„Kiedy Ola Kazała Mi Spać na Kanapie – Ale To Przecież Moje Mieszkanie!”
– Michał, idź spać na kanapie. – Jej głos był zimny, stanowczy. Stałem w progu sypialni, trzymając w ręku kubek z herbatą, a Ola patrzyła na mnie z takim chłodem, jakbyśmy byli obcymi ludźmi.
– Przecież to moje mieszkanie – powiedziałem cicho, bardziej do siebie niż do niej.
– I co z tego? – prychnęła. – Skoro nie potrafisz szanować moich uczuć, nie będziesz spał obok mnie.
W tamtej chwili poczułem się jak gość we własnym domu. Jeszcze kilka miesięcy temu śmialiśmy się razem z tego, jak Ola nie umie gotować, a ja nie potrafię składać prania. Teraz każde jej słowo było jak cios.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Poznaliśmy się na uczelni – ona studiowała psychologię, ja informatykę. Zaiskrzyło od razu. Po roku postanowiliśmy zamieszkać razem. To był mój pomysł – miałem dwupokojowe mieszkanie po babci na Mokotowie. Ola była zachwycona: „Wreszcie nie będę musiała wracać do rodziców na Bielany!”
Pierwsze tygodnie były jak z filmu – wspólne śniadania, wieczory z serialami, nawet kłótnie o to, kto wyniesie śmieci wydawały się zabawne. Ale z czasem Ola zaczęła wprowadzać swoje porządki. Najpierw zmieniła zasłony na różowe, potem przestawiła meble w salonie. „Tak jest przytulniej” – tłumaczyła. Przymknąłem oko.
Z czasem jednak zaczęła traktować mieszkanie jak swoje. Zapraszała koleżanki bez pytania, urządzała „babskie wieczory”, a ja miałem siedzieć cicho w drugim pokoju. Gdy zwróciłem jej uwagę, usłyszałem: „Przesadzasz, przecież tu mieszkam!”
Najgorsze przyszło, gdy Ola straciła pracę. Byłem dla niej wsparciem – gotowałem obiady, szukałem ofert pracy, nawet pożyczyłem jej pieniądze na kurs online. Ale ona stawała się coraz bardziej drażliwa. Każda drobnostka wywoływała awanturę.
Pewnego wieczoru wróciłem późno z pracy. Byłem wykończony, marzyłem tylko o tym, żeby się położyć. Wchodzę do sypialni – Ola siedzi na łóżku z laptopem.
– Możesz wyjść? Mam ważny call z dziewczynami.
– Ola, jestem zmęczony…
– To idź spać na kanapie! – krzyknęła.
Zamurowało mnie. Przecież to moje łóżko, moje mieszkanie! Ale wyszedłem bez słowa. Całą noc przewracałem się na niewygodnej kanapie i myślałem: gdzie popełniłem błąd?
Następnego dnia próbowałem z nią rozmawiać.
– Ola, czuję się tu jak intruz. To moje mieszkanie, a ty…
– A ja co? – przerwała mi ostro. – Myślisz tylko o sobie! Wszystko musi być po twojemu!
– Ale to ja płacę czynsz, rachunki…
– Bo masz szczęście! Ja też bym płaciła, gdybym miała pracę!
Zacząłem się zastanawiać: czy naprawdę jestem egoistą? Czy może Ola przekroczyła granicę?
Sytuacja pogarszała się z każdym dniem. Ola coraz częściej urządzała mi sceny zazdrości o koleżanki z pracy, przeszukiwała mój telefon bez pytania. Czułem się osaczony.
Pewnego dnia wróciłem do domu i zobaczyłem ją płaczącą na podłodze w kuchni.
– Co się stało? – zapytałem ostrożnie.
– Nienawidzę siebie… Nienawidzę tego wszystkiego…
Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem.
– Ola, musimy pogadać…
Wtedy wybuchła:
– Ty nic nie rozumiesz! Myślisz tylko o sobie! Nawet nie zapytałeś, jak mi minął dzień!
Zacisnąłem pięści ze złości i bezradności.
– A ty kiedy ostatnio zapytałaś mnie?
Cisza. Tylko jej cichy szloch.
W końcu powiedziałem:
– Nie mogę tak żyć. Kocham cię, ale czuję się tu obcy.
Ola spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
– To może powinieneś się wyprowadzić?
Zaśmiałem się gorzko:
– Z własnego mieszkania?
Ona wzruszyła ramionami i wyszła do łazienki.
Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. W końcu zebrałem się na odwagę i zadzwoniłem do mamy.
– Mamo… chyba muszę coś zmienić w swoim życiu.
Mama milczała przez chwilę, a potem powiedziała:
– Michałku, pamiętaj: dom to nie tylko ściany i meble. To miejsce, gdzie czujesz się bezpiecznie.
Te słowa dały mi do myślenia.
Wieczorem usiadłem z Olą przy stole.
– Musimy ustalić zasady. To jest mój dom i chcę tu czuć się dobrze. Jeśli mamy być razem, musimy szanować swoje granice.
Ola patrzyła na mnie długo w milczeniu.
– Może masz rację… Może powinnam wrócić do rodziców na jakiś czas…
Nie zatrzymywałem jej. Potrzebowaliśmy przerwy.
Teraz siedzę sam w salonie i patrzę na różowe zasłony, które kiedyś mnie irytowały, a teraz przypominają mi o niej. Zastanawiam się: czy można kochać kogoś i jednocześnie nie pozwolić mu przekroczyć własnych granic? Czy dom bez miłości to jeszcze dom?