„To tylko sweter, babciu?” – Historia o rodzinnych prezentach, niedopowiedzeniach i samotności

– Naprawdę, babciu? Sweter? – usłyszałam w głosie Magdy, żony mojego wnuka, coś, co trudno mi było zidentyfikować. Czy to była irytacja? Zawód? Może po prostu zmęczenie po całym dniu pracy? Stałam w przedpokoju ich mieszkania na warszawskim Ursynowie, ściskając w rękach papierową torbę z prezentem. W środku był sweter – miękki, ciepły, w kolorze śliwkowym, który wybrałam specjalnie dla niej.

Wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na więcej. Emerytura ledwo starcza na leki i rachunki. Ale przecież to nie pierwszy raz, kiedy muszę liczyć każdy grosz. Zawsze byłam oszczędna – nauczyła mnie tego mama, która przeżyła wojnę i nigdy nie wyrzucała nawet okruszka chleba.

– Dziękuję, babciu – powiedziała Magda, ale jej usta ledwo się poruszyły. Otworzyła torbę i wyjęła sweter. Przez chwilę patrzyła na niego bez słowa. Wnuk, Tomek, spojrzał na mnie z zakłopotaniem.

– Babciu, Magda ma już sporo swetrów… – zaczął nieśmiało.

Zrobiło mi się gorąco. Przecież chciałam dobrze. Chciałam pokazać, że pamiętam o niej, że jest dla mnie ważna. Przez chwilę miałam ochotę zabrać ten sweter z powrotem i po prostu wyjść.

– Myślałam… że ci się spodoba – powiedziałam cicho.

Magda westchnęła i odłożyła prezent na komodę.

– Dziękuję, babciu. Naprawdę… To miłe z pani strony.

Ale wiedziałam, że to nieprawda. Czułam się jak intruz w ich świecie – świecie młodych ludzi, którzy mają wszystko: nowoczesne mieszkanie, samochód, wyjazdy za granicę. Ja mam tylko swoją emeryturę i wspomnienia.

Wróciłam do domu autobusem. Przez całą drogę myślałam o tym, jak bardzo się różnimy. Kiedyś prezenty były inne – skromne, ale od serca. Pamiętam, jak mama szyła mi lalki ze starych skarpetek i byłam najszczęśliwsza na świecie. Teraz wszystko musi być modne, drogie, najlepiej markowe.

Wieczorem zadzwoniła do mnie córka.

– Mamo, co się stało? Magda była trochę… rozczarowana prezentem.

– Nie stać mnie na więcej – odpowiedziałam szczerze. – Chciałam jej sprawić przyjemność.

– Wiem, mamo. Ale młodzi mają inne oczekiwania. Może następnym razem zapytaj Tomka, co Magda by chciała?

Poczułam się jeszcze gorzej. Czy naprawdę muszę konsultować każdy gest? Czy nie mogę już po prostu dawać od siebie?

Następnego dnia poszłam do apteki po leki na serce. Farmaceutka spojrzała na mnie współczująco, kiedy przeliczałam drobne przy kasie.

– Trudne czasy dla emerytów – powiedziała cicho.

– Tak… – odpowiedziałam i poczułam łzy pod powiekami.

W domu usiadłam przy stole i zaczęłam przeglądać stare zdjęcia. Na jednym z nich jestem z moim mężem, Zbyszkiem, jeszcze przed jego śmiercią. Uśmiechamy się do siebie w kuchni pełnej zapachu świeżo upieczonego chleba.

– Zbyszek… Co byś zrobił na moim miejscu? – szepnęłam do zdjęcia.

Wieczorem zadzwonił Tomek.

– Babciu… Przepraszam za Magdę. Ona ma teraz ciężki czas w pracy i chyba nie doceniła twojego gestu.

– Nic się nie stało, Tomku. Ja tylko… chciałam być częścią waszego życia.

– Jesteś! – zapewnił mnie szybko. – I bardzo cię kochamy.

Ale czy naprawdę? Czy jestem dla nich kimś więcej niż starszą panią z przeszłością?

Kilka dni później Magda zadzwoniła sama.

– Babciu… Przepraszam za tamto zachowanie. Byłam zmęczona i nie powinnam była tak reagować. Sweter jest piękny i ciepły. Dziękuję.

Poczułam ulgę, ale też smutek. Czy naprawdę trzeba aż tyle tłumaczyć się z własnych uczuć?

W niedzielę zaprosili mnie na obiad. Przy stole rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym: o polityce, cenach w sklepach, planach na wakacje. Magda miała na sobie mój sweter.

– Ładnie ci w nim – powiedziałam cicho.

Uśmiechnęła się do mnie pierwszy raz od dawna naprawdę szczerze.

Po powrocie do domu długo siedziałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta.

Czy starsi ludzie są jeszcze potrzebni swoim rodzinom? Czy nasze gesty mają jeszcze znaczenie w świecie pełnym pośpiechu i oczekiwań? Może powinnam nauczyć się dawać inaczej… Ale czy wtedy to jeszcze będę ja?