Trzynaście lat na emigracji: Jak rozłąka rozdarła, a potem scaliła moją rodzinę

– Nie rozumiesz, tato! Ty nigdy nie byłeś tutaj, kiedy cię potrzebowałam! – krzyknęła Ola, a jej głos odbił się echem od ścian naszego starego mieszkania na Pradze.

Stałem w progu, z walizką w ręku, sercem ściśniętym jakby ktoś ścisnął je w imadle. Wróciłem po trzynastu latach pracy w Niemczech. Wyjechałem, gdy Ola miała dziewięć lat, a Bartek ledwie cztery. Teraz patrzyli na mnie jak na obcego. Żona, Anka, stała z boku, ściskając dłonie tak mocno, że aż zbielały jej knykcie.

– Ola, proszę cię… – zacząłem cicho, ale przerwała mi:

– Nie! Przez ciebie wszystko się rozpadło! Mama płakała nocami, Bartek zaczął pić… A ty? Ty byłeś tylko głosem w telefonie!

Bartek odwrócił wzrok. Wiedziałem, że nie jest już tym beztroskim chłopcem, którego zostawiłem. W jego oczach widziałem cień dorosłego mężczyzny – zbyt szybko dorosłego.

Wyszedłem na balkon. Warszawa tętniła życiem pod moimi stopami, a ja czułem się jak intruz we własnym domu. Przez trzynaście lat harowałem na budowie w Monachium. Każda cegła, którą tam położyłem, miała być cegłą pod szczęście mojej rodziny. A teraz? Zastałem ruiny.

Wieczorem usiedliśmy przy stole. Anka nalała herbaty – tej samej malinowej, którą zawsze piłem przed wyjazdem. Zapach przywołał wspomnienia: dzieci bawiące się na dywanie, śmiech…

– Musimy porozmawiać – powiedziała cicho Anka. – O wszystkim.

Ola przewróciła oczami. Bartek wyjął telefon i zaczął bezmyślnie przewijać ekran.

– Chcę wiedzieć, co dalej – powiedziała Ola. – Co z mieszkaniem po babci? Bartek mówił, że wszystko zapiszesz na niego!

Spojrzałem na syna. Spuścił głowę.

– To nieprawda – zacząłem, ale Bartek wszedł mi w słowo:

– Przecież tata zawsze mówił, że to ja będę się wszystkim zajmował! Ty masz swoje życie w Krakowie!

Ola zerwała się z krzesła:

– Bo musiałam wyjechać! Tutaj nie dało się oddychać!

Anka zaczęła płakać. Poczułem się bezradny jak nigdy wcześniej.

Przez kolejne dni dom był polem bitwy. Każde słowo było jak sztylet. Próbowałem rozmawiać z Bartkiem:

– Synu… wiem, że mnie nie było. Ale to nie znaczy, że cię nie kocham.

Wzruszył ramionami:

– Za późno na takie słowa.

Ola unikała mnie jak ognia. Zamykała się w swoim pokoju albo wychodziła na całe dnie. Anka próbowała łagodzić sytuację, ale sama była cieniem dawnej siebie.

Któregoś wieczoru usłyszałem kłótnię dzieci za ścianą:

– Ty zawsze byłeś ulubieńcem taty! – wrzeszczała Ola.
– A ty ulubienicą mamy! – odgryzł się Bartek.

Zrozumiałem wtedy, że przez lata nieobecności pozwoliłem im dorosnąć osobno. Każde z nich nosiło w sobie żal i poczucie odrzucenia.

Postanowiłem działać. Zacząłem od rozmowy z Anką.

– Musimy coś zrobić – powiedziałem. – Inaczej stracimy ich na zawsze.

Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem:

– Może już ich straciliśmy?

Nie spałem całą noc. Przeglądałem stare zdjęcia: Ola z pierwszym świadectwem z paskiem, Bartek na rowerze… Gdzie byłem wtedy? Na budowie w deszczu? W pustym pokoju robotniczym?

Następnego dnia zaproponowałem wspólny wyjazd do domku po babci na Mazurach. Ola prychnęła:

– Po co? Żebyśmy się pozabijali?

Bartek milczał.

Ale po kilku dniach zgodzili się – chyba bardziej dla świętego spokoju niż z chęci pojednania.

W domku było zimno i wilgotno. Rozpaliliśmy ogień w kominku. Siedzieliśmy razem pierwszy raz od lat.

– Pamiętacie, jak łowiliśmy ryby na tym jeziorze? – zapytałem nieśmiało.
Ola spojrzała na mnie z ironią:
– Ty łowiłeś ryby przez telefon.
Bartek parsknął śmiechem.

Ale potem zaczęli opowiadać historie z dzieciństwa: o tym, jak Bartek zgubił się w lesie i znalazł drogę dzięki staremu psu sąsiadów; o tym, jak Ola pierwszy raz zakochała się w chłopaku z sąsiedztwa i płakała całą noc.

Słuchałem ich uważnie. Po raz pierwszy od dawna czułem się częścią tej rodziny.

Wieczorem usiedliśmy przy ognisku. Wyciągnąłem butelkę starego wina.
– Za nas – powiedziałem cicho.
Anka uśmiechnęła się smutno:
– Za nas…
Ola spojrzała na mnie długo:
– Tato… czy ty naprawdę wróciłeś?
Poczułem łzy pod powiekami:
– Tak, córeczko. Już nigdzie nie jadę.
Bartek odwrócił wzrok, ale widziałem, jak drżą mu ręce.

Następnego dnia poszliśmy razem na spacer nad jezioro. Rozmawialiśmy o wszystkim: o mojej pracy w Niemczech, o ich problemach w szkole i życiu dorosłym. Ola przyznała się do depresji po maturze; Bartek opowiedział o kłopotach z alkoholem.

Było trudno słuchać tych wyznań. Czułem się winny każdej łzy i każdemu błędowi moich dzieci.

Po powrocie do Warszawy postanowiliśmy podzielić mieszkanie po babci po równo. Ola wróciła do Krakowa spokojniejsza; Bartek zaczął terapię.

Z Anką chodzimy teraz razem na spacery po Saskiej Kępie. Uczymy się być rodziną od nowa – krok po kroku, dzień po dniu.

Czasem patrzę na stare zdjęcia i pytam siebie: czy naprawdę warto było poświęcić tyle lat dla pieniędzy? Czy można odzyskać stracony czas?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś trzynaście lat nieobecności?