„Córka mówi, że jestem toksyczna. A ja po prostu za nią tęsknię”: Historia Krystyny, matki, która nie potrafi odpuścić
– Aniu, dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu? – mój głos drżał, kiedy po raz kolejny nagrywałam się na jej poczcie głosowej. Była już prawie północ, a ja siedziałam w kuchni, wpatrując się w zdjęcie mojej córki z czasów, gdy miała może siedem lat. Uśmiechnięta, z rozczochranymi włosami, trzymała w rękach bukiet polnych kwiatów. Wtedy jeszcze byłam dla niej całym światem. Teraz słyszę tylko: „Mamo, jesteś toksyczna. Przestań się wtrącać w moje życie.”
Mam na imię Krystyna, mam 67 lat i jedną córkę, Anię. Wychowywałam ją sama, bo mąż odszedł, gdy Anka miała zaledwie sześć lat. Zniknął z naszego życia na dobre. Zawsze powtarzałam sobie, że muszę być dla niej i matką, i ojcem. I chyba za bardzo wzięłam to sobie do serca. Anka była całym moim światem. Nigdy nie miałam nikogo poza nią – rodzice zmarli wcześnie, rodzeństwa nie miałam. Wszystko, co robiłam, robiłam dla niej.
Pamiętam, jak chodziłyśmy razem na spacery po parku w Katowicach, jak piekłyśmy szarlotkę w każdą niedzielę i jak tuliła się do mnie po nocnych koszmarach. Byłam jej opoką. Ale kiedy dorosła, zaczęła się ode mnie oddalać. Najpierw studia w Krakowie – płakałam wtedy przez tydzień, ale mówiłam sobie: „Krystyna, musisz być silna. To dla niej.” Potem praca, chłopak – ten cały Tomek, którego nigdy nie polubiłam. Zawsze wydawał mi się zbyt pewny siebie i zbyt mało troskliwy wobec mojej Ani.
Zaczęły się pierwsze kłótnie. „Mamo, nie dzwoń do mnie codziennie.” „Mamo, nie pytaj mnie o wszystko.” „Mamo, daj mi żyć.” Bolało mnie to strasznie. Przecież chciałam tylko wiedzieć, czy jest szczęśliwa, czy niczego jej nie brakuje. Czy Tomek ją dobrze traktuje? Czy nie jest głodna? Czy nie jest jej smutno?
Pewnego dnia zadzwoniłam do niej po raz trzeci tego samego wieczoru. Odebrała i usłyszałam w jej głosie złość:
– Mamo! Ile razy mam ci powtarzać? Jestem dorosła! Przestań mnie kontrolować!
– Aniu, ja tylko chciałam…
– Nie! Ty zawsze wszystko musisz wiedzieć! Nie mogę oddychać! Jesteś toksyczna!
To słowo uderzyło mnie jak policzek. Toksyczna? Ja? Przecież całe życie poświęciłam dla niej! Czy to źle, że się martwię? Że chcę być blisko?
Od tamtej pory Anka zaczęła się coraz bardziej oddalać. Przestała odbierać telefony, rzadziej przyjeżdżała do domu. Na święta przywoziła Tomka i rozmawiała głównie z nim. Ja siedziałam przy stole i czułam się jak intruz we własnym domu.
Któregoś dnia postanowiłam pojechać do Krakowa bez zapowiedzi. Chciałam ją zaskoczyć – upiekłam jej ulubione ciasto drożdżowe i kupiłam nową bluzkę na przecenie w centrum handlowym. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyłam w jej oczach coś pomiędzy zdziwieniem a irytacją.
– Mamo… co ty tu robisz?
– Przyjechałam cię odwiedzić. Tęskniłam za tobą.
– Nie możesz tak po prostu przyjeżdżać bez zapowiedzi! Mam swoje życie!
Poczułam się jak nieproszony gość. Tomek nawet nie wyszedł z pokoju się przywitać. Zjadłyśmy ciasto w milczeniu. Czułam gulę w gardle przez całą drogę powrotną do Katowic.
Od tamtej pory widywałyśmy się coraz rzadziej. Czasem dzwoniła raz na dwa tygodnie – krótko, rzeczowo: „Mamo, wszystko dobrze.” A ja siedziałam wieczorami sama w kuchni i patrzyłam na jej zdjęcia.
Zaczęły się problemy ze zdrowiem – serce coraz częściej dawało o sobie znać. Lekarz powiedział: „Pani Krystyno, musi pani więcej odpoczywać i mniej się denerwować.” Ale jak mam się nie denerwować? Jak mam odpoczywać od tęsknoty za własnym dzieckiem?
W zeszłym miesiącu zadzwoniła do mnie sąsiadka: „Pani Krystyno, widziałam Anię z Tomkiem na rynku – wyglądali na szczęśliwych.” Poczułam ukłucie zazdrości i żalu. Dlaczego ona może być szczęśliwa beze mnie? Dlaczego ja nie potrafię być szczęśliwa bez niej?
W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam jej list:
„Aniu,
Nie wiem już, jak do ciebie dotrzeć. Wiem, że czasem przesadzam i za bardzo się martwię. Ale jesteś moim jedynym dzieckiem i całym moim światem. Nie umiem inaczej żyć niż troszcząc się o ciebie. Przepraszam, jeśli cię ranię swoją miłością.
Kocham cię,
Mama”
Nie odpisała.
Czasem myślę o tym wszystkim nocami – czy naprawdę można kochać za bardzo? Czy to możliwe, że miłość matki może być ciężarem? Przecież chciałam tylko dobrze…
Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że rozmawiam sama ze sobą:
– Krystyna, może czas nauczyć się żyć dla siebie?
Ale jak to zrobić po tylu latach życia tylko dla kogoś innego?
Czy naprawdę jestem toksyczna? Czy to świat się zmienił, czy ja nie potrafię odpuścić? Może każda matka kiedyś musi nauczyć się samotności… Ale czy to znaczy, że przestaje być matką?
Czasem patrzę na swoje odbicie w oknie i pytam samą siebie: czy można przestać tęsknić za własnym dzieckiem? Czy ktoś z was też tak miał?