Moja szwagierka udawała ciążę, by uniknąć pracy i eksmisji – historia, która rozbiła naszą rodzinę

– Magda, przysięgam ci, nie mam już siły! – krzyknął Bartek, mój mąż, trzaskając drzwiami od kuchni. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, a w głowie miałam tylko jedno pytanie: jak mogliśmy się tu znaleźć?

Jeszcze pół roku temu nasza rodzina była zwyczajna. Ja – nauczycielka polskiego w podstawówce, Bartek – inżynier budowlany, dwójka dzieci i weekendowe obiady u teściowej, pani Haliny. Zawsze powtarzałam koleżankom, że mam szczęście do teściowej – była ciepła, pomocna, nigdy nie wtrącała się w nasze sprawy. Ale wszystko zaczęło się sypać, kiedy do naszego życia wkroczyła Ania, siostra Bartka.

Ania od zawsze była tą „trudniejszą”. Zmieniała prace jak rękawiczki, nie potrafiła się ustatkować. Ostatnio wynajmowała kawalerkę na Pradze i pracowała w sklepie spożywczym. Pewnego dnia zadzwoniła do Bartka z płaczem:

– Bartek, wyrzucają mnie z mieszkania! Nie mam gdzie iść! – łkała do słuchawki.

Bartek spojrzał na mnie błagalnie. Wiedziałam, że nie odmówi siostrze. Zaproponowaliśmy Ani tymczasowy pokój u nas. Miała zostać na dwa tygodnie, dopóki nie znajdzie nowej pracy i mieszkania.

Pierwsze dni były nawet miłe. Ania pomagała w domu, bawiła się z dziećmi. Ale szybko zaczęły się problemy. Nie szukała pracy, całymi dniami oglądała seriale na Netfliksie i narzekała na ból brzucha. Po tygodniu oznajmiła:

– Magda… muszę ci coś powiedzieć. Jestem w ciąży.

Zamurowało mnie. Bartek był w szoku. Teściowa przyjechała następnego dnia z torbą prezentów dla „przyszłej wnuczki”.

– Aniu, musisz o siebie dbać! – powtarzała Halina. – Odpoczywaj, nie przemęczaj się.

Od tego momentu Ania przestała robić cokolwiek w domu. Każdego dnia narzekała na mdłości i zmęczenie. Bartek coraz częściej wracał z pracy podminowany.

– Magda, ona nic nie robi! – szeptał mi wieczorami. – Przecież nie możemy jej utrzymywać wiecznie!

Ale jak wyrzucić ciężarną kobietę?

Mijały tygodnie. Ania nie chodziła do lekarza – tłumaczyła się lękiem przed szpitalami. Nie chciała pokazać żadnych badań ani USG. Zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak.

Pewnego dnia podsłuchałam jej rozmowę przez telefon:

– Spokojnie, nikt się nie domyśli… Jeszcze trochę i znajdę coś nowego…

Serce mi zamarło. Wieczorem powiedziałam o wszystkim Bartkowi.

– Myślisz, że ona kłamie? – spytał cicho.

– Jestem pewna – odpowiedziałam.

Bartek postanowił porozmawiać z matką.

– Mamo, Ania chyba nas oszukuje – zaczął ostrożnie.

Halina była oburzona:

– Jak możesz tak mówić o własnej siostrze? Przecież ona jest w trudnej sytuacji!

W domu atmosfera zrobiła się gęsta jak śmietana. Dzieci wyczuwały napięcie. Ja coraz częściej płakałam po nocach z bezsilności.

W końcu Bartek postawił sprawę jasno:

– Aniu, jeśli naprawdę jesteś w ciąży, chcemy zobaczyć zaświadczenie od lekarza.

Ania wybuchła płaczem:

– Nie wierzycie mi! Wszyscy jesteście przeciwko mnie!

Następnego dnia zniknęła. Zostawiła tylko kartkę: „Nie martwcie się o mnie”.

Teściowa przez tydzień nie odzywała się do nas słowem. Potem zadzwoniła:

– Magda… przepraszam. Ania przyznała się, że wszystko wymyśliła. Bała się wrócić do pracy i nie miała gdzie mieszkać…

Czułam ulgę i żal jednocześnie. Zaufanie zostało nadszarpnięte na długo. Dzieci pytały: „Mamo, kiedy ciocia wróci?” Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Dziś minęły trzy miesiące od tamtych wydarzeń. Ania wynajmuje pokój u koleżanki i podobno znalazła pracę w kawiarni. Nasza rodzina powoli wraca do równowagi, ale blizny pozostały.

Czasem patrzę na Bartka i pytam sama siebie: czy można odbudować zaufanie po takim kłamstwie? Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza… nawet jeśli ktoś ją rani?