Moje życie po trzydziestce: 10 błędów, których nie chciałam popełnić, a jednak…
– I co teraz, Anka? – głos mojego męża, Piotra, odbił się echem w kuchni. Stał oparty o blat, z założonymi rękami, a ja czułam, jak moje serce wali jak oszalałe. Właśnie skończyliśmy kłócić się o coś, co wydawało się błahe – o to, że znowu zostawił brudne naczynia w zlewie. Ale przecież nie chodziło o naczynia. Chodziło o wszystko, co przez lata narastało między nami.
Miałam trzydzieści cztery lata i czułam się, jakbym przeżywała kryzys wieku średniego. Praca w korporacji, którą kiedyś kochałam, teraz była tylko źródłem frustracji. Każdego ranka patrzyłam w lustro i widziałam kobietę zmęczoną, zgaszoną, której marzenia gdzieś się rozmyły. „Czy tak miało wyglądać moje życie?” – pytałam siebie w myślach.
Kiedy miałam dwadzieścia lat, wydawało mi się, że po trzydziestce będę miała wszystko poukładane. Dom na przedmieściach Warszawy, dwójkę dzieci, psa i męża, który będzie moim najlepszym przyjacielem. Rzeczywistość okazała się inna – dom był na kredyt, dzieci nie mieliśmy (Piotr zawsze mówił: „jeszcze nie teraz”), a pies… pies był jedynym domownikiem, który zawsze cieszył się na mój widok.
Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz poczułam, że coś jest nie tak. Była jesień, liście spadały z drzew na naszą małą uliczkę. Wróciłam z pracy wcześniej i zobaczyłam Piotra rozmawiającego przez telefon na tarasie. Jego głos był cichy, niemal szeptany. Kiedy mnie zobaczył, szybko się rozłączył. „Kto to był?” – zapytałam. „Służbowy telefon” – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.
Od tamtej pory zaczęłam zauważać coraz więcej sygnałów. Długie godziny w pracy, wyjazdy służbowe w weekendy, coraz mniej rozmów między nami. Próbowałam z nim rozmawiać, ale zawsze ucinał temat: „Przesadzasz, Anka. Wszystko jest w porządku”.
Wtedy zaczęłam szukać winy w sobie. Może za bardzo się czepiam? Może powinnam być bardziej wyrozumiała? Może to ja jestem powodem jego dystansu? Zaczęłam czytać poradniki psychologiczne i artykuły w internecie: „10 błędów, których nie powinnaś popełniać po trzydziestce”. Każdy punkt wydawał się być o mnie: zaniedbywanie siebie, brak asertywności, życie przeszłością…
W pracy też nie było lepiej. Mój szef, pan Kowalski, coraz częściej dawał mi do zrozumienia, że jestem tylko trybikiem w maszynie. „Anka, musisz zostać po godzinach” – mówił niemal codziennie. A ja zostawałam, bo bałam się stracić pracę. Kredyt na mieszkanie sam się nie spłaci.
Moja mama dzwoniła co tydzień i pytała: „Kiedy wnuki?”. Czułam się jak nieudacznik. Wszystkie koleżanki z liceum już dawno miały dzieci i wrzucały na Facebooka zdjęcia z rodzinnych wakacji nad Bałtykiem. Ja wrzucałam zdjęcia psa.
Pewnego dnia nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem przy Piotrze. „Nie poznaję cię już! Co się z nami stało?” – krzyczałam przez łzy. On tylko wzruszył ramionami i wyszedł z domu.
Kilka dni później znalazłam na jego telefonie wiadomości od kobiety podpisanej jako „Kasia (praca)”. Treść była jednoznaczna: „Tęsknię za tobą… Kiedy znów się zobaczymy?”.
Świat mi się zawalił. Przez kilka dni chodziłam jak zombie. Nie miałam siły jeść ani spać. W pracy popełniałam błędy i szef zaczął mnie upominać.
W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Piotrowi wszystko prosto w oczy:
– Wiem o Kasi.
Zbladł. Przez chwilę milczał, potem tylko powiedział:
– Przepraszam.
To było wszystko.
Rozwód był szybki i bolesny. Mama powiedziała: „A nie mówiłam? Trzeba było szybciej myśleć o dzieciach”. Koleżanki pocieszały mnie frazesami: „Jesteś silna”, „Dasz sobie radę”.
Ale ja nie czułam się silna. Czułam się przegrana.
Zaczęłam analizować swoje życie i te wszystkie błędy po trzydziestce:
- Zatraciłam siebie w związku.
- Pozwoliłam innym decydować za mnie.
- Odkładałam marzenia na później.
- Bałam się zmian.
- Nie dbałam o swoje zdrowie psychiczne.
- Pracowałam ponad siły dla innych.
- Udawałam przed światem szczęście.
- Nie mówiłam głośno o swoich potrzebach.
- Porównywałam się do innych.
- Zapomniałam, że mam prawo do szczęścia.
Dziś mam trzydzieści sześć lat i powoli uczę się żyć na nowo. Wynajmuję małe mieszkanie na Mokotowie i codziennie rano piję kawę na balkonie z widokiem na miasto. Zaczęłam chodzić na terapię i pierwszy raz od lat czuję się sobą.
Czasem spotykam Piotra na ulicy – wygląda na jeszcze bardziej zmęczonego niż ja kiedyś. Kasia już dawno zniknęła z jego życia.
Nie wiem jeszcze, czy uda mi się naprawić wszystkie błędy z przeszłości. Ale wiem jedno – nie chcę już żyć cudzym życiem.
Czy naprawdę musimy popełnić wszystkie te błędy sami, żeby zrozumieć ich cenę? A może czasem wystarczy posłuchać własnego serca zamiast głosów wokół?