Moja żona walczy o życie – czy jestem wystarczająco silny, by to udźwignąć?
– Michał, musisz być silny – powtarzam sobie w myślach, patrząc na bladą twarz Ani leżącej na szpitalnym łóżku. Jej oczy, kiedyś pełne życia, teraz są zamglone od bólu i strachu. Siedzę obok niej, ściskając jej dłoń, jakby to miało zatrzymać czas. W sali pachnie środkami dezynfekującymi, a za oknem szarzeje listopadowy wieczór.
– Michał… – jej głos jest cichy, ledwo słyszalny. – Jeśli coś pójdzie nie tak…
– Nie mów tak! – przerywam jej gwałtownie, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Wszystko będzie dobrze. Musi być.
Ale przecież nie wiem, czy będzie. Jeszcze tydzień temu Ania była zdrowa. Śmialiśmy się z dzieciakami przy kolacji, planowaliśmy święta u mojej mamy w Lublinie. A potem nagły ból brzucha, wymioty, gorączka. Lekarz rodzinny, potem SOR, badania, tomografia… Diagnoza: guz na jajniku, konieczna natychmiastowa operacja.
Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie miałem czasu się przestraszyć. Dopiero teraz, kiedy siedzę przy jej łóżku i słyszę szum respiratora z sąsiedniego łóżka, dociera do mnie ogrom tego wszystkiego.
Telefon wibruje w kieszeni. To mama:
– Michałku, jak Ania? – pyta z troską.
– Jutro operacja… Mama, ja nie wiem czy dam radę…
– Musisz być silny dla dzieci. I dla niej. – Jej głos jest stanowczy, ale słyszę w nim łzy.
Odkładam telefon i patrzę na nasze zdjęcie ślubne na tapecie telefonu. Ania w białej sukni, ja w granatowym garniturze. Byliśmy tacy szczęśliwi. Czy wtedy myślałem o tym, że życie może się tak nagle zmienić?
W domu czeka na mnie dwójka dzieci: Zosia (8 lat) i Kuba (5 lat). Staram się być dla nich silny, ale wieczorami zamykam się w łazience i płaczę w ciszy. Zosia pyta:
– Tato, a mama wróci do domu?
Co mam jej odpowiedzieć? Że wszystko będzie dobrze? Że lekarze zrobią wszystko? Przecież sam w to nie wierzę.
Teściowa przyjechała z Puław pomagać przy dzieciach. W kuchni czuć zapach rosołu – jej sposób na wszystko. Ale kiedy myśli, że nie widzę, ociera łzy rękawem swetra.
Wieczorem siadam z nią przy stole.
– Pani Halino…
– Mów mi mamo – przerywa mi cicho.
– Mamo… boję się. Nie wiem, co będzie dalej.
Patrzy na mnie długo.
– Ja też się boję. Ale musimy wierzyć. Dla Ani.
W nocy nie mogę spać. Przewracam się z boku na bok, słyszę tykanie zegara i szum ulicy za oknem. Myślę o tym, co będzie jeśli Ania nie przeżyje operacji. Jak powiem to dzieciom? Jak sam sobie z tym poradzę?
Rano jadę do szpitala. W korytarzu spotykam lekarza prowadzącego.
– Panie Michale, operacja jest ryzykowna, ale konieczna. Proszę być przygotowanym na wszystko.
Na wszystko? Co to znaczy? Czy mam już żegnać się z żoną?
Wchodzę do sali. Ania uśmiecha się blado.
– Michał… jeśli mnie zabraknie…
– Przestań! – krzyczę prawie przez łzy. – Nie możesz mnie zostawić!
Patrzy na mnie długo.
– Obiecaj mi jedno: że zadbasz o dzieci. I o siebie.
Nie mogę jej tego obiecać. Nie wiem czy dam radę.
Godzina operacji nadchodzi za szybko. Całuję ją w czoło i patrzę jak pielęgniarki wywożą ją na salę operacyjną. Zostaję sam na korytarzu pełnym obcych ludzi i ich dramatów.
Czekam cztery godziny. Każda minuta to wieczność. W głowie kłębią mi się myśli: co zrobiłem źle? Czy mogłem wcześniej zauważyć objawy? Czy to moja wina?
W końcu wychodzi lekarz.
– Operacja się udała, ale najbliższe dni będą decydujące.
Siadam na krześle i płaczę jak dziecko.
Dzwonię do mamy:
– Mamo… żyje…
W domu dzieci rzucają mi się na szyję.
– Tato! Mama wróci?
– Tak, kochanie… wróci.
Ale wiem, że przed nami długa droga: rekonwalescencja, chemia, strach przed nawrotem choroby. Muszę być silny – dla niej i dla dzieci. Ale czy naprawdę jestem wystarczająco silny?
Czasem patrzę w lustro i widzę zmęczonego faceta z podkrążonymi oczami i pytam siebie: czy można przygotować się na taki cios od życia? Jak nie zawieść tych, którzy najbardziej mnie potrzebują?