczoną i przygnębioną.

– Cześć – powiedziała cicho.

– Cześć – odpowiedziałam chłodno.

– Chciałam ci podziękować za wszystko… I przeprosić jeszcze raz… Wiem, że cię zawiodłam…

Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. Chciałam ją przytulić, ale nie potrafiłam się przełamać.

Wieczorem długo rozmyślałam nad tym wszystkim. Czy naprawdę warto ufać rodzinie bezgranicznie? Czy krew rzeczywiście znaczy więcej niż wszystko inne? Może czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym?

Często wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy gdybym wiedziała wcześniej, postąpiłabym inaczej? Czy można wybaczyć taką zdradę? A może to ja byłam zbyt naiwna?

Czy wy też kiedyś zostaliście zdradzeni przez kogoś bliskiego? Jak poradziliście sobie z bólem i rozczarowaniem?