Moja córka wydała 3 tysiące złotych na gry – czy to moja wina?
– Zosia, co to jest? – mój głos drżał, gdy trzymałem w ręku wydruk z banku. Siedziała skulona na kanapie, z tabletem przyciśniętym do piersi. W jej oczach widziałem strach, którego nigdy wcześniej u niej nie widziałem.
Nie wiem, czy bardziej bolał mnie widok tych liczb – 3 200 złotych wydanych w ciągu tygodnia – czy to, że nie miałem pojęcia, jak do tego doszło. Moja żona, Marta, stała obok mnie, blada jak ściana. W domu panowała cisza, którą przerywało tylko ciche pikanie lodówki.
– Tato… ja tylko chciałam mieć te diamenty… – wyszeptała Zosia. – Wszyscy w klasie mają lepsze postacie. Nie chciałam być gorsza.
Poczułem, jak narasta we mnie gniew, ale jeszcze mocniej – bezsilność. Przecież to ja ustawiłem jej tablet, ja podpiąłem kartę do konta Google. Przecież to ja miałem być tym odpowiedzialnym dorosłym.
Marta zaczęła płakać. – Jak mogliśmy tego nie zauważyć? – spytała mnie szeptem. – Przecież zawsze sprawdzamy rachunki…
Ale nie sprawdzaliśmy. Ostatnio wszystko było na mojej głowie: praca zdalna, opieka nad Zosią, zakupy, rachunki. Marta wróciła do pracy po urlopie wychowawczym i była wiecznie zmęczona. Ja też. Wieczorami pozwalałem Zosi grać na tablecie, żeby mieć chwilę spokoju.
Zadzwoniłem do banku. Konsultantka była uprzejma, ale bezradna:
– Panie Piotrze, transakcje zostały zatwierdzone kodem SMS…
Zamarłem. Przecież Zosia znała mój kod do telefonu. Często prosiłem ją o pomoc przy ustawieniach albo pozwalałem jej obejrzeć bajkę na moim smartfonie.
– Czy mogę coś zrobić? – spytałem zdesperowany.
– Może pan spróbować reklamować transakcje u operatora gry…
Przez kolejne dni pisałem maile, dzwoniłem do supportu gry. Odpowiedzi były lakoniczne: „Transakcje zostały dokonane zgodnie z regulaminem”.
W pracy nie mogłem się skupić. Szefowa zauważyła moją frustrację:
– Piotrze, wszystko w porządku?
– Nie bardzo… Moja córka wydała kilka tysięcy na gry online…
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Jak to możliwe?
Sam nie wiedziałem. Czułem się jak idiota.
Wieczorem usiedliśmy z Martą przy kuchennym stole. Zosia spała już od dawna.
– Musimy coś z tym zrobić – powiedziała Marta. – Nie chodzi tylko o pieniądze. Przecież ona czuje się winna. Widziałeś jej oczy?
– Wiem… Ale co mam jej powiedzieć? Że to moja wina?
– Może powinniśmy porozmawiać o granicach? O pieniądzach? O tym, że nie wszystko można mieć od razu?
Przez kolejne dni rozmawialiśmy z Zosią o wartościach, o tym, jak działa świat pieniędzy i dlaczego nie można kupować wszystkiego jednym kliknięciem. Ale widziałem, że ona już wie – za dobrze wie – że zrobiła coś złego.
Najgorsze przyszło w weekend. Moja mama przyjechała w odwiedziny i usłyszała rozmowę:
– Co się stało? Dlaczego jesteście tacy przygnębieni?
Marta spojrzała na mnie wymownie.
– Zosia wydała dużo pieniędzy na gry…
Mama pokręciła głową. – Za moich czasów dzieci bawiły się na podwórku…
Poczułem się jeszcze gorzej. Czy rzeczywiście zawiodłem jako ojciec? Czy technologia zabrała nam coś ważnego?
Zosia przez kilka dni była cicha i zamknięta w sobie. Próbowałem ją pocieszyć:
– Kochanie, każdy popełnia błędy. Najważniejsze to się na nich uczyć.
– Ale ty jesteś na mnie zły…
Przytuliłem ją mocno.
– Nie jestem zły na ciebie. Jestem zły na siebie. Powinienem był lepiej cię pilnować.
Wieczorem długo rozmawialiśmy z Martą o tym, jak zmienić nasze podejście do wychowania. Ustaliliśmy nowe zasady korzystania z elektroniki: żadnych zakupów bez naszej zgody, limity czasowe na gry, więcej wspólnych spacerów i rozmów.
Ale wciąż czułem ciężar tej sytuacji.
W pracy koledzy zaczęli żartować:
– Piotrek, może twoja córka zostanie kiedyś milionerką od tych gier?
Uśmiechałem się krzywo, ale w środku czułem gulę w gardle.
Minęły tygodnie. Pieniądze przepadły – nie udało się ich odzyskać. Ale coś się zmieniło: zaczęliśmy więcej rozmawiać jako rodzina. Zosia powoli wracała do siebie, a ja nauczyłem się lepiej słuchać i być bardziej obecny.
Czasem patrzę na nią i zastanawiam się: czy mogłem temu zapobiec? Czy dzisiejsi rodzice są w stanie nadążyć za światem technologii? A może najważniejsze jest to, żeby być blisko – nawet jeśli czasem popełniamy błędy?