Matka wygnała mnie z domu dla innego mężczyzny – historia, której nie zapomnę

Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi. Byłem wtedy w swoim pokoju, próbując skupić się na nauce do matury, kiedy usłyszałem podniesione głosy. Nie pierwszy raz, ale tym razem czułem, że to coś innego. Wyszedłem na korytarz i zobaczyłem moją mamę, Annę, stojącą naprzeciwko nowego faceta – Bartka. Był młodszy od niej o kilka lat, zawsze z tym swoim ironicznym uśmieszkiem i spojrzeniem, które mówiło: „To ja tu rządzę”.

– Znowu się wtrącasz? – rzucił do mnie Bartek, kiedy tylko mnie zobaczył.

– To mój dom – odpowiedziałem cicho, ale stanowczo.

Mama nawet na mnie nie spojrzała. Patrzyła tylko na niego, jakby czekała na jego reakcję. Wtedy poczułem pierwszy raz, że już nie jestem dla niej najważniejszy.

Mój tata, Marek, wyprowadził się dwa lata wcześniej. Rozwód był brudny, pełen krzyków i wzajemnych oskarżeń. Przez chwilę mieszkałem na przemian u nich obojga, ale tata szybko znalazł sobie nową partnerkę i wyjechał do Poznania. Mama została sama ze mną w naszym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Przez chwilę wydawało się, że będzie lepiej – gotowała moje ulubione pierogi, pytała o szkołę. Ale potem pojawił się Bartek.

Na początku myślałem, że to tylko przelotna znajomość. Ale on coraz częściej zostawał na noc, przynosił swoje rzeczy, a po kilku tygodniach zaczął przestawiać meble w salonie i mówić mamie, jak ma gotować obiad. Mnie traktował jak powietrze albo gorzej – jak przeszkodę.

Pewnego wieczoru wróciłem późno z korepetycji. W kuchni siedzieli razem przy winie.

– Gdzie byłeś? – zapytała mama bez cienia troski.

– Uczyłem się do matury – odpowiedziałem.

Bartek prychnął.

– Matura… A potem co? Będziesz siedział na garnuszku matki do trzydziestki?

Zacisnąłem pięści. Mama nie powiedziała nic. Wtedy zrozumiałem, że nie mogę liczyć na jej wsparcie.

Z dnia na dzień atmosfera robiła się coraz gorsza. Bartek zaczął narzekać na wszystko: że za głośno słucham muzyki, że zostawiam kubek w zlewie, że za długo siedzę w łazience. Pewnego dnia usłyszałem przez drzwi rozmowę:

– On nam przeszkadza – mówił Bartek. – Nie możemy żyć normalnie przez tego dzieciaka.

– To mój syn… – próbowała bronić się mama.

– Ale już dorosły! Niech idzie do ojca albo wynajmie coś z kolegami!

Serce mi pękło. Miałem dopiero osiemnaście lat i żadnych oszczędności. Tata był zajęty nową rodziną i nie miał dla mnie miejsca.

Kilka dni później doszło do awantury. Bartek wrócił pijany i zaczął rzucać wyzwiskami pod moim adresem. Próbowałem go ignorować, ale kiedy nazwał mnie pasożytem i nieudacznikiem, nie wytrzymałem.

– Przestań! – krzyknąłem. – To ty tu jesteś obcy!

Wtedy podszedł do mnie i popchnął mnie na ścianę. Mama stała obok i patrzyła bez słowa. Po chwili powiedziała tylko:

– Może rzeczywiście powinieneś na jakiś czas pojechać do taty…

Poczułem się jak śmieć wyrzucony na ulicę. Spakowałem plecak w milczeniu. Mama nawet nie zapytała, czy mam gdzie spać ani czy mam pieniądze na bilet do Poznania.

U taty nie było lepiej. Jego nowa partnerka, Justyna, patrzyła na mnie jak na intruza. Tata próbował być miły, ale widziałem, że jest rozdarty między mną a nowym życiem. Czułem się tam jeszcze bardziej samotny niż w domu mamy.

Przez kilka tygodni spałem na rozkładanej kanapie w salonie taty. Chodziłem do szkoły jak automat, nie miałem siły rozmawiać z kolegami ani uczyć się do matury. W końcu zadzwoniła do mnie babcia ze strony mamy.

– Michałku, co się dzieje? Twoja mama mówiła, że wyjechałeś do ojca… – jej głos drżał.

Nie wytrzymałem i się rozpłakałem.

– Babciu… ona mnie wyrzuciła dla tego Bartka…

Babcia była jedyną osobą, która naprawdę próbowała mi pomóc. Zaprosiła mnie do siebie do Radomia na weekendy, gotowała moje ulubione naleśniki i słuchała bez oceniania. To dzięki niej przetrwałem najgorsze miesiące.

W międzyczasie mama coraz rzadziej dzwoniła. Raz przysłała SMS-a: „Mam nadzieję, że wszystko u ciebie dobrze”. Odpisałem tylko: „Nie martw się” – choć wcale tak nie było.

W szkole zaczęły się plotki. Ktoś widział Bartka w osiedlowym sklepie awanturującego się z kasjerką o drobne. Ktoś inny słyszał krzyki z naszego mieszkania. Koledzy pytali: „Czemu nie mieszkasz już z matką?” Nie umiałem odpowiedzieć.

Na maturze ledwo zebrałem myśli. Zdałem tylko dlatego, że babcia codziennie powtarzała mi: „Dasz radę! Jesteś silniejszy niż myślisz”.

Po egzaminach wróciłem do Warszawy tylko po świadectwo i kilka rzeczy z pokoju dziecięcego. Mama była w pracy, Bartek spał na kanapie z butelką piwa w ręku. Przeszedłem przez mieszkanie jak cień – już nic tam nie było moje.

Kilka miesięcy później dowiedziałem się od babci, że Bartek zostawił mamę dla młodszej dziewczyny z siłowni. Mama została sama w pustym mieszkaniu.

Zadzwoniła do mnie po raz pierwszy od pół roku:

– Michał… może byś przyszedł na obiad? Pogadamy?

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Z jednej strony tęskniłem za nią jak cholera, z drugiej – czułem żal i gniew za wszystko, co mi zrobiła.

Poszedłem tam po kilku dniach namysłu. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole – tym samym, przy którym kiedyś razem lepiliśmy pierogi na święta.

– Przepraszam cię… – powiedziała cicho mama. – Myślałam, że robię dobrze… Że zasługuję jeszcze na szczęście… Ale straciłam ciebie.

Nie umiałem jej wybaczyć od razu. Potrzebowałem czasu i terapii u szkolnego psychologa, żeby zrozumieć własne emocje.

Dziś mam dwadzieścia lat i wynajmuję pokój z kolegą z uczelni w Warszawie. Z mamą rozmawiam rzadko – czasem wysyłam jej zdjęcie kota albo pytam o zdrowie babci. Wiem już jedno: rodzina to nie zawsze ci, którzy powinni być najbliżej.

Często wracam myślami do tamtej nocy i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć zdradę własnej matki? Czy da się odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś tak bliskiemu? Czy rodzic ma prawo wybierać własne szczęście kosztem dziecka?