Zbuntowałem się przeciw rodzicom rok temu – dziś jestem szczęśliwy!
Już od rana czułem, że coś wisi w powietrzu. Siedziałem przy kuchennym stole, patrząc na parującą herbatę, gdy do kuchni weszła mama – jak zwykle z miną generała. – Michał, nie zapomnij, dziś masz spotkanie z dyrektorem liceum. Twój ojciec już wszystko załatwił – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Miałem wtedy siedemnaście lat i czułem się jak więzień we własnym domu.
Od dziecka żyłem według planu ułożonego przez rodziców. Moje marzenia o ASP były dla nich fanaberią. – Sztuka? Z tego nie wyżyjesz! – powtarzał ojciec, pan Andrzej, urzędnik w urzędzie miasta. Mama, Elżbieta, nauczycielka matematyki, zawsze powtarzała: – Liczy się stabilizacja, Michał. Tylko wtedy będziesz szczęśliwy.
Ale ja nie byłem szczęśliwy. Każdy dzień był walką o oddech. W szkole byłem prymusem, bo musiałem. Po lekcjach korepetycje z matmy i angielskiego, potem obowiązkowe zajęcia z programowania. Wieczorami zamykałem się w pokoju i rysowałem po kątach, bo tylko wtedy czułem się sobą.
Pewnego dnia, gdy miałem już dość, usłyszałem przez drzwi rozmowę rodziców:
– Michał nie może tak dalej bujać w obłokach – mówiła mama.
– Musi iść na politechnikę. Nie będziemy mu fundować życia artysty – odpowiedział ojciec.
Wtedy coś we mnie pękło. Wyszedłem z pokoju i powiedziałem:
– Nie pójdę na politechnikę! Chcę zdawać na ASP!
Zapadła cisza. Ojciec spojrzał na mnie jak na obcego.
– Michał, nie wygłupiaj się. To nie jest twoja decyzja.
– Jest! – krzyknąłem. – Mam prawo decydować o swoim życiu!
Mama zaczęła płakać, ojciec wyszedł trzaskając drzwiami. Przez kolejne tygodnie w domu panowała atmosfera grobowa. Rodzice przestali ze mną rozmawiać. Czułem się samotny jak nigdy wcześniej.
W szkole też nie było lepiej. Mój najlepszy przyjaciel, Bartek, próbował mnie pocieszać:
– Stary, musisz zrobić to, co czujesz. Inaczej zwariujesz.
Ale presja była ogromna. Rodzice grozili, że jeśli nie pójdę na politechnikę, przestaną mnie utrzymywać. – Zobaczysz, jak to jest być dorosłym! – krzyczał ojciec.
W końcu podjąłem decyzję: wyprowadzam się. Wynająłem pokój u starszej pani na Pradze za pieniądze z dorywczej pracy w kawiarni. Rodzice byli wściekli.
– Michał, wróć do domu! – błagała mama przez telefon.
– Nie wrócę! Muszę spróbować żyć po swojemu! – odpowiedziałem drżącym głosem.
Pierwsze miesiące były koszmarem. Brakowało mi pieniędzy, czasem jadłem tylko chleb z masłem i herbatę. Ale miałem wolność i mogłem rysować do woli. Złożyłem teczkę na ASP i… dostałem się!
Gdy zadzwoniłem do mamy z tą wiadomością, usłyszałem tylko:
– Nie licz na naszą pomoc.
Poczułem wtedy ból, jakiego nigdy wcześniej nie znałem. Ale wiedziałem już, że nie mogę się cofnąć.
Na uczelni poznałem Magdę – dziewczynę z sąsiedniej pracowni malarskiej. Była zupełnie inna niż wszyscy: otwarta, szczera, pełna pasji. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia.
Pewnego wieczoru siedzieliśmy razem na schodach przed akademikiem:
– Michał, dlaczego jesteś taki smutny?
Opowiedziałem jej wszystko: o rodzicach, o wyprowadzce, o braku wsparcia.
– Wiesz co? Jesteś odważny. Większość ludzi nigdy nie zdobywa się na taki krok.
To ona nauczyła mnie wierzyć w siebie. Dzięki niej przetrwałem najtrudniejsze chwile.
Ale życie nie przestawało rzucać mi kłód pod nogi. Po roku studiów zachorowałem na zapalenie płuc i trafiłem do szpitala. Magda była przy mnie dzień i noc – rodzice nawet nie zadzwonili.
Po wyjściu ze szpitala musiałem rzucić pracę w kawiarni – byłem za słaby. Zalegałem z czynszem, groziła mi eksmisja. Wtedy Magda zaproponowała:
– Zamieszkaj ze mną i moją mamą na Mokotowie. Damy radę razem.
Jej mama przyjęła mnie jak własnego syna. Po raz pierwszy poczułem, co to znaczy być akceptowanym bezwarunkowo.
Minął rok od mojego buntu. Pewnego dnia dostałem wiadomość od mamy:
– Michał, czy możemy się spotkać?
Spotkaliśmy się w parku Skaryszewskim. Mama była blada i zmęczona.
– Synku… przepraszam cię za wszystko. Bałam się o ciebie…
– Mamo… ja też tęskniłem.
Przytuliliśmy się i oboje płakaliśmy.
Ojciec długo nie mógł mi wybaczyć buntu. Dopiero gdy zobaczył moją pierwszą wystawę w galerii na Powiślu i tłumy ludzi podziwiających moje prace, podszedł do mnie i powiedział:
– Michał… jestem z ciebie dumny.
Dziś mam dwadzieścia pięć lat, kończę studia na ASP i pracuję jako ilustrator książek dla dzieci. Z Magdą planujemy ślub. Rodzice zaakceptowali mój wybór – choć kosztowało nas to wszystkich wiele łez i kłótni.
Czasem patrzę wstecz i zastanawiam się: co by było, gdybym wtedy nie miał odwagi powiedzieć „nie”? Czy warto było przejść przez tyle bólu dla własnej wolności? A może każdy z nas musi kiedyś zbuntować się przeciwko temu, co go niszczy?
A Wy? Czy mieliście kiedyś odwagę postawić wszystko na jedną kartę? Czy warto było?