Jak przechytrzyliśmy moją teściową, by uratować ślub szwagierki – historia o rodzinnych intrygach i sile siostrzanej więzi
– Nie pozwolę, żebyś wyszła za tego nieudacznika! – głos mojej teściowej, pani Grażyny, rozbrzmiewał w kuchni jak dzwon alarmowy. Stałam przy zlewie, udając, że myję filiżanki po obiedzie, ale w rzeczywistości podsłuchiwałam rozmowę, która miała zadecydować o losie mojej szwagierki.
Kasia, młodsza siostra mojego męża Pawła, stała naprzeciwko matki z zaciśniętymi pięściami. W jej oczach widziałam łzy i gniew. – Mamo, kocham Tomka. On jest dobrym człowiekiem. To mój wybór!
– Twój wybór? – Grażyna prychnęła pogardliwie. – On nie ma stałej pracy! Jak zamierzasz żyć? Na garnuszku u nas? Nie po to harowałam całe życie, żebyś teraz zmarnowała wszystko przez jakiegoś… – urwała, bo zauważyła mnie kątem oka.
Odwróciłam się powoli, udając zaskoczenie. – Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać… – mruknęłam.
Grażyna spojrzała na mnie chłodno. – Ty się nie wtrącaj, Marto. To nie twoja sprawa.
Ale to była moja sprawa. Od kiedy wyszłam za Pawła, Kasia stała się dla mnie jak młodsza siostra. Zawsze mogłam na nią liczyć, a teraz ona potrzebowała mnie bardziej niż kiedykolwiek.
Wieczorem Kasia przyszła do mnie do pokoju. Usiadła na łóżku i zaczęła płakać. – Marta, ja już nie mam siły. Mama robi wszystko, żeby nas rozdzielić. Dzwoni do Tomka, grozi mu, że jeśli się nie wycofa, zrobi mu czarny PR w całym mieście. Nawet próbowała przekupić jego matkę!
Objęłam ją ramieniem. – Nie pozwolimy jej na to. Musimy być sprytne. Jeśli ona gra nieczysto, my też musimy.
Przez kolejne dni Grażyna nie ustępowała. Organizowała rodzinne narady bez Kasi i Tomka, rozsyłała plotki po sąsiadach i rodzinie. Wszyscy zaczęli patrzeć na Tomka jak na pasożyta. Paweł próbował przemówić matce do rozsądku, ale ona była nieugięta.
Pewnego wieczoru Kasia przyszła do mnie z nowiną: – Mama chce przekonać księdza, żeby odmówił nam ślubu! Powiedziała mu, że Tomek jest niewierzący i miał kiedyś konflikt z prawem.
Zamarłam. Wiedziałam, że Grażyna jest zdolna do wszystkiego. Musiałyśmy działać szybko.
– Kasia, musimy ją przechytrzyć. Skoro ona rozmawia z księdzem za twoimi plecami, my też powinniśmy z nim porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Następnego dnia poszłyśmy do parafii. Ksiądz był zdziwiony naszą wizytą.
– Proszę księdza – zaczęła Kasia drżącym głosem – wiem, że mama mówi różne rzeczy o Tomku. Ale to nieprawda. On chodzi do kościoła częściej niż ja! A ten konflikt z prawem… to była pomyłka sprzed lat, już dawno wyjaśniona.
Ksiądz spojrzał na nas uważnie i skinął głową. – Rozumiem waszą sytuację. Proszę się nie martwić, ślub się odbędzie.
Wyszłyśmy z kościoła z ulgą. Ale to był dopiero początek walki.
Grażyna nie dawała za wygraną. Zaczęła rozsyłać SMS-y do gości weselnych: „Nie przychodźcie na ślub Kasi, bo to hańba dla naszej rodziny”.
Kasia była załamana. – Marta, nikt nie przyjdzie na mój ślub! Mama wszystkich przeciwko mnie nastawiła!
– Nie wszystkich – odpowiedziałam stanowczo. – Mamy przyjaciół i ludzi, którzy cię kochają.
Zaczęłyśmy dzwonić do znajomych i tłumaczyć całą sytuację. Okazało się, że wielu ludzi już miało dość Grażyny i jej intryg.
W międzyczasie Paweł próbował rozmawiać z matką:
– Mamo, dlaczego to robisz? Przecież Kasia jest twoją córką!
Grażyna spojrzała na niego z wyrzutem: – Boję się o nią! Nie chcę, żeby cierpiała tak jak ja przez twojego ojca!
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w niej cień strachu i bólu. Może naprawdę bała się o córkę? Ale jej metody były okrutne.
Tydzień przed ślubem Grażyna postanowiła pójść na całość: zadzwoniła do właściciela sali weselnej i próbowała odwołać rezerwację podając się za Kasię! Na szczęście właściciel znał nas osobiście i zadzwonił do mnie z pytaniem:
– Pani Marto, czy naprawdę chcecie odwołać wesele?
Byłam w szoku. – Absolutnie nie! To jakaś pomyłka!
Zrozumiałam wtedy, że musimy być jeszcze bardziej czujni.
W dniu ślubu Kasia była blada jak ściana. Bała się, że matka zrobi coś jeszcze gorszego. Przed kościołem spotkałyśmy Grażynę ubraną na czarno jak na pogrzeb.
– Mamo… proszę cię… – szepnęła Kasia.
Grażyna spojrzała na nią chłodno: – Jeszcze możesz się wycofać.
Kasia spojrzała na mnie błagalnie. Wzięłam ją za rękę i poprowadziłam do środka.
Ślub odbył się bez przeszkód. Goście dopisali – przyszli ci najwierniejsi i najbliżsi sercu Kasi. Wesele było skromniejsze niż planowaliśmy, ale pełne miłości i wzruszeń.
Podczas pierwszego tańca Kasia szepnęła mi do ucha: – Gdyby nie ty… nie wiem, czy bym to przetrwała.
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach. – Jesteśmy rodziną. I zawsze będziemy się wspierać.
Grażyna wyszła z sali weselnej tuż po obiedzie. Nie pogodziła się z wyborem córki do dziś. Ale Kasia jest szczęśliwa z Tomkiem i spodziewają się dziecka.
Czasem zastanawiam się: czy można kochać kogoś tak bardzo, że aż chce się go chronić przed własnym szczęściem? A może czasem trzeba pozwolić odejść swoim lękom i zaufać wyborom tych, których kochamy?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?