List do taty: Moje życie w cieniu jego walki z nałogiem

Siedziałam przy biurku, wpatrując się w pustą kartkę papieru. Wiedziałam, że muszę napisać ten list, ale słowa nie chciały przyjść. Zadanie domowe z języka polskiego brzmiało: „Opisz najważniejsze wydarzenie w twoim życiu”. Jak mogłam opisać coś, co było moją codziennością? Coś, co było jak cień, który nigdy mnie nie opuszczał?

Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam pisać. „Drogi Tato,” zaczęłam, a łzy napłynęły mi do oczu. „Piszę ten list, bo chcę, żebyś wiedział, jak bardzo cię kocham i jak bardzo boli mnie to, co się z tobą dzieje.”

Mój tata, Piotr, zawsze był dla mnie bohaterem. Pamiętam, jak zabierał mnie na długie spacery po parku i opowiadał historie o swoim dzieciństwie. Był pełen życia i radości. Ale wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy stracił pracę. Alkohol stał się jego ucieczką od problemów.

Początkowo myślałam, że to tylko chwilowe. Że tata się otrząśnie i wszystko wróci do normy. Ale z każdym dniem było coraz gorzej. Wieczory spędzał w barze, a kiedy wracał do domu, nie był już tym samym człowiekiem. Jego oczy były puste, a słowa ostre jak nóż.

„Tato,” pisałam dalej, „pamiętam ten dzień, kiedy wróciłeś do domu i zacząłeś krzyczeć na mamę bez powodu. Byłam przerażona. Schowałam się w swoim pokoju i płakałam całą noc.”

Mama próbowała go ratować. Rozmawiała z nim, prosiła, żeby poszedł na terapię. Ale on tylko machał ręką i mówił, że nie ma problemu. Że wszystko jest pod kontrolą.

„Nie jest pod kontrolą,” pisałam dalej. „Każdego dnia boję się wracać do domu ze szkoły, bo nie wiem, co zastanę. Czy będziesz trzeźwy? Czy znów będziesz krzyczał?”

Pamiętam ten jeden wieczór, kiedy mama powiedziała mi: „Wiktoria, musimy coś zrobić. Nie możemy tak dłużej żyć.” Postanowiłyśmy poszukać pomocy u specjalisty. To była trudna decyzja, ale wiedziałyśmy, że nie możemy dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.

„Tato,” pisałam dalej z drżącą ręką, „wiem, że to nie jesteś ty. Wiem, że gdzieś tam w środku jest mój tata, którego tak bardzo kocham.”

Zaczęłyśmy chodzić na spotkania grup wsparcia dla rodzin osób uzależnionych. Tam poznałam innych ludzi z podobnymi historiami. Każda opowieść była inna, ale wszystkie łączył ból i nadzieja na lepsze jutro.

„Chcę ci powiedzieć,” kontynuowałam w liście, „że jestem dumna z każdego dnia, kiedy próbujesz walczyć z tym demonem. Wiem, że to nie jest łatwe.”

Pewnego dnia tata zgodził się pójść na terapię. To był mały krok, ale dla nas ogromny postęp. Wiedziałam, że droga do wyzdrowienia będzie długa i pełna wyzwań.

„Tato,” zakończyłam list, „proszę cię tylko o jedno: nie poddawaj się. Walcz dla siebie i dla nas wszystkich.”

Złożyłam list i włożyłam go do koperty. Wiedziałam, że muszę go oddać nauczycielce następnego dnia.

Kiedy list trafił do szkoły i został przeczytany przez nauczycielkę na forum klasy, nie spodziewałam się takiej reakcji. Wszyscy byli poruszeni moją historią. Niektórzy uczniowie podchodzili do mnie po lekcjach i mówili: „Wiktoria, jesteś bardzo odważna.”

Ten list szybko rozprzestrzenił się w internecie. Ludzie zaczęli dzielić się swoimi historiami i wspierać nawzajem.

Czasami zastanawiam się: czy ten list naprawdę coś zmieni? Czy może być początkiem nowego życia dla mojego taty? A może po prostu jest głosem tych wszystkich dzieciaków, które codziennie walczą z podobnymi demonami? Co wy byście zrobili na moim miejscu?