Mój mąż pokłócił się z moją rodziną na Wigilii. Czy można jeszcze to naprawić?
— Naprawdę musisz to komentować przy wszystkich? — Tomek syknął przez zaciśnięte zęby, patrząc na mojego ojca, który właśnie po raz kolejny zażartował z jego pracy. Wigilijny stół zamarł. Barszcz stygnął, a karp na półmisku nagle stracił cały świąteczny blask. Mama ścisnęła dłonie na serwecie, a ja poczułam, jak serce bije mi w gardle.
— Tomek, przecież to tylko żart — próbowałam załagodzić sytuację, ale on już wstał od stołu. — Może dla ciebie — rzucił przez ramię i wyszedł do przedpokoju. Słychać było trzask drzwi.
To była nasza pierwsza wspólna Wigilia po ślubie. Marzyłam o tym dniu od miesięcy. Chciałam, żeby Tomek poczuł się częścią mojej rodziny, żebyśmy wszyscy razem śmiali się przy stole, wspominali dzieciństwo, dzielili opłatkiem. Zamiast tego zostałam sama w kuchni, z oczami pełnymi łez i głową pełną pytań.
— Zawsze był taki drażliwy? — zapytała cicho moja siostra Anka, podając mi chusteczkę. Pokręciłam głową. — Nie… On po prostu… Ostatnio ma trudny czas w pracy, szef go ciśnie, a tata…
— Tata zawsze żartuje — przerwała mi Anka. — Ale Tomek powinien wiedzieć, że to nie ze złośliwości.
Wiedziałam, że powinnam wrócić do Tomka, spróbować z nim porozmawiać. Ale czułam się rozdarta. Z jednej strony rodzina — ci wszyscy ludzie, którzy mnie wychowali, kochali, wspierali przez całe życie. Z drugiej — mąż, którego wybrałam i któremu przysięgałam być wierna na dobre i na złe.
Kiedy wróciłam do mieszkania, Tomek siedział w ciemności na kanapie. Nie zapalił nawet choinki.
— Przepraszam — zaczęłam niepewnie. — Nie powinnam była pozwolić tacie…
— To nie twoja wina — przerwał mi chłodno. — Po prostu nie chcę już tam wracać. Nigdy.
Zamarłam. — Tomek, to moja rodzina…
— A ja jestem twoim mężem! — wybuchł nagle. — Ile razy mam znosić te kpiny? Ile razy mam udawać, że wszystko jest w porządku?
Przez kolejne dni nie rozmawialiśmy o tym wydarzeniu. Tomek zamknął się w sobie, wychodził do pracy wcześniej niż zwykle i wracał późno. Ja próbowałam udawać przed rodziną, że wszystko jest w porządku, ale mama dopytywała przez telefon:
— Co się dzieje z Tomkiem? Dlaczego nie odbiera ode mnie telefonu?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sama czułam się zagubiona. Zaczęłam analizować każde słowo wypowiedziane przy stole tamtego wieczoru. Czy naprawdę tata przesadził? Czy Tomek miał prawo się obrazić?
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura zauważyła moje rozkojarzenie.
— Wszystko w porządku? — zapytała.
— Mąż pokłócił się z moją rodziną na Wigilii… I teraz nie chce mieć z nimi kontaktu — wyszeptałam.
— U nas było podobnie — powiedziała cicho. — Mój Bartek też miał problem z moją mamą. Ale wiesz co? Trzeba rozmawiać. Inaczej to tylko narasta.
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
— Tomek… Musimy pogadać.
Siedział przy komputerze, udając, że coś czyta.
— O czym?
— O nas. O mojej rodzinie. O tym, co się stało.
Westchnął ciężko.
— Nie rozumiesz? Oni mnie nigdy nie zaakceptują. Zawsze będę dla nich tym gorszym.
— To nieprawda! — zaprotestowałam. — Po prostu nie znają cię tak dobrze jak ja…
— Bo nie chcą poznać! — przerwał mi gorzko.
Zrobiło mi się przykro. Przypomniałam sobie wszystkie sytuacje, kiedy tata rzeczywiście żartował z Tomka: że informatyk to nie zawód, że prawdziwy facet powinien mieć dom i samochód, a nie wynajmować mieszkanie i jeździć rowerem do pracy.
Może rzeczywiście przesadziliśmy z tą otwartością? Może Tomek czuł się upokorzony?
Ale przecież ja też miałam prawo do swojej rodziny! Chciałam spędzać z nimi święta, urodziny, imieniny…
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak współlokatorzy. Tomek unikał tematów rodzinnych jak ognia. Ja coraz częściej płakałam po nocach.
W końcu zadzwoniła mama:
— Musisz coś zrobić, kochanie. Nie możemy tak żyć w zawieszeniu.
Zebrałam się na odwagę i poprosiłam Tomka o szczerość.
— Czego ode mnie oczekujesz? — zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie długo.
— Chcę, żebyś wybrała mnie. Żebyś postawiła mnie na pierwszym miejscu.
Zatkało mnie. Czy naprawdę muszę wybierać? Czy bycie żoną oznacza rezygnację z bycia córką?
Nie spałam całą noc. Rano napisałam do taty długiego maila: opisałam wszystko szczerze, poprosiłam o więcej wyrozumiałości dla Tomka i o mniej żartów na jego temat.
Tata odpisał krótko: „Nie chciałem nikogo urazić. Może rzeczywiście przesadziłem.”
Minęły dwa miesiące zanim Tomek zgodził się pojechać ze mną do rodziców na niedzielny obiad. Było sztywno i niezręcznie, ale nikt nie żartował z jego pracy ani roweru. Mama upiekła jego ulubione ciasto. Tata zapytał o nowy projekt w firmie Tomka.
To był mały krok naprzód. Ale wiem, że rany jeszcze długo będą się goić.
Czasem patrzę na Tomka i zastanawiam się: czy można naprawdę pogodzić dwie rodziny? Czy zawsze ktoś musi być „tym drugim”? Jak wy radzicie sobie z podobnymi konfliktami? Czy da się odbudować zaufanie po takich słowach?