Wujku Wojtku, Powinieneś Być Przy Swojej Siostrzenicy – Historia, Która Zmieniła Moje Życie

– Wujku, mogę przyjść dzisiaj wieczorem? – głos Julki przez telefon był cichy, niemal nieśmiały. Zazwyczaj dzwoniła, gdy czegoś potrzebowała: podwózki na dworzec, pieniędzy na korepetycje, czasem po prostu obiadu. Ale tym razem nie chciała niczego poza rozmową. – Jasne, Julka, wpadaj. Zrobię herbatę – odpowiedziałem bez wahania, choć w środku poczułem niepokój.

Wieczór był duszny, powietrze ciężkie od burzy wiszącej gdzieś nad Warszawą. Siedziałem przy kuchennym stole, patrząc na zegar. Była 19:07, Julka powinna już być. W końcu zadzwonił dzwonek. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem ją – drobną, z podkrążonymi oczami, w za dużej bluzie. Bez słowa weszła do środka.

– Co się stało? – zapytałem, nalewając jej herbaty.

– Wujku… – zaczęła, ale głos jej zadrżał. – Ja już nie daję rady. Mama mnie nie słucha, tata ciągle w delegacji. W szkole… wszyscy mają mnie gdzieś. Nawet Ola przestała się do mnie odzywać.

Patrzyłem na nią i czułem narastającą panikę. Julka zawsze była tą silną, uśmiechniętą dziewczyną z burzą rudych włosów. Teraz siedziała przede mną jak cień samej siebie.

– Julka, co się dzieje? – powtórzyłem ciszej.

– Nie wiem… Może to ja jestem jakaś dziwna? Może powinnam po prostu przestać się starać…

Zamilkła. W kuchni zapadła cisza, przerywana tylko tykaniem zegara i szumem ulicy za oknem.

– Julka, nie mów tak. Każdy czasem czuje się samotny…

– Ale ja jestem sama cały czas! – wybuchła nagle. – Mama tylko krzyczy albo siedzi z telefonem. Tata wraca raz na dwa tygodnie i nawet nie pamięta, ile mam lat! A ty… Ty jesteś jedyną osobą, która jeszcze odbiera ode mnie telefon.

Poczułem ukłucie winy. Przypomniałem sobie wszystkie razy, kiedy odwoływałem spotkania z nią, bo miałem „ważniejsze sprawy”. Pracę. Znajomych. Własne życie.

– Przepraszam cię, Julka – powiedziałem cicho. – Może za rzadko byłem dla ciebie.

Spojrzała na mnie zaskoczona.

– To nie twoja wina… Po prostu… Czasem mam wrażenie, że nikogo nie obchodzę. Nawet siebie samej.

Zamarłem. Wiedziałem, co to znaczy. Sam kiedyś czułem podobnie – po rozwodzie z Martą przez pół roku nie wychodziłem z domu poza pracą i zakupami. Ale wtedy miałem trzydzieści pięć lat i świadomość, że mogę coś zmienić. Julka miała siedemnaście i świat walił jej się na głowę.

– Julka… Czy ty myślałaś o…

Skinęła głową i nagle zaczęła płakać. Łzy spływały jej po policzkach, a ja poczułem się kompletnie bezradny.

– Przepraszam… Nie chciałam cię martwić – wyszeptała.

Przysunąłem się bliżej i objąłem ją ramieniem.

– Dobrze, że przyszłaś. Naprawdę dobrze – powiedziałem najspokojniej jak umiałem.

Siedzieliśmy tak długo w milczeniu. W końcu zacząłem mówić o sobie – o tym, jak sam czułem się samotny po rozstaniu z Martą, jak trudno było mi prosić o pomoc. Jak bałem się przyznać do słabości przed rodziną.

Julka słuchała uważnie. Po raz pierwszy od dawna zobaczyłem w jej oczach cień nadziei.

– Myślisz… że mogłabym pójść do psychologa? – zapytała niepewnie.

– Oczywiście! I pójdę tam z tobą, jeśli chcesz.

Uśmiechnęła się blado.

– Dzięki, wujku.

Tego wieczoru zadzwoniłem do mojej siostry – matki Julki. Rozmowa była trudna. Najpierw zaprzeczała wszystkiemu:

– Przesadzasz! Julka zawsze była przewrażliwiona!

Ale nie odpuściłem:

– Ela, twoja córka potrzebuje pomocy. Jeśli nie chcesz jej stracić, musisz zacząć ją słuchać.

Rozłączyła się na mnie obrażona. Ale następnego dnia zadzwoniła sama:

– Wojtek… Może masz rację. Nie wiem już, co robić.

Od tego czasu zacząłem częściej widywać się z Julią. Chodziliśmy razem na spacery po Łazienkach, czasem gotowaliśmy obiad u mnie w mieszkaniu na Ochocie. Pomogłem jej znaleźć dobrego psychologa młodzieżowego.

Nie było łatwo – Ela długo nie chciała przyznać się do błędów wychowawczych, a mój brat Andrzej udawał, że problem nie istnieje („Przecież dzieciak ma wszystko!”). Kłóciliśmy się o to przy rodzinnym stole w święta:

– Wojtek, przestań dramatyzować! – krzyczał Andrzej.
– Lepiej posłuchaj własnej córki! – odpowiadałem coraz głośniej.

Julka powoli wracała do siebie. Zaczęła malować obrazy i pokazywać je na Instagramie. Poznała nowych ludzi na warsztatach artystycznych. Ale ja wiedziałem jedno: gdyby wtedy nie przyszła do mnie po pomoc…

Często wracam myślami do tamtego wieczoru i pytam sam siebie: ilu młodych ludzi czuje się dziś tak jak Julka? Ilu z nich nie ma nikogo, kto po prostu ich wysłucha? Czy naprawdę jesteśmy aż tak zajęci własnym życiem, że nie widzimy cierpienia najbliższych?

A wy? Czy potraficie być dla kogoś takim wsparciem? Czy umiecie usłyszeć wołanie o pomoc zanim będzie za późno?