„Nie jestem już tą samą kobietą” – historia o rozpadzie rodziny, odwadze i nowym początku
– Składam pozew o rozwód – powiedziałam cicho, ale stanowczo. W pokoju rozległ się tylko szum meczu w telewizji i chrupanie chipsów. Mój mąż, Paweł, nawet nie drgnął. Przez chwilę patrzyłam na jego profil – znajomy, a jednak tak obcy. Wzięłam pilota i wyłączyłam telewizor.
– Co ty wyprawiasz?! Zwariowałaś?! – wrzasnął Paweł, zrywając się z kanapy.
– Przepraszam – dodał po chwili ciszej, widząc moją minę. – Ale to był ważny moment.
– Ważniejszy niż to, co powiedziałam? – zapytałam z goryczą.
– Co takiego? – mruknął, już mniej pewnie.
– Składam pozew o rozwód.
Zamarł. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz się roześmieje, jakby to był kiepski żart. Ale nie roześmiał się. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– O co ci chodzi, Magda? Przecież wszystko jest dobrze! Wczoraj byliśmy u twojej matki na imieninach, przedwczoraj kupiłem ci kwiaty…
– Po raz pierwszy od siedmiu lat! – przerwałam mu ostro. – I nawet wiem dlaczego.
– Bo… bo chciałem zrobić ci przyjemność?
– Nie. Bo zobaczyłeś, że zaczęłam żyć własnym życiem. Oddałam dzieci do przedszkola, znalazłam pracę w bibliotece, zaczęłam chodzić na fitness z koleżankami z pracy. Zmieniłam fryzurę. Zaczęłam się uśmiechać. I nagle przypomniałeś sobie, że masz żonę.
Paweł westchnął ciężko i usiadł z powrotem na kanapie.
– Pracowałem ciężko dla was! – rzucił z wyrzutem.
– Dla nas? A może dla siebie? Nigdy nie było cię w domu. Kiedy byłam w ciąży z Kubą, spałeś u kolegi po imprezie. Kiedy Zosia miała kolki i płakała całą noc, ty spałeś jak zabity. Nigdy nie wstałeś do dzieci. Nigdy nie zapytałeś, czy potrzebuję pomocy.
– Przesadzasz! – Paweł podniósł głos. – Zawsze dawałem ci pieniądze! Nigdy ci niczego nie brakowało!
– Brakowało mi ciebie! Twojej obecności! Twojego wsparcia! – krzyknęłam i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
Wtedy do pokoju weszła teściowa. Mieszkała z nami od dwóch lat, odkąd miała udar i wymagała opieki. To był jeden z powodów naszych niekończących się kłótni.
– Co tu się dzieje? – spytała lodowatym tonem pani Teresa.
– Magda chce się rozwieść – rzucił Paweł z przekąsem.
Teściowa spojrzała na mnie z pogardą:
– Wiedziałam, że tak to się skończy. Dzisiejsze kobiety tylko by latały po kosmetyczkach i fitnessach! A dzieci? A dom? Kto to wszystko ogarnie?
– Ja ogarniam! Sama! Od lat! – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Przestańcie się kłócić przy dzieciach – powiedziała moja mama, która akurat przyszła odebrać Zosię na nocowanie. Spojrzała na mnie ze współczuciem i cicho dodała: – Magda… jesteś pewna?
Pewna? Byłam przerażona. Ale bardziej przerażało mnie życie w tej ciszy i obojętności niż samotność.
Kiedy powiedziałam dzieciom, że będziemy mieszkać osobno z tatą, Kuba rozpłakał się i uciekł do swojego pokoju. Zosia patrzyła na mnie wielkimi oczami:
– Mamusiu… czy to przez to, że byłam niegrzeczna?
Serce mi pękło. Przytuliłam ją mocno.
– Nie kochanie… To nie twoja wina.
Wieczorem Paweł wrócił pijany. Rzucił kluczami o stół i zaczął krzyczeć:
– Myślisz, że sobie poradzisz sama?! Z dwójką dzieci?! Bez pieniędzy?!
Nie odpowiedziałam. Wzięłam walizkę i zaczęłam pakować rzeczy dzieci.
Następnego dnia zadzwoniła moja siostra Anka:
– Magda… mama mówiła mi wszystko. Jesteś pewna? Może powinnaś jeszcze spróbować terapii?
– Próbowałam… przez lata próbowałam wszystkiego. Teraz próbuję siebie uratować.
W pracy wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem. Pani Basia z działu dziecięcego podeszła do mnie w kuchni:
– Magda… jeśli będziesz czegoś potrzebować…
Poczułam się nagle bardzo samotna. Ale też wolna.
Paweł próbował jeszcze walczyć o dzieci. Straszył sądem, alimentami. Teściowa dzwoniła do mojej mamy:
– Pani córka niszczy rodzinę! Co ludzie powiedzą?!
Mama milczała przez chwilę:
– Moja córka przez siedem lat była sama w tym małżeństwie. Teraz chce być szczęśliwa.
Zaczęło się piekło podziału majątku. Paweł upierał się przy samochodzie, choć wiedział, że ja muszę codziennie wozić dzieci do przedszkola na drugi koniec miasta.
– Nie oddam ci auta! Sama chciałaś rozwodu!
W końcu sąd przyznał mi samochód i alimenty. Wynajęłam małe mieszkanie na Targówku – daleko od naszej starej dzielnicy na Ursynowie, ale blisko przedszkola i pracy.
Pierwsze tygodnie były koszmarem. Kuba płakał za tatą każdej nocy. Zosia moczyła się w nocy ze stresu. Ja nie spałam prawie wcale.
Pewnego dnia zadzwoniła Anka:
– Magda… Paweł był dziś u nas. Próbował mnie przekonać, żebym namówiła cię do powrotu.
Zaśmiałam się przez łzy:
– On nie rozumie… To już nie jest kwestia jednej kłótni czy jednej nocy osobno. To lata obojętności.
W pracy zaczęłam dostawać więcej godzin i odpowiedzialniejszych zadań. Po raz pierwszy od lat ktoś mnie docenił za coś innego niż gotowanie obiadu czy pranie skarpetek.
Po kilku miesiącach Paweł zaczął zabierać dzieci na weekendy. Nagle okazało się, że potrafi sam zrobić im śniadanie, wyjść z nimi do kina czy na rower.
Zapytałam go kiedyś przez telefon:
– Dlaczego teraz potrafisz być ojcem?
Zamilkł na chwilę:
– Może musiałem coś stracić, żeby docenić…
Nie odpowiedziałam nic więcej.
Teściowa przestała się do mnie odzywać. Mama czasem pytała:
– Nie żałujesz?
Czasem żałowałam. Czasem płakałam po nocach ze strachu o przyszłość dzieci i własną samotność. Ale potem patrzyłam na siebie w lustrze i widziałam kobietę silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej.
Dziś mija rok od rozwodu. Kuba już nie płacze nocami. Zosia śmieje się coraz częściej. Ja nauczyłam się naprawiać cieknący kran i sama zmienić koło w samochodzie.
Czasem spotykam Pawła pod przedszkolem. Jest inny – bardziej obecny dla dzieci niż kiedykolwiek był dla mnie.
Patrzę na swoje życie i zastanawiam się: dlaczego tak wielu ludzi musi upaść na samo dno samotności lub rozpaczy, żeby zacząć naprawdę żyć? Czy naprawdę musimy przejść przez piekło rozstania, żeby odnaleźć siebie?