Serce w cieniu: Historia Zosi, która pragnęła być zauważona

– Zosiu, nie przeszkadzaj teraz, tata rozmawia z Jankiem – usłyszałam głos mamy zza kuchennego stołu. Zamarłam w progu, ściskając w dłoni rysunek, który przygotowywałam przez cały tydzień. Miałam nadzieję, że tata się ucieszy – narysowałam naszą rodzinę na tle domu, z psem i kotem, a nawet z nową huśtawką, którą sam zamontował na podwórku. Ale Janek właśnie opowiadał tacie o swoim meczu piłki nożnej i wiedziałam już, że nie mam szans.

Wróciłam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi najciszej jak potrafiłam. Usiadłam na łóżku i patrzyłam na rysunek. Tata był na nim największy, uśmiechnięty, z szerokimi ramionami. Ja stałam obok niego, trzymając go za rękę. Czy kiedykolwiek tak było naprawdę?

Janek był synem taty z pierwszego małżeństwa. Przeprowadził się do nas, gdy miałam siedem lat. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Tata zawsze miał dla niego czas: jeździli razem na rowerach, chodzili na mecze Legii Warszawa, wspólnie majsterkowali w garażu. Ja? Ja byłam tą cichą dziewczynką, która nie chciała przeszkadzać. Mama próbowała mnie pocieszać: „Zosiu, tata cię kocha, tylko Janek jest starszy i potrzebuje więcej uwagi”. Ale ja widziałam inaczej.

Pamiętam pewien wieczór. Siedzieliśmy przy stole – ja, mama, tata i Janek. Mama podała rosół, a tata zapytał:
– I jak tam w szkole, Janku?
Janek zaczął opowiadać o nowym nauczycielu matematyki i o tym, jak dostał piątkę z kartkówki. Tata był dumny – widziałam to w jego oczach.
– A ty, Zosiu? – zapytała mama.
– Dostałam szóstkę z plastyki…
Tata nawet nie podniósł głowy znad talerza.

Z czasem nauczyłam się nie mówić o swoich sukcesach. Po co? I tak nikt nie słuchał.

Najgorsze były święta. W Wigilię tata zawsze kupował Jankowi coś wyjątkowego: raz był to rower górski, innym razem konsola do gier. Ja dostawałam książki albo sweterki. Mama próbowała wyrównać te różnice drobnymi gestami – piekła ze mną pierniczki, zabierała do kina. Ale to nie było to samo.

Pewnego dnia usłyszałam przez przypadek rozmowę rodziców:
– Adamie, widzisz w ogóle Zosię? Ona coraz bardziej zamyka się w sobie!
– Przesadzasz, Nancy. Zosia jest spokojna, radzi sobie świetnie. Janek potrzebuje mnie bardziej.
– To twoja córka! – krzyknęła mama.
– Przestań robić z niej ofiarę!

Zacisnęłam pięści pod kołdrą i poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę jestem tylko „spokojna” i „radzę sobie świetnie”? Czy ktoś widzi, jak bardzo boli mnie to wszystko?

W gimnazjum zaczęłam pisać pamiętnik. Tam mogłam być szczera:
„Dziś tata znów pochwalił Janka za gola na meczu. Ja dostałam wyróżnienie w konkursie recytatorskim – nawet nie zapytał, jak mi poszło.”

Z czasem przestałam próbować. Przestałam rysować dla taty, przestałam opowiadać o swoich dniach w szkole. Zaczęłam spędzać coraz więcej czasu poza domem – najpierw w bibliotece, potem z koleżankami na ławce przed blokiem. Mama martwiła się coraz bardziej:
– Zosiu, co się z tobą dzieje? Nie rozmawiasz ze mną…
– Nic się nie dzieje – odpowiadałam automatycznie.

W liceum poznałam Magdę. Była moją bratnią duszą – rozumiała mnie bez słów. Często nocowałyśmy u siebie nawzajem i rozmawiałyśmy do późna.
– Wiesz co? – powiedziała kiedyś Magda. – Twój tata jest ślepy na twoje sukcesy. Ale ty jesteś świetna! Nie pozwól mu siebie złamać.

Chciałam jej wierzyć. Ale kiedy wracałam do domu i widziałam tatę z Jankiem przy komputerze albo słyszałam ich śmiech z garażu, czułam się niewidzialna.

Najbardziej bolało mnie to podczas matury. Uczyłam się dniami i nocami – chciałam dostać się na ASP w Warszawie. Tata nawet nie zapytał, jakie mam plany po liceum. Za to Jankowi pomagał przygotować się do egzaminów na Politechnikę.

Kiedy dostałam list z uczelni z informacją o przyjęciu na grafikę, pobiegłam do kuchni:
– Mamo! Dostałam się!
Mama rzuciła wszystko i mnie przytuliła.
– Jestem taka dumna!
Tata spojrzał znad gazety:
– To dobrze… A Janek już wie, gdzie idzie?

Wtedy coś we mnie pękło.

Przez całe studia rzadko bywałam w domu. Wynajmowałam pokój na Pradze i żyłam swoim życiem. Mama dzwoniła często:
– Zosiu, wróć na święta…
Ale ja nie chciałam wracać do tego domu pełnego wspomnień o byciu niewidzialną.

Po studiach dostałam pracę w agencji reklamowej. Odniosłam kilka sukcesów – moja grafika trafiła na okładkę znanego magazynu. Mama była dumna i chwaliła się mną sąsiadkom. Tata? Nawet nie wiedział.

Pewnego dnia zadzwonił telefon:
– Zosiu… tata miał zawał – powiedziała mama drżącym głosem.
Poczułam zimno w całym ciele.
– Przyjedziesz?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Pojechałam do szpitala następnego dnia. Tata leżał blady na łóżku, Janek siedział przy nim i trzymał go za rękę.
– Cześć… – wyszeptałam.
Tata spojrzał na mnie jakby pierwszy raz mnie widział.
– Zosia…
Nie wiedziałam, co powiedzieć.

Przez kilka dni odwiedzałam go codziennie razem z mamą i Jankiem. Rozmawialiśmy o pogodzie, o pracy Janka, o wszystkim i o niczym. W końcu zebrałam się na odwagę:
– Tato… czy ty kiedyś zauważyłeś mnie naprawdę?
Zamilkł na chwilę.
– Myślałem… że jesteś silna… że nie potrzebujesz mnie tak jak Janek…
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Każde dziecko potrzebuje ojca…

Po wyjściu ze szpitala długo nie mogłam dojść do siebie. Mama próbowała nas pogodzić:
– On cię kocha po swojemu…
Ale ja już nie wierzyłam w bajki.

Dziś mam trzydzieści lat. Pracuję jako ilustratorka książek dla dzieci. Mam własne mieszkanie i kota o imieniu Felek. Z tatą widuję się rzadko – rozmowy są krótkie i pełne niezręczności. Z Jankiem mamy poprawne relacje – on nigdy nie rozumiał mojego bólu.

Czasem patrzę na stare rysunki i zastanawiam się: czy gdybym była chłopcem albo bardziej przebojowa, tata by mnie zauważył? Czy można wybaczyć komuś to, że przez lata był dla ciebie tylko cieniem?

A wy? Czy kiedykolwiek czuliście się niewidzialni dla tych, których kochacie najbardziej?